Błędy bramkarza, obrońców, zmarnowane stuprocentowe okazje nie wywołują wśród fanów Widzewa takiej krytyki, jak niewykorzystany rzut karny. Przekonuje się o tym Mateusz Michalski.
Widzew przełamał serię pięciu meczów bez zwycięstwa, pokonując Zagłębie Sosnowiec. Spotkanie było dramatyczne, prowadzenie się zmieniało, ale wszystko skończyło się dobrze dzięki pięknej akcji i strzałowi Patryka Stępińskiego. Tego samego Stępińskiego, który popełnił fatalny błąd w Nowy Sączu, którego konsekwencją była strata gola na 1:2. W pojedynku z Zagłębiem Widzew tracił bramki po dużo kosztowniejszych pomyłkach Tomasza Dejewskiego i Marka Hanouska. Dlaczego więc największa fala hejtu wylała się na Mateusza Michalskiego, który w 66. minucie nie wykorzystał rzutu karnego.
Mimo że Widzew wygrał, w mediach społecznościowych Michalski stał się wrogiem nr 1. Według dużej grupy kibiców, tych najaktywniej komentujących każde wydarzenie, powinien już teraz go wyrzucić, a przynajmniej nie powoływać do kadry meczowej. Bo po faulu na Dominiku Kunie śmiał wziąć piłkę, ustawić ją na 1. metrze i kopnąć obok bramki. Jeszcze przy remisie.
Pytany o to, kto powinien strzelać, trener Janusz Niedźwiedź nie odpowiedział wprost. Stwierdził jedynie, że konieczna jest rozmowa w szatni. Oznacza to, że Michalski nie był pierwszą opcją. Najlepszego egzekutora nie było na boisku. Juliusz Letniowski, który z 11. metrów się nie myli (wykorzystał dziesięć ostatnich karnych), dopiero wraca do kontuzji. W tym sezonie bramkarzy pokonali Paweł Tomczyk (dwukrotnie) i Hanousek (w Pucharze Polski). Tomczyk nie strzelił jedenastki z Puszczą w Niepołomicach i przekonał się, co znaczy hejt. Prawdopodobnie oficjalnie nie dowiemy się, kto miał wykonywać rzut karny przed Michalskim, ale jedno jest pewne: jeśli ktoś taki był wyznaczony, zapewne się wystraszył, tak, jak Michalski w nieszczęsnym sezonie 2018/2019 w meczu ze Skrą w Częstochowie. W 90. minucie Widzew miał jedenastkę, ale żaden z doświadczonych zawodników nie wziął na siebie odpowiedzialności, a najodważniejszy Michalem Ameyaw nie zdołał strzelić gola. Wtedy na boisku był Michalski, który wcześniej trzykrotnie nie pomylił się. Później nie wykorzystał karnego w spotkaniu z Siarką Tarnobrzeg.
Michalski stał się więc kozłem ofiarnym, mimo zwycięstwa Widzewa. Nagle przypomniano sobie, że jest za słaby na czołówkę pierwszej ligi, a zmarnowany karny przepełnił czarę goryczy. Krytykujący go, tak jak wcześniej Tomczyka, zapominają, że gospodarze wygrali, więc pudło było bez konsekwencji. Owszem, Michalski nie jest liderem drużyny, tak jak to było trzeciej lidze, ale na koncie ma gola (z GKS-em Katowice, po najładniejszej akcji w tym sezonie) i aż pięć asyst. Więcej kluczowych podań przy bramkarz ma tylko Kun (8). Jestem pewien, że w tym sezonie jeszcze nie raz pomoże zdobyć punkty. A wyzywającym go przypomnę, że z 11. metrów mylili się w Widzewie Zbigniew Boniek, Leszek Iwanicki czy nawet Marcin Robak, a także światowe gwiazdy w spotkaniach, których stawka była dużo wyższa. Na koniec przypomnę słowa, jakie usłyszałem od Bońka po słynnym finale Ligi Mistrzów w Stambule, kiedy Jerzy Dudek powstrzymał AC Milan: “W takim momencie bramkarz jest ogromny, a bramka bardzo mała”. Dla Michalskiego w niedzielę była za mała…