Na mecz na zero z tyłu Widzew czekał od listopada. Gole tracił w kolejnych dziesięciu spotkaniach. Aż do soboty.
Nic więc dziwnego, że wyniki drużyny były bardzo słabo, a wręcz fatalne. W sobotę Widzew wygrał dopiero po raz pierwszy w 2025 roku. Po raz ostatni łodzianie cieszyli się ze zwycięstwa na koniec ubiegłego roku. Wtedy – 7 grudnia – pokonali w Sercu Łodzi Stal Mielec 2:1.
Wtedy jednak stracili gola. Tak jak w kolejnych meczach w lidze i w Pucharze Polski. Mecz na zero z tyłu wydawał się osiągnięciem niemożliwym. Blisko było niedawno w Radomiu, ale bramka dla rywali jednak padła, w 90. minucie gry.
Tym razem się udało, m.in. dzięki bardzo dobrej postawie Rafała Gikiewicza, który w końcu pomógł drużynie. Co najmniej trzy jego interwencje były na bardzo wysokim poziomie, przede wszystkim były skuteczne. Na to czekali wszyscy, bo ostatnio Gikiemu przydarzały się raczej wpadki (Pogoń, Radomiak), niż parady, które ratowały zespół. Teraz wszystko zagrało, jak należy. Wszystko, bo także obrońcy stanęli na wysokości zadania. Piłkę blokowali m.in. Marcel Krajewski, Mateusz Żyro, a także rezerwowy Lirim Kastrati, który dał naprawdę dobrą zmianę. Przede wszystkim był skuteczny w defensywie, a to podstawa u obrońcy.
CZYTAJ TEŻ: Są chętni na budowę Widzew Training Center
Po raz ostatni Widzew cieszył się z występu bez straty gola 9 listopada. Pokonał wtedy w Łodzi Zagłębie Lubin 2:0 po dwóch golach Jakuba Sypka. Później, aż do soboty, już zawsze tracił co najmniej jednego gola. A zdarzało się, że trzy, a nawet cztery. W czterech pierwszych spotkaniach w tym roku Widzew dal sobie strzelić aż 12 bramek! W trzech kolejnych, od kiedy drużynę prowadził Patryk Czubak już tylko dwie. W tym elemencie progres jest wręcz ogromny. Ze średniej 3 goli straconych na mecz, drużyna zeszła do 0,66.
Ze skutecznością nie jest już tak dobrze, chociaż też lepiej (teraz 0,66, wcześniej 0,5), ale najważniejsze, że są punkty, cztery w trzech spotkaniach. Wcześniej w czterech ekipa Daniela Myśliwca wywalczyła tylko jeden.
Skuteczność w obronie, powrót do dobrej dyspozycji bramkarza, wynik… Co jeszcze cieszy w Widzewie? Na pewno ambicja, zaangażowanie piłkarzy. Do tego wcześniej też można było się przyczepić. Widzewiacy nie wyglądali na kogoś, kto chce oddać zdrowie za zespół i robią wszystko, by osiągnąć dobry wynik. Ten ogień gasł, ale udało się go rozpalić na nowo. Nic dziwnego, że nawet po porażce z Jagiellonią Białystok w Sercu Łodzi w poprzednią niedzielę, kibice bili piłkarzom brawa.
CZYTAJ TEŻ: Widzew stracił pół miliona, a może drugie tyle
Oprócz wspomnianych już obrońców (bardzo dobry powrót do gry Juana Ibizy), wyróżnili się też gracze ofensywni. Na dobrym poziomie zagrali Marek Hanousek i Juljan Shehu, a Fran Alvarez miał przebłyski formy sprzed tygodni. Może to złudne wrażenie, ale Hiszpan wydaje się bardziej pożyteczny dla zespołu, gdy obok niego nie ma Sebastiana Kerka. Gdy Niemiec gra, Alvarez wygląda jak przygaszony. Kerk w sobotę nie mógł zagrać z powodów osobistych.
Z przodu nie sposób nie wyróżnić Jakuba Sypka, który jak niemal zawsze przejawiał dużą ochotę do gry. Dość często nie szły za tym sukcesy – skuteczne pojedynki, celne podania, czy gole – ale tym razem było inaczej. Jego bramka dała trzy punkty. To już piąte trafienie Sypka w tym sezonie, pierwsze od listopada. Też więc trzeba było sporo się naczekać.
Sypek zszedł z boiska w 75. minucie, ale wszystko jest w porządku. Po prostu był już zmęczony. – Nie chcieliśmy narażać go na uraz zmęczeniowy. Dał z siebie ile mógł i dał sygnał, że potrzebuje zmiany – zdradził trener Patryk Czubak.
A inni ofensywni gracze? Zawiódł Said Hamulić. Starał się, walczył, nawet podawał do kolegów, ale nie wychodziło. Zresztą przed przerwą nie wychodziło niemal wszystkim. Na drugą połowę Hamulić już nie wyszedł. Trudno jeszcze wierzyć, że Bośniak w Widzewie “odpali”, tzn. zacznie strzelać gole. Może u nowego trenera coś się zmieni…
Lubomir Tupta zagrał nieźle, ale wciąż bez błysku. To nie jest snajper, a przecież przychodził do Widzewa w miejsce Imada Rondicia. Słowak na pewno może się drużynie przydać, ale na razie chyba trochę zawodzi. Szału nie ma.
Dobrą zmianę dał Bartłomiej Pawłowski, który był blisko zdobycia gola. Zabrakło naprawdę niewiele. Ale kapitan jest coraz bliżej powrotu do dawnej dyspozycji. Czas działa na jego korzyść.
Teraz przed drużyną dwa tygodnie przerwy i zapewne praca już z nowym trenerem. Pierwszy Widzewa (Myśliwca) zawodził. Drugi (Czubaka) się odradzał i dał nadzieję. Jaki będzie trzeci? To się dopiero okaże. W każdym razie dużo tych zmian i niewiadomych.