Widzew potrafi grać do końca. Gdy wydawało się, że po raz czwarty w 2023 roku zremisuje mecz, w doliczonym czasie przeprowadził akcję, po której zapewnił sobie trzy punkty.
Po 10 minutach meczu Widzew miał już na koncie dwa celne strzały, co pokazuje, że zaczął mecz z wielkim animuszem. Bramkarza gości najpierw starał się zaskoczyć z ostrego kąta Mato Milos, ale piłka odbiła się od słupka, a następnie Marek Hanousek, który jednak kopnął w środek bramki. Widzewiacy zaczęli rundę rewanżową od trzech remisów, dlatego bardzo chcieli przełamać niemoc. Tradycyjnie już grali bardzo agresywnie, starając się utrzymać długo przy piłce. Konsekwencją było to, że rywale ograniczali się do biegania za piłką. Ale na początku spotkania mieli znakomitą szansę, jednak Martin Konczkowski strzelił nieprecyzyjnie i piłka przeleciała wzdłuż bramki.
Miękkie boisko trochę przeszkadzało w kombinacyjnej grze i ułatwiało obronę, do której długimi fragmentami ograniczała się drużyna z Wrocławia. Kilka razy łodzianie usłyszeli brawa kibiców, bo rozklepali przeciwników. Tak jak w poprzednich meczach brakowało jednak ostatniego podania i wykończenia akcji. Inna sprawa, że trudno się gra, gdy rywal broni się dziewięcioma zawodnikami. Najlepszą okazję Widzew miał po przechwycie Andrejsa Ciganiksa i prostopadłym podaniu do Jordi Sancheza, a ten znalazł sam na sam z Rafałem Leszczyńskim, jednak naciskany przez obrońcę trafił w nogę bramkarza.
Widzewiacy dużo biegali, jednak brakowało trochę jakości w ofensywie. Aktywny był Juliusz Letniowski, lecz tak jak w poprzednich spotkaniach niewiele było z tego pożytku w ofensywie. Aktywny był Sanchez, lecz chaotyczny, za to dobrze prezentowali się skrzydłowi i defensywa. Widzew jako jeden z nielicznych zespołów w ekstraklasie stara się ograniczyć do minimum wybijanie piłki. Nawet pod presją jego zawodnicy chcą rozgrywać piłkę od tyłu. To jednak niesie z sobą spore ryzyko, bo przy pomyłce rywale dostają znakomitą okazję. Tak było w 45. minucie, gdy Henrich Ravas pod presją za krótko podał piłkę i John Yeboah miał przed sobą bramkę, a wokół nie było żadnego widzewiaka. Ghańczyk z niemieckim paszportem oddał strzał, jednak trafił w stojącego na linii bramkowej Serafina Szotę.
Janusz Niedźwiedź w przerwie zdecydował się na zmiany, bo drużyna grała nieźle. Za to goście od początku drugiej połowy starali się kraść czas. Długo celebrowali każde wznowienie gry, starając się wybić łodzian z uderzenia. Udawało im się to, bo mecz się wyrównał i stał się brzydki. Brakowało sił, a przez to płynności w grze, dużo było niedokładności, a mało składnych akcji.
Dopiero w 73. minucie na stadionie zrobiło się głośniej, gdy po kontrze w polu karnym piłka trafiła do Bartłomieja Pawłowskiego, lecz jego strzał był niecelny. Szkoda. Następny raz w polu karnym Śląska zakotłowało się w 79. minucie, kiedy znów blisko szczęścia był Pawłowski, ale tym razem został zablokowany. Nie potwierdziło się też powiedzenie, że do trzech razy sztuka, bo w 83. minucie Pawłowskiemu znów nie trafił w bramkę z kilkunastu metrów.
Skoro najskuteczniejszy z widzewiaków nie mógł trafić w bramkę, to zaliczył asystę. Jedna z ostatnich akcji meczu wreszcie przyniosła powodzenie, a Śląsk został ukarany za grę na czas. Z lewej strony dośrodkował Julian Shehu, Pawłowski zgrał piłkę głową wzdłuż bramki, a niepilnowany Kristoffer Hansen z pięciu metrów spokojnie skierował piłkę do bramki. Też głową. To kolejne punkty wywalczone przez Widzew w doliczonym czasie gry, tyle że wcześniej efektem był remis z Pogonią Szczecin.
1:0 – Hansen 90.+3
Widzew: Ravas – Stępiński, Szota, Żyro – Milos (85. Shehu), Hanousek, Letniowski (58. Kun), Ciganiks (69. Zieliński) – Terpiłowski (69. Hansen), Sanchez, Pawłowski
Śląsk: Leszczyński – Verdasca, Poprawa, Gretarsson – Konczkowski, Olsen, Bukowski (58. Nahuel), Garcia Marin – Yeboah (81. Samiec-Talar), Exposito, Quintana (58. Jastrzembski)
Żółte kartki: Letniowski – Verdasca, Gretarsson
Widzów: 17.099