Widzew przegrał z Rakowem Częstochowa, choć jeszcze kilka sekund przed końcowym gwizdkiem na tablicy widniał rezultat remisowy. Decydujące trafienie padło w ostatniej akcji meczu.
Kiedyś internet obiegło zdjęcie zrobione we Włoszech, na którym widać napis na murze o treści: “Sei bella come un gol al 90′!”, czyli “Jesteś piękna jak gol w 90 minucie!”. I faktycznie, dla kibica niewiele jest rzeczy piękniejszych niż zwycięska bramka dla jego drużyny w samej końcówce spotkania. Jednocześnie mało jest rzeczy tak bolesnych jak bramka stracona w tych samych okolicznościach. Widzewiacy w sobotni wieczór musieli się właśnie z taką sytuacją zmierzyć.
Łodzianie naprawdę dobrze zaczęli, bo przecież już w 3. minucie wynik otworzył Sypek, który strzelił swojego czwartego gola w sezonie. Chwilę później było 1:1, a jeszcze przed przerwą Raków wyszedł na prowadzenie dzięki przepięknej bramce Lopeza. Druga połowa była dużo nudniejsza i mniej się w niej działo. W tym wszystkim remis czerwono-biało-czerwonym dał Imad Rondić, który świetnie wykorzystał dośrodkowanie Krajewskiego. Podopieczni Daniela Myśliwca niby szukali kolejnych okazji, ale czegoś brakowało. Nie było nawet takiego chwilowego rzucenia się do ataku po strzeleniu wyrównującej bramki, które często daje efekt, bo rywal jest otumaniony po świeżo straconym golu. Tak jakby remis z Rakowem był absolutnym maksimum, o jakim mogą marzyć piłkarze z Piłsudskiego.
Później widzewiacy grali tak jakby chcieli dograć tylko ten mecz do końca i celebrować remis z częstochowską “potęgą”. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że Raków ma silniejszy skład niż RTS, ale to nadal tylko zespół z Ekstraklasy, a nie Real Madryt. W naszej lidze każdy może wygrać z każdym i wiedzą o tym wszyscy. Dlaczego więc Widzew nie mógłby wygrać z zespołem Marka Papszuna?
Gra na remis zemściła się na łódzkim zespole. W ostatniej akcji meczu Erick Otieno dośrodkował na głowę Brunesa, a ten nie dał szans Gikiewiczowi. To był piękny gol, po którym cała ławka rezerwowych przyjezdnych wyskoczyła w powietrze z radości. Temat “gry do końca” w wykonaniu swojej drużyny poruszył Daniel Myśliwiec na pomeczowej konferencji, po tym jak otrzymał o to pytanie od Bartłomieja Stańdy.
– Nie po to zdejmuję pomocnika i wprowadzam napastnika, żeby bronić wyniku. To jest myślę najważniejsze nastawienie. Każdą tezę można podłożyć pod wynik końcowy, w zależności od tego jaki on jest. Jesteśmy rozgoryczeni, bo mamy poczucie, że nie powinniśmy przegrać, nie mieliśmy prawa tego zrobić – powiedział.
Ta sytuacja jest naprawdę ciekawa, bo w pamięci należy mieć nie tylko wygrany po golach w końcówce mecz z Cracovią czy zwycięskie spotkanie w Lublinie, gdzie widzewiacy dokonali imponującego comebacku, ale także triumfy nad Lechem czy Legią z ubiegłego sezonu. W tamtych meczach Widzew zwycięskie bramki strzelał właśnie w doliczonym czasie gry, a grał przecież z czołowymi w kraju drużynami. Teraz w meczu z Rakowem, tego charakteru jakby zabrakło. A szkoda, bo pewnie gdyby nie to, to ten “wymarzony” remis udałoby się osiągnąć bez problemu.