Wygląda na to, że zwycięstwo w pierwszym meczu sezonu nie było przypadkiem. W drugim Widzew też grał dobrze i też zwyciężył.
Na inaugurację Fortuna 1. Ligi Widzew pokonał Sandecję Nowy Sącz, a Zagłębie Sosnowiec zremisowało z Arką Gdynia, ale trenerzy obu drużyn uznali, że wszyscy piłkarze spisali się dobrze i nie zmienili składów na drugi mecz sezonu. Trener Janusz Niedźwiedź zostawił wiec na ławce m.in. Juliusza Letniowskiego i Abdula-Aziza Tetteha. I chyba słusznie, bo widzewiacy, którzy byli w składzie, radzili sobie dobrze także w Sosnowcu. W pierwszej połowie goście zdecydowanie przeważali i – co bardzo cieszy w kontekście poprzedniego sezonu – po prostu grali w piłkę. Potrafili długo się przy niej utrzymać, wymieniali podania, nie tracili jej co i rusz. Kilka akcji zakończyło się też dobrymi podaniami w pole karne, czego następstwem były dobre okazje. I tak, już w 7 minucie sam na sam z bramkarzem mógł być Paweł Tomczyk. Nawinął jednego obrońcę i spróbował jeszcze jednego, co było błędem i w efekcie nie oddał strzału. 22-latkowi przydałoby się kilka lekcji od Marka Koniarka, który nie kombinował, tylko strzelał na bramkę rywali i zwykle była to decyzja słuszna. Może trenerzy powinni chociaż przygotować Tomczykowi nagranie z golami Koniarka dla Widzewa?
Zaraz po tej sytuacji łodzianie mieli kolejną znakomitą szansę. Tym razem po rzucie rożnym Pawła Tomczyka na bramkę Zagłębia głową uderzał Patryk Stępiński. Piłka odbiła się od słupka. Ten sam zawodnik, po olbrzymim zamieszaniu, dostał jeszcze od losu szansę na dobitkę, ale tym razem strzelił nad bramką.
Swoje okazje mieli też gospodarze, bo nie było tak, że to Widzew prowadził grę i nie dał rywalowi zbliżyć się pod swoją bramkę. Nerwowo grała łódzka defensywa, stoperom zdarzały się błędy, bo chyba jeszcze nie do końca pewnie czują się w nowym ustawieniu. Najpierw dobrą szansę zmarnował po kontrze Wojciech Szumilas, a później Zagłębie zdobyło gola. To było w 17. minucie. Duży błąd popełnił Krystian Nowak (na spółkę z Michałem Grudniewskim), potem kolejny, ale jeszcze większą wpadkę zaliczył Jakub Wrąbel, który wpuścił piłkę lecącą na krótki słupek po strzale Szymona Sobczaka. Bramkarz Widzewa właściwie miał ją na rękach, ale pozwolił, by wpadła do siatki.
Stracony gol na szczęście nic nie zmienił w grze Widzewa. Goście grali dalej tak, jakby było 0:0. Grali swoje i to był dobry pomysł. Największe zagrożenie łodzianie stwarzali po akcjach lewą stronę. Po prawej niestety niewidoczni w ofensywie byli Karl Danielak i Paweł Zieliński. W 32. minucie jedna z akcji lewym skrzydłem skończyła się faulem Dominka Jończego na Dominiku Kunie. Rzut karny pewnie wykorzystał Paweł Tomczyk.
Na przerwę Widzew schodził prowadząc, bo jeszcze jedna akcja zakończyła się powodzeniem. Tym razem Mateusz Michalski wyłożył piłkę Radosławowi Gołębiowskiemu, a ten bez namysłu strzelił na bramkę Zagłębia. Lot piłki głową zmienił jeszcze Jończy i bramkarz sosnowiczan nie miał szans.
W drugiej połowie obraz gry bardzo się nie zmienił z tą różnicą, że jednak spadło tempo gry i mniej było bramkowych okazji. Najlepsze stworzyli Kun dla Widzewa i Sobczak dla Zagłębia. Niestety tego pierwszego zablokował Jończy, a drugiego – na szczęście – zatrzymał Wrąbel, który tym razem spisał się znakomicie. Podobnie było w 76. minucie, gdy obronił strzał Sobczaka.
W końcówce meczu widzewiacy grali bardzo mądrze, bo oddalili grę od własnej bramki. Długo trzymali też piłkę, a to oznaczało, że nie mieli jej rywale. Nie byli więc w stanie zagrozić bramce łodzian. Uciekał im czas i wszystkie punkty. I w końcu uciekły.
Widzew w dwóch meczach zdobył sześć punktów. Nie mogło być lepiej.
Zagłębie Sosnowiec – Widzew 1:2 (1:2)
1:0 – Sobczak 17.
1:1 – Tomczyk 33., karny
1:2 – Gołębiowski 39.
Zagłębie: Bielikow – Machała (75. Galić), Jończy, Dalić, Gojny (75. Seederf) – Szumilas (61. Kamiński), Ambrosiewicz, Oliveira (61. Tanque)- Bryła (79. Korzeniecki), Sobczak, Banaszewski.
Widzew: Wrąbel – Nowak, Grudniewski, Stępiński – Zieliński, Hanousek (90.+1 Dejewski), Kun, Gołębiowski (76. Becht) – Danielak, Tomczyk (76. Tetteh), Michalski (70. Letniowski).