Marcin Robak, Mateusz Możdżeń, Mateusz Michalski, Krystian Nowak, Wojciech Pawłowski… To na tych piłkarzach miała się w głównej mierze opierać siła Widzewa w sezonie 2020/2021. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła odmienna.
Chociaż piłka nożna jest sportem drużynowym, to w każdym zespole potrzebny jest wyróżniający się zawodnik (przynajmniej jeden), który będzie pełnił rolę lidera zespołu. Przed rozpoczęciem sezonu wydawało się, że w Widzewie jest kilku takich graczy.
Niestety mecze ligowe zweryfikowały te założenia, bo przecież od lidera na tym poziomie rozgrywkowym wymaga się nie tylko przywództwa widocznego w szatni, ale także dobrych statystyk, które będą świadczyły o sile zawodnika.
Najwięcej w Widzewie spodziewano się po Marcinie Robaku. 38-letni były król strzelców ekstraklasy miał być postrachem defensorów w Fortuna 1 Lidze. Po kapitanie łódzkiego zespołu coraz bardziej widać jednak braki szybkościowe i kondycyjne. Chociaż umiejętności snajperskich nie można mu odmówić, to bilans 6 goli w 14 jesiennych meczach nie powala na kolana.
Jeszcze gorzej prezentują się inni pretendenci do roli lidera Widzewa. Obaj Mateusze: Michalski i Możdżeń, spędzili jesienią na boisku łącznie prawie 35 godzin, zdobywając raptem dwa gole – oba autorstwa Możdżenia.
Nie najlepiej wyglądał także Krystian Nowak, któremu zdarzały się słabsze występy, jak chociażby ten z Zagłębiem Sosnowiec, w którym już po 14 minutach musiał opuścić murawę za drugą żółtą kartkę. Wojciech Pawłowski z kolei popełniał sporo błędów na początku sezonu i szybko stracił miejsce w składzie na rzecz Miłosza Mleczki.
Piłkarze Widzewa rozegrali jesienią 17 meczów – 15 w lidze i 2 w Pucharze Polski. Ze wszystkich widzewiaków jedynie Łukasz Kosakiewicz nie opuścił murawy nawet na minutę. Ciężko jednak zakładać, żeby to prezentujący dość przeciętną formę prawy obrońca miał pełnić rolę piłkarza, na którego barkach spoczywać ma największa odpowiedzialność za grę całego zespołu.
Gołym okiem widać, że jednym z najpoważniejszych problemów Widzewa jest brak lidera – piłkarza, który w trudnych momentach jest w stanie przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojej drużyny. Przy Piłsudskiego mają kilku pretendentów do tego miana, np. Merveille’a Fundambu, Patryka Muchę i Karola Czubaka, ale ci zawodnicy najpierw muszą złapać więcej ogrania na pierwszoligowych boiskach.
Dlatego też zimą do Widzewa powinien przyjść piłkarz, który od razu będzie w stanie wkomponować się w drużynę, a jego umiejętności pozwolą mu wyróżniać się na tle swoich kolegów. Bez takiego transferu wiosną Widzew znowu może być jedynie I-ligowym przeciętniakiem.
fot. Marian Zubrzycki