Piłkarze Widzewa zremisowali wczoraj bezbramkowo z Górnikiem Łęczna. Przez całe 90 minut łodzianie nie potrafili udokumentować swojej przewagi. Nic dziwnego, skoro w meczu w Łęcznej grali bez nominalnego napastnika.
O tym, że Widzew poszukuje jeszcze jakiegoś zawodnika do wzmocnienia formacji ofensywnej pisaliśmy już wcześniej. Nikt w klubie nie spodziewał się bowiem tak wielkich problemów z napastnikami.
Teoretycznie Widzew ma zakontraktowanych czterech napastników. Problemów z obsadzeniem jednego miejsca w składzie, bo taki system preferuje trener Enkeleid Dobi, nie powinno zatem być. Ale jest.
Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze przedłużające się leczenie Przemysława Kity, który miał być gotowy do gry od września. Tymczasem za chwilę pierwszy dzień listopada, a 26-latek ciągle nie wrócił do pełni sprawności po kontuzji kolana.
Po drugie, w Widzewie trochę się przeliczyli z umiejętnościami Roberta Prochownika. Napastnik dołączył do zespołu, by wzmocnić rywalizację wśród młodzieżowców, ale zdaniem trenera Dobiego jeszcze mu sporo brakuje, by pojawić się na I-ligowych boiskach. Prochownik więc regularnie grzeje ławę i się z niej nie podnosi, w przeciwieństwie do takich piłkarzy jak Henrik Ojamaa czy Daniel Mąka.
Po trzecie, nikt nie przewidział, tego, że w jednocześnie dojdzie do kontuzji Karola Czubaka i choroby Marcina Robaka. Obaj piłkarze mieli stanowić o sile ofensywnej Widzewa, ale w meczu z Górnikiem nie mogli wystąpić z przyczyn zdrowotnych.
Ciężko zatem mieć pretensje do napastników Widzewa, skoro ci praktycznie w ogóle nie grają. Jedynym snajperem, który pograł nieco więcej w tym sezonie, jest Marcin Robak. I widać to w statystykach. Kapitan Widzewa ma na koncie 4 gole, czyli ponad połowę całego dorobku łódzkiego zespołu, który w 9 meczach sezonu 2020/2021 zdobył 7 bramek.
fot. Marian Zubrzycki