Ariel Galeano postawił na Pirulo, wystawiając go w swoim debiucie na ławce trenerskiej ŁKS-u w podstawowym składzie. Hiszpan jednak po raz kolejny zawiódł. Dlaczego?
Pirulo to bez wątpienia jeden z najlepszych piłkarzy ŁKS-u po reaktywacji w 2013 roku. Od tego momentu rozegrał najwięcej meczów, a w historii zapisał się tym, że strzelił najwięcej goli jako obcokrajowiec i najwięcej na zapleczu ekstraklasy. Jednakże od niemal dwóch lat udane występy Hiszpana można by policzyć na palcach jednej ręki.
Wydawało się, że idealnym momentem na przełamanie dla Pirula będzie spotkanie z Kotwicą Kołobrzeg. Rozpoczął grę od pierwszej minuty na swoim ulubionym prawym skrzydle, a naprzeciwko jego stanęli zawodnicy jego z najsłabszych zespołów 1. ligi. Występ – po raz kolejny – okazał się rozczarowaniem. Hiszpan wygrał tylko dwa z 13 pojedynków, oddał dwa niecelne strzały i zmarnował okazję do strzelenia gola. Został zmieniony jako pierwszy, już w 56. minucie. Mimo że grał na prawej flance, to często schodził do środka pola, gdzie panował tłok, co nie pozwalało mu na zrobienie przewagi.
Pirulo w latach 2020-2023 był liderem ŁKS-u. W żadnym z tych sezonów nie zszedł poniżej granicy dwóch i pół tysiąca rozegranych minut. Nawet gdy nie był do końca zdrowy, to musiał grać. Wiosną 2023 roku, kiedy ważyły się losy awansu do ekstraklasy, zaciskał zęby, brał leki przeciwbólowe i wchodził na murawę.
Takie postępowanie odbiło się na nim na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Od lipca 2023 roku Pirulo był kontuzjowany czterokrotnie, przez co opuścił aż 14 meczów. Po raz ostatni na przełomie sierpnia i września zeszłego roku, ale problemy zdrowotne wciąż się za nim ciągnęły, co poskutkowało tym, że po zakończeniu rundy musiał przejść zabieg, po którym pod okiem fizjoterapeutów dochodził do pełni sprawności w trakcie zimowego obozu przygotowawczego.
W obecnej sytuacji widać, że te kontuzje mocno wpłynęły na jego psychikę. Gra bardzo zachowawczo, asekuracyjnie i rzadko podejmuje ryzyko, czyli brakuje mu cech, które są najważniejsze dla dobrego skrzydłowego. Najlepiej widać to na przykładzie statystyk – Pirulo w trwającym sezonie ligowym notuje 1,5 udanego dryblingu na mecz i robi to z 74-proc. skutecznością. Antoni Młynarczyk, który zajął jego miejsce w rywalizacji z Kotwicą, notuje cztery udane dryblingi ze skutecznością wyższą o osiem proc.
Kontuzje ograniczyły możliwości motoryczne Pirula. Jego braki w szybkości miały zostać ukryte na pozycji środkowego pomocnika. W teorii miał się on stać nowym Danim Ramirezem i kreować sytuacje dla partnerów z drużyny. Od początku ten pomysł jednak budził obawy, bowiem Pirulo w minionych latach odpowiadał przede wszystkim za kończenie akcji, a nie ich tworzenie. Niestety, runda jesienna to potwierdziła. Pirulo w jej trakcie zanotował tylko jedną asystę (w Pucharze Polski z czwartoligowym Gromem Nowy Staw). W lidze jego całkowity współczynnik xA (oczekiwanych asyst) wyniósł tylko 0,62, a jeśli chodzi o częstotliwość zagrywania kluczowych podań, był dopiero piąty w drużynie.
Pirulo zatracił przy tym umiejętność skutecznego finalizowania akcji. Do bramki rywala trafił tylko raz – przeciwko GKS-owi Tychy – mimo że oddaje sporo strzałów. Średnio w jednym spotkaniu strzela na bramkę niemal dwa razy, częściej od niego robią to wyłącznie Andreu Arasa oraz Stefan Feiertag, którego nie ma już w klubie. A warto dodać, że Pirulo dochodził do dobrych okazji – według współczynnika xG (oczekiwanych goli) powinien mieć na koncie cztery trafienia. Do tego zmarnował rzut karny w starciu z Wisłą Płock.
MAREK SAGANOWSKI O AWANSIE ŁKS-u
Co więcej, Pirulo nie trzyma się jednej pozycji, co stanowi duży problem. To prowadzi do tego, że w wielu spotkaniach dubluje on pozycje partnerów, co wpływa negatywnie na grę drużyny. To nie przypadek, że gdy ŁKS wygrał pięć meczów z rzędu na przełomie sierpnia i września zeszłego roku, to w żadnym z nich Pirulo nie wyszedł w podstawowym składzie.
Wydaje się również, że odpowiedzialność, jaka została nałożona na Pirula przed startem bieżących rozgrywek, przytłoczyła tego zawodnika, zamiast go zmobilizować. Hiszpan w swoim szóstym sezonie w klubie stał się kapitanem zespołu i jako jeden z liderów miał pomóc ŁKS-owi wrócić do ekstraklasy.
Widać, że zależy mu na tym, by faktycznie być kimś takim. Ma świadomość tego, jak duże oczekiwania są z nim związane. To prawdopodobnie jednak stanowi dla niego obciążenie, które działa na niego negatywnie. Pirulo stara się, jak tylko może, ale gdy jego zagrania kończą się niepowodzeniem, to często jest poirytowany i sfrustrowany. Nie bez powodu na początku tego roku stracił opaskę kapitańską, którą przejął Mateusz Kupczak.
Być może najlepszym rozwiązaniem będzie rozstanie się z Pirulem po zakończeniu sezonu. Doceniając to, co Hiszpan zrobił przez ostatnie lata, nie da się uciec od tego, jaką obniżkę formy zaliczył. Aktualnie jedyne, co robi, to blokuje miejsce graczom bardziej perspektywicznym.