Po pierwszej połowie Widzew powinien prowadzić w Nowym Sączu 3:0, ale marnował świetne okazje. W drugiej dał się stłamsić rywalom i przegrywał. Punkt uratował Paweł Tomczyk.
Mecz z Sandecji z Widzewem kończył 18. kolejkę Fortuna 1. Ligi. Łodzianie znali już więc wyniki innych drużyn z czołówki tabeli. Wiedzieli więc, że swoje mecze wygrały Miedź Legnica, Korona Kielce i Podbeskidzie Bielsko-Biała. Wypadało więc również wygrać, tym bardziej, że ostatnio drużynie trenera Janusza Niedźwiedzia szło słabo. W czterech meczach stracili aż 10 punktów, a ostatnio dali się pokonać Podbeskidziu aż 4:0.
Czasu na analizy, odpoczynek i przygotowania do kolejnego spotkania było sporo. Niestety wykurować nie zdążył się Juliusz Letniowski. W 100 procentach gotowy nie był też Krystian Nowak, bez którego defensywa Widzewa wyraźnie kuleje. Nowak był tylko na ławce. Do składu wskoczyli za to Daniel Tanżyna, który ostatnio pauzował za kartki, a także – po raz pierwszy w tym sezonie – Daniel Villanueva.
W pierwszej połowie widzewiacy całkowicie dominowali na boisku. Widać było po nich, że są bardzo zdeterminowani, że bardzo zależy im na tym, by wrócić na ścieżkę zwycięstw. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fatalna skuteczność. W 13. minucie sam przed bramkarzem Sandecji stanął Villanueva (po świetnym podaniu Pawła Zielińskiego) i wystarczyło strzelić po ziemi obok niego. Niestety Hiszpan wybrał najgorzej jak mógł, bo postanowił lobować Dawida Pietrzkiewicza. Ten zdołał odbić piłkę i w efekcie Widzew miał tylko rzut rożny. To była 100-procentowa okazja, a niedługo potem łodzianie mieli kolejną. Tym razem podawał Patryk Stępiński, a na bramkę gospodarzy ruszył Bartosz Guzdek. Niestety 19-latek robił to zbyt wolno – zamiast odważnie „ścinać” do środka na bramkę, ten wolno prowadził piłkę. I nawet nie strzelił, tylko postanowił wyłożyć piłkę jednemu z kolegów i to był bardzo zły pomysł.
Widzew atakował od pierwszej do ostatniej minuty pierwszej połowy. Sandecja rzadko konstruowała swoje akcje i nie stwarzała większego zagrożenia pod bramką Widzewa. Z kolei łodzianie próbowali też strzałów z dystansu. Dobre były próby Marka Hanouska i Daniela Tanżyny, ale trochę niecelne oraz Karola Danielaka, po sprytnym rozegraniu wolnego, który wbił piłkę przed bramkę, ale jeden z obrońców zażegnał niebezpieczeństwo.
Gdy wydawało się, że na przerwę obie drużyny zejdą przy remisie, w końcu Widzew przeprowadził dobrą akcję od początku już do samego końca. Po świetnym rozegraniu piłki przez Villanuevę, Zielińskiego i Danielaka na małej przestrzeni, z prawej strony pola karnego piłkę dostał Dominik Kun i płaskim strzałem pokonał bramkarza Sandecji. To jego pierwszy ligowy gol w tym sezonie. Prowadzenie Widzewa było całkowicie zasłużone, ale niestety za niskie. Trudno wybaczyć Villanuevie i Guzdkowi ich szanse.
W piłce nożnej niewykorzystane sytuacje… Po przerwie jeszcze było dobrze, bo Widzew wciąż parł do przodu, chociaż gospodarze też chętniej, niż wcześniej atakowali. I w 65. minucie doprowadził do wyrównania. Z rzutu karnego Jakuba Wrąbla pokonał Damir Sovsić. Nie wiadomo, za co sędzia Sebastian Jarzębak podyktował tę jedenastkę, bo Polsat, który transmitował to spotkanie pokazywał, jak piłka uderzyła w bark Daniela Tanżynę. Analiza VAR trwała bardzo długo i w końcu arbiter podyktował karnego. Mało prawdopodobne, by chodziło o tę sytuację.
Nie minęły dwie minuty i Sandecja już prowadziła. Po pięknym podaniu Sovsicia sam przed bramkarzem Widzewa znalazł się Błażej Szczepanek. A że nie upilnował go Patryk Stępiński, a strzał rezerwowego drużyny z Nowego Sącza był naprawdę bardzo dobry, to Wrąbel znów musiał wyciągać piłkę z bramki. Wkrótce Sandecja zdobyła kolejnego gola, ale tym razem był spalony.
Niestety widzewiacy fatalnie zareagowali po straconym golu, a potem kolejnym. Po prostu dali się stłamsić rywalowi, a przecież to oni przez większość meczu prowadzili grę. W pierwszej połowie mieli piłkę przez 60 procent czasu, oddali 12 strzałów na bramkę, przy tylko dwóch Sandecji. A tymczasem to oni przegrywali.
Na szczęście w samej końcówce łodzianie ruszyli po remis. Najpierw szansę miał Kun, a w 89. minucie właśnie on podał do rezerwowego Pawła Tomczyka, a ten popędził na bramkę Sandecji i w sytuacji sam na sam pokonał Pietrzkiewicza. To jego pierwszy gol z gry w tym sezonie. Nareszcie!
Więcej goli już nie padło. Czy remis to sprawiedliwy wynik? Prawda jest taka, że takie pytanie w ogóle nie powinno paść, bo Widzew już przed przerwą powinien rozstrzygnąć ten mecz. A tak, nie wygrał już od pięciu spotkań.
Sandecja Nowy Sącz – Widzew Łódź 2:2 (0:1)
0:1 Kun 45.+3
1:1 Sovsić 65.
2:1 Szczepanek 67.
2:2 Tomczyk 89.
Sandecja: Pietrzkiewicz – Piter-Bucko, Osyra, Boczek Ż – Rudol Ż, Fall, Janicki, Słaby – Chmiel Ż (46. Dikov), Sovsić – Prochownik (46. Szczepanek).
Widzew: Wrąbel – Stępiński, Dejewski, Tanżyna – Zieliński, Hanousek, Kun Ż Cz 93., Nunes (75. Mucha) – Danielak Ż (96. Grudniewski), Guzdek (75. Gołębiowski), Villanueva (74. Tomczyk).