

Gdy brakuje sił, potrzebna jest waleczność i determinacja, czyli słynny widzewski charakter. W obecnym Widzewie dramatycznie go brakuje, czego konsekwencją są punkty tracone w końcówkach meczów.
Określenie „widzewski charakter” na stałe weszło do historii polskiej piłki. W latach 70. i 80. ubiegłego stulecia pokazywała go drużyna złożona w większości z graczy niechcianych i niedocenianych w innych klubach, wyrzucając z europejskich pucharów oba Manchestery czy Juventus Turyn. Różnicę w umiejętnościach piłkarze niwelowali zaangażowaniem i walecznością.
„W środku tygodnia zdjęty gips, a w sobotę mecz. Zastrzyk ze znieczuleniem i na boisko. Kiedyś przyjechał trener Andrzej Strejlau, bo chciał mnie powołać do młodzieżówki. Musiałem zagrać. A z bólu ledwo na oczy widziałem, biegałem tylko w linii prostej, bo nie mogłem gwałtownie skręcać” – to wspomnienia Andrzeja Możejki. „Pamiętam, jak przed jakimś meczem bandażowaliśmy Wiesia Chodakowskiego, bo miał połamane żebra. Albo taki Mirek Tłokiński, kiedy zeszły mu paznokcie na stopie, to do butów wciskał gąbkę i sprawdzał, czy może nogą poruszać. I grał”.
Przeczytaj także: Bergier King i niewypały z zagranicy, czyli najlepsze i najgorsze transfery Widzewa
Zdzisław Kostrzewiński tak wspomina rewanżowe spotkanie z Manchesterem City w Łodzi: „Był kwadrans do końca, biegłem z piłką, a od tyłu jeden z Anglików zaatakował mnie korkami. Trach. Patrzę – dziura w nodze, widzę kość piszczelową. Sędzia złapał się za głowę, woła lekarza i przerażony wrzeszczy: zmiana, zmiana! Nade mną dwóch śmiejących się Angoli. Przyleciał nasz masażysta, a ja łapię jego torbę i sam bandażuję sobie nogę. Gram dalej, bo trzeba oddać. No i oddaję oczywiście”.
Każdy kibic Widzewa, i nie tylko, zna przebieg meczów z Legią w Warszawie, które dały trzecie i czwarte mistrzostwo Polski, a także niesamowity rewanż z Brondby w kwalifikacjach Ligi Mistrzów.
Dlaczego to przytaczam? Bo to właśnie przykłady tego słynnego widzewskiego charakteru. Dziś w Widzewie grają piłkarze o niezłych umiejętnościach, ale drużynie brakuje charakteru, jaki pokazywali na boisku ich wielcy poprzednicy. Stąd tak dużo meczów przegranych czy zremisowanych w końcówkach, w których od umiejętności ważniejsze jest zaangażowanie, ambicja, determinacja i poświęcenie. Orest Lenczyk powtarzał, że „w piłkę się gra, a nie walczy”, ale gdy w zespole nie ma samych wirtuozów, bez waleczności ciężko o dobre wyniki, o czym przekonał nas Widzew w rundzie jesiennej.
Przeczytaj też: Najlepsze i najgorsze w Widzewie na jesieni
W ostatnim meczu w 2025 roku Widzew przegrał z Zagłębiem Lubin. Zespołem grającym topornie, ograniczającym się do wrzutek w pole karne. Ale zespołem ambitnym i walecznym, dużo bardziej niż Widzew. Napisałem po meczu na portalu X, że trener Jovicević nie pomógł drużynie zmianami. Podobno jednak, że nie miał wyjścia, bo w końcówce połowa zawodników domagała się zejścia z boiska.

Potrafię sobie wyobrazić reakcję Franciszka Smudy, gdyby w słynnych meczach z Legią, i nie tylko, któryś z jego podopiecznych poprosiłby o zmianę, bo zabrakło mu sił. Jestem więcej niż pewien, że więcej nie pojawiłby się na boisku w barwach Widzewa. Dlatego nikt o to nie prosił, choć większość słaniała się na nogach. Po spotkaniu wygranym 2:1, Marek Koniarek opowiadał, że w końcówce zobaczył przygotowywaną zmianę. Był przekonany, że zejdzie z boiska, więc pobiegł w róg boiska, żeby zyskać czas (wtedy jeszcze trzeba było zejść w środku). Ale zszedł Piotr Szarpak, a Koniarek – choć słaniał się ze zmęczenia – przeszkadzał rywalom.
Pamiętam przypadek piłkarza, niezłego, który po przyjściu Smudy stwierdził, że raczej nie da rady rywalizować o miejsce w jedenastce. Więcej już w Widzewie nie zagrał!
Tu właśnie jest różnica między Widzewem z najlepszych czasów a obecnym. Owszem, są zawodnicy nieźli, czasami dobrzy, ale widzewskiego charakteru bardzo w drużynie brakuje. Dlatego w chwilach, kiedy trzeba – jak mówi się w sporcie – dać coś z wątroby, podbiegają do linii i kręcą młynka rękami, prosząc o zmianę.
Dziś Widzew ma zamożnego właściciela, który chce osiągnąć sukces i stać go na dużo lepsze transfery niż w poprzednich latach. Dlatego budując drużynę, nie trzeba już brać tych, którzy akurat są wolni, albo niedrodzy, ale takich, którzy będą w stanie pokazać widzewski charakter i w trudnych chwilach dać coś więcej, „z wątroby”. A tych, którzy domagali się zmiany w Lubinie, trzeba pożegnać, bo z nimi sukcesu Widzew nie osiągnie.
1 Comment
NAJLEPSZY NAWET ZAWODNIK NIE MOŻE SAM DECYDOWAĆ O ZEJŚCIU Z BOISKA,BO TAM RZĄDZI TYLKO I WYŁĄCZNIE TRENER…PIŁKARZE BEZ CHARYZMY I TWARDYCH JAJ,SĄ NASZEJ DRUŻYNIE ABSOLUTNIE NIEPOTRZEBNI I NALEŻY SIĘ ICH SZYBKO POZBYĆ…NASZ TRENER TEŻ MUSI POKAZAĆ SWOJE COYONES I NIE ULEGAĆ ŻADNYM GŁUPIM PROŚBOM PIŁKARZY-LALUSIÓW… WIDZEW TO NIE JEST KLUB DLA OBIBOKÓW,ŚLIZGACZY,CZY INNYCH MIERNOT,BO TO NIE LEŻY W NASZEJ WIDZEWSKIEJ NATURZE…OCZEKUJĘ,ŻE JOVIĆEVIĆ NA PIERWSZYM POŚWIĄTECZNYM TRENINGU ODDZIELI ZIARNA OD PLEW I PRZYGOTUJE LISTĘ MIĘCZAKÓW,SKIEROWANYCH DO ODEJŚCIA Z NASZEGO KLUBU…ŚLAMAZAROM I PLATFUSOM,KTÓRYM NIE PODOBA SIĘ GRA W NASZYM KLUBIE,NALEŻY BEZZWŁOCZNIE PODZIĘKOWAĆ I SZYBKO O NICH ZAPOMNIEĆ…TEGO OCZEKUJEMY OD IGORA I OSÓB DECYZYJNYCH W KLUBIE,BO MY ICH ABSOLUTNIE NIE POTRZEBUJEMY…UFAM,ŻE DO BUDOWY WIELKIEJ WIDZEWSKIEJ DRUŻYNY ZAANGAŻOWALIŚMY ODPOWIEDNIEGO TRENERA I PARU DECYZYJNYCH FACHOWCÓW.KTÓRZY NIE KIERUJĄ SIĘ ŻADNYMI SENTYMENTAMI,TYLKO DOBREM NASZEGO WIDZEWA…NIKT BOWIEM NIE MOŻE BYĆ WAŻNIEJSZY OD NASZEGO KLUBU I KAŻDY MUSI OSTRO WALCZYĆ O JEGO WIELKOŚĆ I POMYŚLNOŚĆ…TEN,KTO TEGO NIE ROZUMIE,MUSI BYĆ Z NASZYCH STRUKTUR NATYCHMIAST BEZAPELACYJNIE RELEGOWANY…