– Wolę grać na sztucznej murawie niż na tej w Gliwicach – powiedział trener Lecha Poznań. W niedzielę ŁKS pojedzie tam bronić pozycji lidera.
Lech Poznań pokonał Djurgårdens i jest w ćwierćfinale Pucharu Konfederacji. Mecz rewanżowy w Sztokholmie rozegrano na sztucznej murawie, która w niczym nie przypominała normalnej nawierzchni. Porównywano ją do trawników, które można kupić w sklepach ogrodowych.
W weekend, Lech zremisował z Piastem na stadionie w Gliwicach. Spotkanie odbyło się na naturalnej, ale bardzo zniszczonej murawie. Pojedyncze kępki trawy nieśmiało wystawały z połaci ubitej ziemi.
– Było bardzo ciężko grać na takiej murawie. Wszyscy wiedzą, że chcemy grać pozycyjny i techniczny futbol, ale na takim boisku to było niemożliwe. To było dla nas trudne, dlatego musieliśmy zmienić nasze założenia na ten mecz – mówił John van den Brom, trener Lecha, po spotkaniu w Gliwicach.
– Wolę grać na sztucznej murawie niż na tej w Gliwicach – dodał po meczu ze Szwedami.
Czytaj także: Na czymś takim, ŁKS zagra hit rundy.
W niedzielę o 14:45 ŁKS na stadionie w Gliwicach rozegra najważniejszy mecz w tej kolejce. Łodzianie zmierzą się z Ruchem Chorzów. Pojedynek lidera z wiceliderem odbędzie się bez udziału kibiców gości, bo w umowie najmu zawarto klauzulę, która zabrania przyjmowania przyjezdnych, jeżeli mecz kwalifikuje się do kategorii podwyższonego ryzyka. Można było tego uniknąć. Nawet jeżeli obiekt Ruchu nie spełniał warunków, to pojawiły się już plany, żeby chorzowianie spotkanie z Wisłą Kraków rozegrali na stadionie Śląskim. Tam, oprócz świetnej murawy, ełkaesiacy mogliby liczyć na wsparcie fanów, a największy hit rundy wiosennej miałby otoczkę, na jaką zasługuje.