O tym, że stadion Widzewa jest za mały, wie już każdy. Zapotrzebowanie na wszystkie mecze beniaminka PKO Ekstraklasy jest większe niż pojemność obiektu przy al. Piłsudskiego, a chęć obejrzenia spotkania z Legią czy Lechem z wysokości trybun deklaruje kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Tymczasem na Widzewie realnie może zasiąść niespełna 18 tysięcy kibiców.
Pojemność stadionu to jeden ze strategicznych tematów, który nieco hamuje rozwój klubu. Niestety w najbliższej przyszłości jest to problem, którego raczej nie da się rozwiązać.
– Pewnie, że byśmy chcieli mieć stadion na 30 tysięcy, bo tyle jest moim zdaniem optymalnie. Na chwilę obecną jest to jednak prawdopodobnie niemożliwe – powiedział Mateusz Dróżdż, prezes Widzewa. – W przyszłości na pewno usiądziemy do tego tematu, bo tracimy pieniądze. Prawda jest jednak taka, że wiązałoby się to z zamknięciem poszczególnych sektorów, a w chwili obecnej nie możemy sobie pozwolić na utratę przychodów z karnetów – dodał.
Inna kwestia to sama rozbudowa obiektu, która nie byłaby możliwa bez wsparcia z miejskiego budżetu. Odpowiednio do tej inwestycji musiałby się przygotować także sam klub, co może zająć nawet kilka lat.
– Kibice już uratowali ten Widzew. Teraz my musimy zarządzać klubem tak, byśmy nie stracili za bardzo przy zamknięciu jednej trybuny. Inna kwestia to olbrzymie koszty rozbudowy stadionu. Nie oszukujmy się, to spora inwestycja, która wymagałaby dosyć dużych środków z miasta – podkreślił prezes Widzewa.
Temat rozbudowy, czy też zwiększenia pojemności obiektu przy al. Piłsudskiego pozostaje więc w sferze odległych marzeń. W klubie są obecnie pilniejsze potrzeby, które na pewno wymagają mniejszego nakładu pracy i funduszy.
CZYTAJ TAKŻE >>> Herb Widzewa już widoczny z pociągów