Jak miło wstać w niedzielę rano, nałożyć sobie sałatki warzywnej i cieszyć się świętami pamiętając, że Widzew zdobył dzień wcześniej trzy punkty. Wrażenia z jedzenia sałatki na pewno będą lepsze, bo mecz łódzkiej drużyny nie miał prawa się podobać, ale najważniejsze, jak się skończyło. Bo to nie jest czas na Joga Bonito (chociaż nie obrazilibyśmy się), ale na zdobywanie punktów. Każdego, najlepiej wszystkich.
Dzięki wygranej z Puszczą, Widzew znów jest wiceliderem Fortuna 1. Ligi, czyli wciąż drużyna Janusza Niedźwiedzia jest zależna przede wszystkim od siebie. Nie musi liczyć na wpadki głównych rywali, chociaż te oczywiście są bardzo mile widziane. Rywale muszą za to wygrywać i liczyć na porażki i straty punktów łodzian, by ich dogonić.
Teraz wpadkę zaliczyła Korona Kielce, która zremisowała z Chrobrym Głogów. Dzięki niemu Widzew znów ma cztery punkty więcej od zespołu z Kielc, czyli odzyskał przewagę, którą stracił po swojej wpadce ze Skrą Częstochowa. Arka Gdynia trzyma się blisko, na dwa punkty. Trzeba być bardzo czujnym.
Wracając do meczu z Puszczą. Oglądało się go fatalnie, wszystko niemal było źle i kibice słusznie się denerwowali. Tempo akcji, w ogóle ich rozegranie… Nie o taki Widzew wszystkim chodzi, na pewno także trenerowi Niedźwiedziowi, który przecież lubi ofensywną, szybką i skuteczną grę. Rzeczy, które martwią jest sporo. To choćby środek pomocy, który chyba jednak sporo stracił po przesunięciu do obrony Marka Hanouska. Czech to oczywiście gracz przede wszystkim defensywny, ale w ofensywnie przecież grać też potrafi – właśnie przyśpieszyć akcję, zmienić kierunek gry. Przy kreatywnym piłkarzu obok robił zwykle dobrą robotę. Pamiętamy przecież duet Hanousek – Juliusz Letniowski.
Zawiódł w sobotę Patryk Lipski. Grał za wolno i bez błysku, na który właśnie teraz jest czas. Teraz potrzebne są podania, jakie Lipski posyłał niedawno do Ernesta Terpiłowskiego i Przemysława Kity, kiedy ci strzelali swoje gole. Dominik Kun jak zawsze był pracowity, ale liczba niecelnych podań aż kłuła w oczy.
Najgorzej jednak było, właściwie jest od jakiegoś czasu, w ataku. Czekamy na przełamanie Bartosza Guzdka, na powrót piłkarza z jesieni, ale powoli tracimy nadzieję. Niedźwiedź zmienił go już w przerwie i to chyba mówi wszystko. Wolał w ataku Karola Danielaka, czyli nominalnego wahadłowego.
W ogóle Widzew ma kłopot na pozycji numer 9, bo Guzdek nie ma konkurencji. Oby jak najszybciej wrócił Bartłomiej Pawłowski. Może Mattia Montini też by jeszcze pomógł?
Cieszy za to rosnąca forma Henricha Ravasa, który odbił kilka bardzo groźnych strzałów rywali i wygrał pojedynek sam na sam z graczem Puszczy. W tej fazie rozgrywek pewny bramkarz, który do tego uratuje czasem zespół w sytuacji beznadziejnej, jest na wagę złota. Może uratować punkt, który może być kluczowy. Ravas słusznie został wybrany piłkarzem meczu.
CZYTAJ TEŻ: Oceny piłkarzy Widzewa. Słowak najlepszy, ale Hiszpan bohaterem
Nieźle, szczególnie w pierwszej połowie, radzili sobie wahadłowi – Danielak i Fabio Nunes oraz Kristoffer Normann Hansen. Ale to wciąż za mało. Potrzeba zagrań kluczowych oraz asyst i goli.
Tydzień temu denerwowaliśmy się na ostatnią akcję w meczu ze Skrą, po której Widzew stracił dwa punkty. Przez cały tydzień mówiło się o tych fatalnych 20 sekundach. W piłce nożnej wszystko może się jednak zmienić tak szybko i nieoczekiwanie, jak pogoda w górach. Kilka dni później, to łódzka drużyna cieszyła się po ostatniej akcji. I ona dała jej aż trzy punkty. – To jest ważne, że walczymy do końca i chcemy zwyciężać, nawet w obliczu różnych przeciwności losu i tego, że nie zawsze gra się super układa – mówił po meczu Niedźwiedź. Nie ma jednak sensu pisać o widzewskich charakterze, o walce do końca. Bo piłkarze mieli 90 minut na to, ale jak było… Ważne, jak się to skończyło, szczęście tym razem było po stronie Widzewa. Zwycięzców się nie sądzi. To nie czas na to.
Teraz cieszymy się z punktów. W czterech ostatnich meczach Widzew zdobył 10 punktów. Jedyna strata to te dwa punkty ze Skrą, te nieszczęsne 20 sekund. Nie jest więc źle. To bardzo dobry czas na takie serie. Tylko żeby jeszcze Arka się potknęła.