Miniona runda była dla Akademii Widzewa bardzo udana. Drużyny odnosiły sukcesy na boisku, a sama Akademia w grudniu zyskała kolejnego silnego sponsora. Podsumowaliśmy ten dobry czas w obszernej rozmowie z dyrektorem Maciejem Szymańskim.
Marcin Olczyk: Jaka to była jesień dla Akademii Widzewa? Z czego może pan być po niej zadowolony, a czego nie udało się zrealizować?
Maciej Szymański (dyrektor Akademii Widzewa): Na pewno była to runda pełna wyzwań, związanych z wieloma nowymi okolicznościami. Oddzieliliśmy zespół rezerw od U19. Widzew II awansował do IV ligi, gdzie graliśmy z nowymi przeciwnikami i potrzebowaliśmy trochę czasu na adaptację na tym poziomie. Pierwszy raz mamy wszystkie klasy na poziomie liceum w szkole, z którą współpracujemy. To wymagało kolejnych usprawnień logistycznych i modyfikacji planów treningowych, a także umiejętnego równoległego zarządzania kadrami, bo naturalnie następował przepływ zawodników między drużynami. W Akademii pojawił się też kolejny młody rocznik, który trzeba było wdrożyć do funkcjonowania w naszych strukturach.
Jeśli chodzi o sam przebieg rundy, to była ona bardzo długa, ale chcielibyśmy, żeby właśnie tak było zawsze, bo związane jest to z grą do końca m.in. w barażach o Centralną Ligę Juniorów czy o awans do wojewódzkiego Pucharu Polski z drugą drużyną. Teraz wyzwaniem będzie pozostanie na tych najwyższych, centralnych szczeblach rozgrywkowych.
Wpływ na nasze funkcjonowanie miały też oczywiście istotne zmiany w funkcjonowaniu klubu – pojawienie się nowego prezesa, dyrektora sportowego i trenera pierwszego zespołu. Musieliśmy ułożyć sobie odpowiednio współpracę, porozmawiać, podyskutować o tym, jak chcemy żeby to wyglądało czy jakie są w ogóle plany klubu wobec Akademii i określić wspólnie kierunek, w jakim mamy iść.
Skupia się pan przede wszystkim na kwestiach organizacyjnych. Nawet nawiązując do gry wspomniał pan o tym, że korzyścią było granie dłużej, a nie konkretny wynik sportowy. Rezultat sportowy na tym poziomie faktycznie jest sprawą drugorzędną?
– Zawsze podkreślam, że wynik w piłce młodzieżowej jest ważny, ale nie najważniejszy. Trzeba pamiętać, że to on motywuje, zachęca do dalszej pracy, buduje poczucie słuszności wykonywanej pracy, więc na pewno pomaga. Nie powinno się jednak przez jego pryzmat mierzyć i oceniać proces szkolenia. Wynik powinien być efektem, a nie celem samym w sobie. Dla mnie ważne jest ilu zawodników dojdzie na poziom piłki zawodowej, a nie jakie medale i puchary zdobędą w Akademii. Co nam po nich, jeśli nie dostarczymy zawodników na poziom zawodowy? Trzeba pamiętać, że żaden trener pierwszego zespołu, sprawdzając młodego zawodnika, nie pyta go o to, w jakiej lidze grał, tylko każe mu pokazać się na boisku. Dlatego naszą rolą jest wyposażyć zawodników w umiejętności i wiedzę, które pozwolą im funkcjonować na tym poziomie. Z tego powodu przesuwamy piłkarzy do starszych kategorii wiekowych, choć w danym momencie może to pociągać za sobą obniżenie jakości sportowej drużyny, w której dotychczas grali. Ale są kolejni, którzy na ich miejsce wchodzą i muszą udowadniać swoją wartość. Mówię tyle o organizacji i szkoleniu, bo właśnie ta codzienność sprawia, że później pojawiają się efekty pracy. Sukcesem będzie wejście zawodników na poziom piłki zawodowej i pozostanie na nim. Obecnie mamy piłkarzy, którzy wchodzą, grają minuty, ale nie jest to większy wymiar czasu, więc i dla nas jest to wyznacznik, że czeka nas jeszcze sporo pracy. Musimy być w tym procesie cierpliwi. W sporcie trzeba zachowywać pokorę, a w młodzieżowym właśnie szczególnie, bo trudno w pełni przewidzieć rozwój zawodnika – fizyczny i psychiczny.
Zestawiając pracę wykonywaną przez całą Akademię Widzewa z ostatnimi rezultatami, można powiedzieć, że to jest faktycznie efekt tego, co robicie, a nie wypadkowa innych okoliczności, jak szczęście, poziom rywali, itp.? Czy zaczynając 2,5 roku temu pracę zakładał pan, że dziś Widzew będzie miał trzy młodzieżowe drużyny na poziomie centralnym?
– W Strategii Rozwoju Akademii czy wymaganiach, jakie wówczas określał wobec nas właściciel klubu, mieliśmy określone pewne miarodajne czynniki, ale horyzont czasowy, w ramach którego pracujemy, jest dłuższy. Natomiast kryteriów jest zdecydowanie więcej, nie ograniczają się do tego, w których ligach grają nasze zespoły. Na początku powstał pięcioletni plan, który jest dla nas swego rodzaju mapą drogową. Wyniki mogą nam pomóc ocenić jej poprawność i wprowadzać ewentualne korekty. Ważne, żebyśmy pracowali efektywnie. Na pewno nie ustrzegliśmy się błędów, a niektóre sprawy wymagały modyfikacji. Moje spojrzenie na różne kwestie, jak struktura szkolenia czy jego organizacja, też przez ten okres uległo zmianie. Pracujemy na żywym organizmie. Trzeba reagować na to, co się dzieje i pojawiające się nowe okoliczności. W zeszłym roku powstał Młody Widzew, teraz tworzymy sieć klubów partnerskich. To wymusza zmiany struktury. Dziś w swoim monitoringu – nie mylić z procesem szkolenia – mamy ponad tysiąc dzieci i około stu trenerów. Uważam, że to bardzo dużo.
Ma pan przekonanie, że zmierzacie we właściwym kierunku i w odpowiednim tempie? Mówiąc o ostatnich wynikach trzeba pamiętać, że czasem zbyt szybka jazda może na zakręcie wyrzucić auto z drogi lub skończyć się na ścianie.
– W tej pracy niezbędna jest przede wszystkim wytrwałość. Zakręty na pewno będą. Może się zdarzyć, że nie do końca w którymś z nich się zmieścimy i na przykład zarysujemy drzwi, ale ważne, żebyśmy utrzymali się na drodze. Zarysowanie drzwi da się dość prosto naprawić. W sporcie nie zawsze można przewidzieć dynamikę zdarzeń, dlatego, jeśli coś zaczyna dziać się zbyt szybko, kluczowe jest dopasowanie naszych działań do prędkości, z jaką jedziemy, czyli wzmacnianie struktury, wzmacnianie się szkoleniowo, wykonywanie działań skautingowych, które pomogą funkcjonować zawodnikom na określonym poziomie. Ciężko powiedzieć młodemu człowiekowi, że coś dzieje się za szybko, a jeżeli ma możliwość, by coś uzyskać, niech to robi. Naszym zmartwieniem będzie, żeby wszystko dookoła do tego dopasować.
Jesteście w stanie tak zorganizować pracę, by na obecnym etapie odpowiednio dostosować funkcjonowanie Akademii do wyników i poziomów ligowych, na których grają jej drużyny?
– Trzeba pamiętać, że stale rozbudowujemy strukturę i podejmujemy coraz więcej działań na różnych płaszczyznach. Na pewno jest gdzieś próg, który jest graniczny w danych warunkach i wtedy pojawi się pewien element stabilizacji. Biorąc pod uwagę punkt, z którego startowaliśmy, musieliśmy wszystko robić dość szybko. Mieliśmy oczywiście na tym polu zrozumienie i wsparcie klubu. Szliśmy we właściwym kierunku niezależnie od tego, kto był w jego władzach. Natomiast sport jest ciągłą weryfikacją i o tym, czy przygotujemy zimą właściwe zaplecze do rywalizacji na tym najwyższym poziomie, dowiemy się tak naprawdę w czerwcu. Ale podjęliśmy już takie działania – przede wszystkim szkoleniowe – które mają pomóc zawodnikom odpowiednio funkcjonować wiosną.
Czy Akademia Widzewa dogoniła już polską czołówkę? Nie mówię o ściganiu się z tymi zdecydowanie najlepszymi i najbogatszymi, ale o znalezieniu się w elitarnej grupie klubów, które regularnie i licznie rywalizują na najwyższym poziomie w różnych kategoriach wiekowych?
– Jeśli spojrzymy na to ile klubów ma drużyny na każdym szczeblu centralnym to nie jest ich aż tak dużo. Można mówić o około 15 ośrodkach spełniających to kryterium. My do tego grona dołączyliśmy, ale jesteśmy w nim nowi. Dużym wyzwaniem będzie pozostanie w tej grupie. Dla nas to oczywiście olbrzymie wyróżnienie, ale też wymagania. Trzeba pamiętać o dysproporcji możliwości, jakie mają kluby grające w ekstraklasie, w stosunku do tych występujących na niższych poziomach. Znaczenie mają też tradycje szkoleniowe. Mamy w kraju kluby, które zajmują się szkoleniem młodzieży na najwyższym poziomie od wielu lat. Mają w związku z tym odpowiednie doświadczenie, ale też wyrobioną markę, dlatego wiodący zawodnicy łatwiej i szybciej do nich trafiają. My, jako nowy członek tej grupy, mamy troszeczkę trudniej. Każdy gdzieś jednak kiedyś zaczynał i budował swoją renomę, więc i my musimy na to pracować. Cieszy na pewno, że dzisiaj jesteśmy zapraszani chociażby przez Polski Związek Piłki Nożnej na różnego rodzaju warsztaty dotyczące organizacji lig i ich funkcjonowania na tym najwyższym młodzieżowym poziomie. Rozmawiamy, jesteśmy w kontakcie, na nasze mecze przyjeżdżają trenerzy młodzieżowych reprezentacji Polski, obserwują naszych zawodników. Zdarzały się już powołania na konsultacje. Warto być w tym środowisku, to też jest ścieżka, żeby zaistnieć na przykład na poziomie reprezentacji Polski.
Czy w związku z tym marka Akademii Widzewa jest już na tyle mocna, że pomaga w realizacji transferów na poziomie młodzieżowym?
– Do tej pory do Akademii trafiali zawodnicy przede wszystkim bardzo mocno związani z Łodzią, którzy najczęściej po prostu byli kibicami Widzewa, ale również zaczynają pojawiać się młodzi ludzie, którzy mając 10-11 lat nie myśleli o tym, że kiedyś będą piłkarzami Widzewa. Natomiast to, że ktoś w tym wieku nie kibicował naszemu klubowi, nie oznacza, że się z nim nie zwiąże i nie będzie zarówno on zawdzięczał coś Widzewowi, jak i odwrotnie. Dlatego kolejnym ważnym aspektem funkcjonowania klubu jest to, żeby ci zawodnicy dobrze się w nim czuli. Transfery robimy od dawna, ale na pewno ostatnio zauważyć można zmianę w postrzeganiu nas przez inne kluby, które w większości pozytywnie odnoszą się do zaproszeń na treningi czy testy w Widzewie. Ten odzew jest coraz lepszy. Wcześniej często nasze oficjalne pisma przechodziły dużo dłuższą drogę, a czasem po prostu znikały w eterze. Teraz są konkretne odpowiedzi, nawiązujemy relacje z klubami i rodzicami. Regularnie organizujemy test-mecze dla piłkarzy z innych drużyn. Widzew traktowany jest po prostu poważnie, co nas cieszy i jest efektem naszej pracy, bo my te kluby też traktujemy poważnie, niezależnie od ich wielkości czy dokonań. Szacunek nie powinien być warunkowany takimi czynnikami tylko być jednolitą wartością.
To, że można pokazać debiut Filipa Zawadzkiego w pierwszej drużynie i zabrać młodego zawodnika do Muzeum Widzewa pewnie wydatnie w tych rozmowach transferowych pomaga?
– Oczywiście, zwłaszcza że priorytetem szkolenia młodzieżowego jest dostarczanie zawodników do pierwszej drużyny i ogólnie zawodowej piłki nożnej. Sprzyja nam też to, że zawodnik może przyjść na mecz Widzewa i doświadczyć tej niesamowitej atmosfery. Ma możliwość wejść do Muzeum i na własne oczy zobaczyć piękną historię. Może zjeść obiad w klubowej restauracji. Nie wszędzie w Polsce występują te elementy, więc mają w sobie pewną wyjątkowość. To oczywiście pomaga, ale może też być elementem deprymującym. Po takiej wizycie zawodnik czasem może się zacząć zastanawiać czy to jest na pewno miejsce dla niego. Uważam, że w tym aspekcie trzeba zachować balans między tym, co było i historycznie stoi za marką Widzew, a rodzinną, ciepłą atmosferą, w której ludzie się dobrze czują. Musimy sobie też zdawać sprawę z miejsca, w którym jesteśmy. Nie jesteśmy obecnie klubem wiodącym w kraju, tylko mamy takie aspiracje, wynikające między innymi z nawiązania do historii, która była jednak bardzo dawno temu.
Dla pana, z tego co rozmawialiśmy również wcześniej, debiut Filipa nie był zaskoczeniem. Czy takie wydarzenie może wydatnie przyspieszyć piłkarski rozwój?
– Powinien to być oczywiście ogromny bodziec do pracy, ale czy tak się stanie, czy zawodnik udowodni, że tych minut powinno być więcej, zależy już tylko od niego. Równie dobrze może być po prostu zadowolony, że to się stało, wszyscy będą go klepać po plecach i na tym się skończy. Mam nadzieję, że zadziała jednak przede wszystkim ten aspekt motywacyjny. Trzeba pamiętać, że po takim występie znacznie wzrasta odpowiedzialność ciążąca za zawodniku i oczekiwania co do robienia kolejnych kroków. Akurat Filip jest też takim przykładem, który długo i cierpliwie czekał na swoją szansę, ale jak przyszedł jego czas to w pół roku przeszedł drogę od U17 do U19, potem trafił do drugiego, a w końcu do pierwszego zespołu. Więc jego przypadek pokazuje, że warto robić swoje i czekać na właściwy moment. Teraz wymagania względem niego są bardzo duże, a on musi je jeszcze pogodzić z chodzeniem do szkoły i nauką. Wierzymy, że jest to zawodnik, który ma określone predyspozycje, a on musi mieć świadomość, że jeśli nie poprze ich pracą to zostanie z predyspozycjami i to będzie koniec. Jeśli chodzi o innych zawodników to regularnie spotykamy się ze sztabem szkoleniowym pierwszego zespołu, dyrektorem sportowym i prezesem, żeby rozmawiać na temat wyróżniających się piłkarzy Akademii. Wymieniamy się spostrzeżeniami.
Często wasze opinie na temat potencjału sportowego młodych zawodników pokrywają się?
– Regularnie dochodzi do merytorycznych spotkań i rzeczywiście w wielu sprawach się zgadzamy, choć oczywiście trudno, by było tak w stu procentach. Wyróżniamy podobnych zawodników, określając ich potencjał jako najwyższy, ale czasami są propozycje z jednej czy drugiej strony, które trzeba przeforsować albo lepiej zaargumentować, żeby przekonać rozmówców.
Już w niedzielę 26 grudnia na łamach serwisu ŁÓDZKI SPORT pojawi się druga część wywiadu z Maciejem Szymańskim, dyrektorem Akademii Widzewa Łódź. W niej przeczytacie między innymi o planach Akademii na najbliższą przyszłość, a także o największych wyzwaniach i ograniczeniach dotyczących rozwoju młodych zawodników w klubie.
Akademia WidzewaMaciej SzymańskiPiłka młodzieżowaWidzew Łódź