Tego lata Widzew póki co sprowadził pięciu piłkarzy (obrońcy Mateusz Żyro, Serafin Szota i Bożidar Czorbadżijski, pomocnik Julian Shehu oraz napastnik Jordi Sanchez), chociaż od dawna szefowie klubu zapowiadali nawet siedem, osiem transferów.
Dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek w rozmowie z klubowymi mediami raczej tonował nastroje. Sugerował, że na razie kolejnych wzmocnień nie będzie. – Wynik będzie weryfikował – powiedział dając do zrozumienia, że gdyby drużynie nie wyjdzie początek sezonu, to wtedy przy al. Piłsudskiego 138 pomyślą o kolejnych wzmocnieniach.
Głos zabrał też prezes Mateusz Dróżdż, który na Twitterze jasno napisał, że transfery są jednak jeszcze planowane. „Najgorsze, co można zrobić to ulegać presji w oknie transferowym. Plan minimum zrealizowaliśmy, generalnie każda pozycja jest zabezpieczona co najmniej dwoma zawodnikami. Działamy dalej, ale można się spodziewać max. dwóch transferów do klubu. Do usłyszenia” – napisał.
W rozmowie z kibicami zdradził też, że klub od marca starał się od Jordiego Sancheza i dzięki temu mógł przyjść do Widzewa za darmo. Po raz kolejny zaznaczył też, że klub nie będzie funkcjonował ponad stan. „Ja tylko zaznaczę, że napastnik pokroju Ishaka zarabia rocznie z dodatkami około 70% tego, co udało się zarobić z karnetów. Kominów w Widzewie nie będzie i aż takiego ryzyka finansowego w 1 roku w ESA dopóki ja jestem w klubie. To zbyt duże ryzyko” – napisał.