Kibice Widzewa liczyli na świetny finisz ich drużyny i atak na TOP6. Ale ta przegrała dwa mecze z rzędu.
Trwa 31. kolejka PKO Ekstraklasy. W poniedziałek zakończą ją piłkarze Pogoni Szczecin oraz Puszczy Niepołomice. Już wiemy jednak, że to nie tyle kolejka niespodzianek, do nieprawdopodobnych wręcz zdarzeń.
Jagiellonia Białystok grająca o mistrzostwo przegrała ze Stalą Mielec, która nie walczy już właściwie o nic, Lech Poznań dał się ograć przedostatniemu Ruchowi Chorzów, świetnie grający dotychczas Górnik Zabrze został pobity przez walczącą o utrzymanie Cracovię (5:0!), a na dokładkę Legia Warszawa przegrała u siebie z Radomiakiem aż 0:3. Sensacja goniła sensację. Wciąż nie wiemy, kto zostanie mistrzem Polski.
Widzew jest ósmy, tak jak był, ale szanse na szóste miejsce już raczej uciekły. Do Rakowa traci już siedem punktów i teraz musi oglądać się za siebie. Wszystko przez dwie porażki z rzędu. Tym bardziej bolesne, że po serii sześciu meczów bez przegranej, co rozbudziło nadzieje kibiców i wszystkich w klubie. Po raz ostatni dwie porażki z rzędu Widzew zaliczył na przełomie roku – w ostatniej jesiennej kolejce (z Pogonią Szczecin) i pierwszej wiosennej (z Jagiellonią Białystok). W tym roku się to nie zdarzyło.
Przegrana z Rakowem w Sercu Łodzi oczywiście bolała, ale ogromny wpływ na nią miała czerwona kartka dla Marka Hanouska już po kwadransie. Do tego widzewiacy walczyli do końca o remis i kibice żegnali ich brawami. Niedzielna przegrana z Wartą Poznań boli zdecydowanie bardziej, bo to był słaby występ piłkarzy z Łodzi.
W pierwszej połowie było kilka akcji, za które można pochwalić zespół. Ta bramkowa była wręcz piękna. Niestety były też katastrofalne błędy zaraz na początku meczu (m.in. Matusze Żyro, Serafin Szota, Andrejs Ciganiks i Bartłomiej Pawłowski), które były w fatalne w skutkach, bo zakończyły się stratą dwóch goli.
CZYTAJ TEŻ: Bezbarwny mecz Widzewa. A miała być sportowa złość [WIDEO]
Wydawało się jednak, że po przerwie Widzew powalczy o wyrównanie, a może i o zwycięstwo, ale druga połowa było po prostu słaba. – Byłem przekonany, że zachowując spokój i konsekwencję, będziemy w stanie odrobić niekorzystny wynik i zdobyć dwie bramki. Pomyliłem się. Nie uporządkowaliśmy gry i końcowy rezultat oddaje to, jak się zaprezentowaliśmy. Stać nas na zdecydowanie więcej – przyznał trener Daniel Myśliwiec.
– Dwie akcje Warty na początku spotkania nie wybiły nas z rytmu. Staraliśmy się realizować swoje założenia, a w przerwie wprowadziliśmy małe poprawki. Byliśmy konsekwentni, ale nie daliśmy więcej od siebie w tej trzeciej najważniejszej tercji pod bramką Warty, chociaż mieliśmy ku temu okazje – mówił z kolei Antoni Klimek.
Dziwna była zmiana w przerwie Noaha DIliberto na Dominika Kuna, ale chyba Francuz zgłosił jakiś uraz. Kolejne zmiany już w trakcie meczu nic nie dały. W ogóle kilku piłkarzy zgubiło gdzieś formę z wcześniejszych meczów. Mowa m.in. o Ciganiksie, Pawłowskim i o Fabio Nunesie, który już od dawna niewiele daje drużynie. Szkoda, że trener Daniel Myśliwiec nie wpuszcza do boju Kamila Cybulskiego, bo to końcówka sezonu i dobry czas, by zaryzykować.
Widzew przegrywał, ale nie widać było determinacji, takiej jak choćby w meczu z Rakowem, walki o dobry wynik. – Nie mogliśmy przełamać muru postawionego przez defensywę Warty. W takich meczach musimy być bardzo cierpliwi, bo im każda minuta, kiedy odpierają nasze ataki, tylko dodaje pewności. Dlatego my też musimy wierzyć w siebie, a tego nam dziś zabrakło – komentował Luis da Silva. – Od 70. minuty praktycznie przestaliśmy grać. Nie możemy tego robić, musimy trzymać się planu. To rozczarowujące, bo mamy wystarczającą jakość, aby było inaczej.
Przed Widzewem jeszcze trzy mecze. Dwa w Sercu Łodzi: z Zagłębiem Lubin i Lechem Poznań i wyjazd do Radomiaka. Ile punktów może zdobyć w nich łódzka drużyna. Może 9, ale może też zero. Widzew niestety dostosował się do reszty ligi i jest nieprzewidywalny.