Początek sezonu w 1. Lidze Żużlowej stoi pod znakiem zapytania. W chwili obecnej w Polsce odwołane są wszystkie imprezy masowe, a to oznacza, że mecze żużlowe na początku kwietnia mogłyby się odbyć, ale bez udziału publiczności.
Takie rozwiązanie to przede wszystkim problemy dla klubów w kontekście finansów i przychodów z tzw. dnia meczowego. Zdaniem Witolda Skrzydlewskiego mecze w ostateczności mogłyby się odbywać tylko wtedy, gdy kluby otrzymałyby odpowiednie odszkodowanie np. od stacji telewizyjnej, która będzie transmitować rozgrywki.
Brak widzów na arenach niszczy jednak zupełnie piękno sportowej rywalizacji. Takiego zdania jest większość kibiców i działaczy, a wśród nich Skrzydlewski, czyli główny sponsor Klubu Żużlowego Orzeł Łódź. Jak sam przyznał, nie wyobraża on sobie, by mecze żużlowe na łódzkim stadionie mogły się odbywać bez fanów na trybunach.
– Jeśli mecze miałyby się odbyć bez widzów, to rozgrywki powinny zostać zawieszone do momentu, aż ta epidemia się zakończy. Być może trzeba będzie je przesunąć nawet o rok – tłumaczy Witold Skrzydlewski, który twierdzi, że koronawirus może sparaliżować życie w Polsce w najbliższych kilkunastu miesiącach – Nie wierzę w cuda. Myślę, że przed nami 1,5 roku kryzysu. Firmy czeka bardzo trudny czas.
Imprezy masowe na terenie całej Polski zostały zawieszone do odwołania. Chociaż sezon żużlowy startuje dopiero za miesiąc, to już teraz kluby, Polski Związek Motorowy oraz Główna Komisja Sportu Żużlowego muszą wziąć pod uwagę zagrożenie przełożenia pierwszych kolejek PGE Ekstraligi i 1. Ligi Żużlowej. Jeśli natomiast sprawdzi się czarny scenariusz, sezon 2020 może w ogóle się nie odbyć.
fot. KŻ Orzeł Łódź