

Od pół roku w Widzewie trwa wielka rewolucja. Trener Igor Jovićević dopiero poznaje naszpikowany sowicie opłacanymi piłkarzami zespół, który przejął kilka tygodni temu. To złe wieści dla młodych zawodników Akademii łódzkiego klubu, których szanse na występy w ekstraklasie są bliskie zeru.
Trzecioligowym rozgrywkom z racji zawodowych przyglądam się dość regularnie. Nie tak dawno wybrałem się na mecz rezerw Widzewa, który grał z GKS-em Bełchatów. Wiadomo, że kibice obu drużyn za sobą nie przepadają, ale to dodawało tylko temu spotkaniu dodatkowego smaczku. Dla niewtajemniczonych – Widzew wygrał 3:0, chociaż trzeba przyznać, że wynik nie był sprawiedliwy, bo zespół z Bełchatowa nie grał gorzej od gospodarzy. Na tym polega jednak piękno piłki nożnej.
Rezerwy Widzewa ogólnie dość dzielnie sobie radzą w trzeciej lidze. Są obecnie na dziewiątym miejscu, zaś w ostatnim meczu pokonali Mławiankę 2:1 po dwóch trafieniach Antoniego Klukowskiego, jednego z najlepszych graczy w całej III lidze. Klukowski w dziewięciu meczach strzelił dziesięć goli i jest w czołówce najskuteczniejszych piłkarzy na tym szczeblu rozgrywkowym. Same statystyki dają jasny sygnał, że warto rozważyć tego zawodnika w kontekście pierwszego zespołu.
Trener Michał Czaplarski wykonuje z drużyną dobrą robotę, wykorzystując połączenie doświadczenia z młodością. W zespole rezerw są m.in. Daniel Tanżyna, Marcin Kozłowski, Mateusz Michalski czy Wiktor Żytek, którzy swoim doświadczeniem pomagają młodszym kolegom. Taki miks na razie zdaje egzamin.

Problem pojawia się natomiast, gdy spojrzymy na drużynę rezerw z innej perspektywy. To nie jest zespół, który ma wygrywać wszystkie mecze i walczyć o awans na szczebel centralny. To zespół, który powinien dostarczać piłkarzy do pierwszej drużyny występującej w ekstraklasie.
Tymczasem w Widzewie jest odwrotnie. To ekstraklasowicz dostarcza piłkarzy do III-ligowca. Filip Przybułek, Kamil Cybulski i Antoni Klukowski mają już mniejsze lub większe doświadczenie na wysokim poziomie, ale teraz biegają co tydzień po boiskach w Mławie, Troszynie czy Białej Piskiej.
Są też inni jak Leon Madej, Kuba Nawrocki i Jan Juśkiewicz. Cała trójka zbiera cenne minuty i wyróżnia się na tle pozostałych piłkarzy. Tylko co z tego, skoro dzisiaj żaden z nich nie ma szans na to, by reprezentować Widzew w ekstraklasie?
Niestety wielkie zmiany w pierwszym zespole praktycznie zmarginalizowały rolę drużyny rezerw. Postawiono na zagranicznych, dobrze opłacanych piłkarzy, jednocześnie zupełnie zapominając o tym, że w łódzkim klubie szkoli się młodzież.
CZYTAJ TAKŻE >>> Rozliczenie Macieja Szymańskiego z Widzewem: Żałuję, że nie wypełniliśmy kontraktu Daniela Myśliwca
Andi Zeqiri w spotkaniu z Legią zagrał beznadziejnie. Czy Antoni Klukowski dałby łódzkiej drużynie mniej od reprezentanta Szwajcarii? Tego się nie dowiemy, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że gorzej od Zeqiriego zagrać się już nie da. Może w tej sytuacji obaj piłkarze powinni zamienić się miejscami? To byłoby docenienie ciężkiej pracy Klukowskiego, a Zeqiri miałby okazję złapać rytm meczowy, którego tak bardzo mu brakuje. Muszę tu zaznaczyć, że nie uważam, że Zeqiri to słaby piłkarz. Nie bez powodu ma za sobą występy w reprezentacji Szwajcarii i jest wyceniany na kilka milionów euro. Ale w Łodzi nie przypomina zawodnika, którym był rok temu. Regularna gra w rezerwach mogłaby mu pomóc w odbudowaniu formy.
Trochę się rozmarzyłem, więc wróćmy do rzeczywistości. Takie rozwiązanie jest bardzo mało realne, bo jak to by wyglądało, gdyby najlepiej opłacany piłkarz, gwiazda zespołu, trafiła do rezerw…? No marketingowo słabo, więc Widzew pewnie na takie rozwiązanie sobie nie pozwoli.
Jak w takim razie ma się czuć 18-latek, który był ściągany do Łodzi jako piłkarz do pierwszego zespołu? I jaki przykład ta sytuacja daje innym, potencjalnym piłkarzom Akademii Widzewa?
To jasne, że młodzieży z rezerw przyświeca jeden cel – zagraĆ z Widzewem w ekstraklasie. Na dzisiaj to chyba jednak odległe marzenie. Nie widzę powodu, by najbardziej utalentowani młodzi piłkarze z całego regionu, a może i z Polski mieli zasilać drużyny Akademii Widzewa, skoro drzwi do pierwszego zespołu są szczelnie zamknięte. I niewiele wskazuje na to, by w niedalekiej przyszłości miało się to zmienić.