Łódzkie drużyny mają za sobą mecze, w których o ich zdobyczach punktowych decydowały bramki zdobywane w doliczonym czasie gry. Kolejni rywale Widzewa i ŁKS-u muszą o tym pamiętać.
W lepszych humorach po minionym weekendzie są na pewno piłkarze ŁKS-u Łódź, którzy dzięki bramce Władysława Ochronczuka w 91. minucie meczu pokonali groźną i niewygodną Stal Rzeszów. To trafienie sprawiło, że znów są liderem (z 2 punktami przewagi nad Ruchem Chorzów) w coraz ciaśniejszej na górze tabeli Fortuna 1 Ligi. Widzew w Płocku tylko zremisował, ale wyniku 1:1 po golu w 96. minucie radości nie krył nawet trener Janusz Niedźwiedź na pomeczowej konferencji. Dzięki temu czerwono-biało-czerwoni mają 3 punkty starty do najniższego miejsca ligowego podium.
CZYTAJ TEŻ: Kto ma lepszego Hiszpana? ŁKS czy Wisła?
– Przypomina mi to trochę NBA, gdzie niezależnie od tego, jak układa się mecz, o losach decyduje czwarta kwarta. To pokazuje, że drużyny walczą do końca. Wynik ich nie deprymuje – przyznaje w rozmowie z Łódzkiem Sportem Michał Listkiewicz, przed laty międzynarodowy arbiter piłkarski. – Przypomina się tu sławetny mecz Legia – Widzew o mistrzostwo Polski, kiedy łodzianie poradzili sobie w beznadziejnej sytuacji. Taka ambitna gra do końcowego gwizdka znów nabiera znaczenia – dodaje były prezes Polskiego Związku Piłkarzy.
Widzew i ŁKS nie pierwszy już raz w tym sezonie zmieniały wynik spotkania w końcówce meczu. To sprawia, że ich kolejni rywale powinni mieć się na baczności do ostatniego gwizdka arbitra. Czy taka postawa, mimo że obie drużyny rywalizują z teoretycznie bogatszymi rywalami, doprowadzi do ekstraklasowych derbów Łodzi w przyszłym sezonie? – Najwyższy czas, żeby teraz na tym najwyższym poziomie były dwa łódzkie kluby – podkreśla Listkiewicz, który bacznie obserwuje nie tylko grę, ale też rozwój organizacyjny ŁKS-u i Widzewa.
Fortuna 1 LigaJanusz NiedźwiedźŁKS ŁódźMichał ListkiewiczPKO EkstraklasaWidzew Łódź