Do tej pory Milos – trzeba to szczerze napisać – zawodził. Przed meczem z Koroną Kielce w sobotę, wystąpił w dziewięciu spotkaniach, pięć razy w pierwszym składzie. Oczywiście nie grał na swojej nominalnej pozycji prawego wahadłowego bądź obrońcy, tylko po drugiej stronie. To był zresztą nagły transfer na skutek kontuzji Fabio Nunesa. Ale jednak oczekiwaliśmy czegoś więcej.
Chorwat niestety do poziomu Portugalczyka się nie zbliżył. Po prostu grał słabo, zarówno w ofensywnie, jak i defensywie, a od gracza o takim CV trzeba wymagać jeszcze więcej. Milos w przyszłym orku skończy 30 lat, więc nie jest żółtodziobem. A grał nie tylko w Chorwacji, ale też we Włoszech i Portugalii. Zapewne nie bez powodu kilka lat temu Milosa kupiła Benfica Lizbona. Co prawda nie zadebiutował w słynnym klubie, ale skoro dano mu kontrakt, to znaczy, że naprawdę musiał mieć spore umiejętności.
W Polsce Milos też już był (w Lechii Gdańsk), więc zna nasz kraj, ligę i środowisko. Dlatego oczekiwania były duże. Więc i zawód spory. Chorwat zasłynął chyba najbardziej zmarnowanymi okazjami, m.in. w meczu z Zagłębiem Lubin i Miedzią Legnica. Na szczęście zrehabilitował się w idealnym momencie, gdy zaczynał się doliczony czas gry w meczu z Koroną. Widzew potrzebował wtedy gola dającego mu trzy punkty. Była 91. minuta, gdy Milos dostał podanie, minął rywala w polu karnym i uderzył z całej siły pod poprzeczkę, swoją gorszą lewą nogą. Bramkarz interweniował, ale piłka leciała zbyt szybko.
Gol, to jedno, ale drugie, że w Kielach Milos rozegrał naprawdę niezły mecz. Daliśmy mu za występ wysoką ocenę: “Długo trzeba było czekać, aż rozegra dobry mecz. Ale prawdziwych mężczyzn poznaje się ponoć po tym, jak kończą. Milos był wyróżniającym się zawodnikiem na boisku, a gol był podsumowaniem jego postawy” – napisaliśmy.
Chorwat jest jedenastym piłkarzem, który w tym sezonie strzelił bramkę dla Widzewa. – Oczywiście jestem bardzo szczęśliwy, bo gol w ostatnich minutach smakuje wyjątkowo i cieszę się, że pomogłem drużynie – powiedział po meczu.
I dodał: – Wierzymy w swoją pracę, dlatego wiedzieliśmy, że ta bramka w końcu padnie. To był ciężki mecz, ale bylibyśmy zawiedzeni, gdyby nie udało się wywieźć trzech punktów. Co prawda mogło się potoczyć w obie strony, bo Korona miała rzut karny, ale Henrich Ravas popisał się dobrą interwencją. Cieszy nas miejsce w tabeli, ale zachowujemy spokój i teraz jest czas, by odpocząć.