– Podaliśmy Sandecji tlen. Dla mnie to wciąż trudne do przetrawienia. Jesteśmy na to bardzo źli i będziemy musieli wrócić do tego, żeby wyeliminować takie sytuacje – powiedział po meczu ŁKS-Sandecja trener ełkaesiaków, Marcin Pogorzała.
Pogorzała rozpoczął od komentarza do sytuacji bramkowej z 95. minuty, która dała ŁKS-owi zwycięstwo. -To nie była przypadkowa akcja. Ustaliliśmy, że z prawej strony, od Adama Marciniaka czy Bartosza Szeligi mają iść dośrodkowania w pole karne, gdzie miał czekać Stipe Jurić. Mateusz Kowalczyk jest zawodnikiem, który ma ciąg na bramkę. Odkąd pojawił się w pierwszej drużynie, wyróżniał się tym, że bardzo często zapuszczał się w pole kare przeciwnika. Pokazywał to zarówno w sparingach, jak i w meczach ligowych, w których wchodził na boisko. Liczyliśmy więc na takie sytuacje, wprowadzając go do gry i to się sprawdziło. To, co wydarzyło się w końcówce to jednak tylko i wyłącznie zasługa piłkarzy. Mogli już spuścić głowy bo umówmy się – to był dramat, znów wypuścić 2:0 na tym stadionie. Myślę, że na mało kto wierzył już tutaj, że tę drużynę na to stać, mało kto wierzył i wierzy w to, że ta drużyna chce w ogóle wygrywać i awansować; myślę, że więcej jest opinii, że to drużyna bez ambicji i bez charakteru – ocenił trener ŁKS-u.
Pogorzała sporo miejsca poświęcił Mateuszowi Kowalczykowi. –To kolejny ambitny zawodnik i dobry piłkarz. Również w meczu z Podbeskidziem stworzył groźną sytuację dzięki swojemu doskokowi i pressingowi, czyli czemuś, co jest u niego powtarzalne. Na treningach też często jest w polu karnym i często zdobywa bramki. Mateusz to kolejny zawodnik, który był tu ściągnięty jako młody chłopak. Pracował z naszymi trenerami, przeszedł przez rezerwy, dzisiaj jest w pierwszej drużynie. Nie wszystko w tym ŁKS-ie jest takie tragiczne jak mogłoby się wydawać w sytuacji, w której dzisiejszy mecz skończyłby się wynikiem 2:2 – zaznaczył Pogorzała.
Pomimo zwycięstwa szkoleniowiec ełkaesiaków był wyraźnie skwaszony. -Początek meczu, z dwiema bramkami i nieuznanym trafieniem na 3:0 to był moim zdaniem prawdziwy koncert w wykonaniu chłopaków. Później jednak to oni dali ciała i trzeba to wyraźnie powiedzieć. Nie chodzi mi nawet o straconą bramkę na 2:2, bo przy przewadze wzrostu, jaką ma Sandecja liczyliśmy się z tym, że stałe fragmenty mogą spowodować zagrożenie pod naszą bramką. Zwłaszcza, że nie była to wyczyszczona, wypracowana pozycja, ale strzał sytuacyjny po wygranej, odbitej piłce. Chodzi o to, że my podaliśmy Sandecji tlen. Dla mnie to jest wciąż trudne do przetrawienia. Jesteśmy na to bardzo źli i będziemy musieli wrócić do tego, żeby to wyeliminować – podkreślił.
Pogorzała liczy na to, że zwycięstwa przyczynią się do tego, że na nowy stadion przy al. Unii będzie przychodzić coraz więcej kibiców. -Chcemy przyciągnąć kibiców na stadion. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby na najbliższych meczach było ich jak najwięcej. Najbardziej zależy mi na takich, dla których ta drużyna to będzie ich drużyna, dla których ci piłkarze to będą ich piłkarze. Ja za sztabem będę robił wszystko, żeby z tych chłopaków można było być dumnym; żeby oni oddawali tutaj serce i dążyli w każdym meczu do zwycięstwa. Mam nadzieję, że tak się stanie i że to wystarczy, żeby przyciągnąć kibiców. Myślę zresztą, że najwierniejszych spośród nich przyciągać nie trzeba, bo i tak przyjdą – zakończył.
1 Comment
Panie Trenerze ! Proszę zaniechać prezentowania komentarzy n.t. poziomu gry drużyny i poszczególnych zawodników typu- podaliśmy Sandecji tlen, musimy nad tym popracować, nie można popełniać tylu błędów itp. ŁKS grając w jesiennym meczu przeciw Sandecji jako gość (grający u siebie), także go wygrał, dzięki doskonałej – podjętej w końcowej fazie indywidualnej akcji. Ale w tym meczu, grały przeciwko sobie DWA ZESPOŁY, które nie miały w zwyczaju podsuwania przeciwnikowi tlenu, popełniania indywidualnych błędów itp. Bo po prostu były zespołami – miałem przyjemność komentując ten mecz napisać, że jeżeli żadne złe fatum nie dotknie obu zespołów, to Sandecja, będzie na wiosnę, jednym z głównych kandydatów do awansu. Niestety to fatum przyszło, a jego skutki bardziej dotknęły ŁKS. Jesienią był JESZCZE zespołem zdolnym do wygrywania z każdym i-ligowym przeciwnikiem – vide Miedz i Sandecja – teraz o sile zespołu decyduje wąska grupa zawodników. Warto ich imiennie przedstawić – Kozioł, Dąbrowski, Koprowski, Trąbka, Pirulo, Rozwandowicz. Absencja któregokolwiek z nich, wymusza istną rewolucję w zestawieniu drużyny na kolejny mecz. Dalej idzie grupa średniaków – prezentujących grę poprawną, obciążoną trudnymi do usunięcia nawykami – Marciniak, Juric, Szeliga, Wolski, Bąkowicz, Kuma, plus młodzież – Lorens, Kowalczyk, Arndt. No i grupa wiecznie robiących dobre wrażenie – wymieniałem ich imiennie w jednym z wcześniejszych komentarzy, sugerując, iż jedynym sposobem przywrócenia im chęci do gry, może być wyłącznie solidnie wymierzone kopnięcie w tyłek, przed wyjściem na boisko. To przykre, że tą grupę tworzą takie filary zespołu jak m.in. Corral, Ricardinho czy Monsalve. A przecież pojawiają się regularnie na boisku – z wiadomym skutkiem. Reasumując Panie Trenerze, trzeba z tej zbieraniny stworzyć zespół. To niełatwe zważywszy, że najpilniejsze to solidniejsi obaj boczni obrońcy. Iskierka optymizmu – radość wszystkich po bramce Kowalczyka. To nowość w postawie drużyny.