A wydawało się, że jego forma idzie w górę. Wcześniej Kreuzriegler nie tylko nie popełniał błędów, ale też coraz odważniej poczynał sobie w ofensywnie. Wydawało się, że ustabilizował formę, a tu nagle ten występ w derbach Łodzi.
„Chcielibyśmy zapamiętać jakąś dobrą akcję Austriaka, ale pamiętamy, jak Pirulo założył mu siatkę w polu karnym i fatalny błąd przy wyprowadzaniu piłki po przerwie. Na szczęście dla Widzewa, Pirulo nie strzelił” – pisaliśmy w ocenach po meczu z ŁKS-em. Lewemu stoperowi Widzewa wystawiliśmy szkolną „dwójkę”.
Tak rzeczywiście było. W pierwszej połowie Hiszpan ograł Austriaka jak juniora. „Siatka” zawsze boli, a ta jeszcze była w tak prestiżowym meczu i do tego w polu karnym. Na szczęście dla Widzewa ŁKS nie wykorzystał tej szansy.
CZYTAJ TEŻ: Piłkarz Widzewa: „Możemy dokonać czegoś wielkiego”
To jednak wypadek przy pracy. Błędy przy wyprowadzaniu piłki, to już coś znacznie gorszego. Widzew Janusza Niedźwiedzia ma swój styl i nie ma mowy u wybijaniu piłki do przodu spod swojej bramki. Niektórych to irytuje, ale trzeba przyznać, że trener jest w tym konsekwentny. Jego piłkarze mają tak wychodzić spod bramki. Oczywiście rywale dobrze już o tym wiedzą i często atakują widzewiaków bardzo wysoko. Wysoki pressing to dobra broń na łódzki zespół, chociaż trzeba przyznać, że czerwono-biało-czerwoni też radzą sobie coraz lepiej. Doświadczenie procentuje. Tyle że zdarzają się wpadki.
I tak było w derbach. Błąd przy wyprowadzaniu piłki w drugiej połowie popełnił Marek Hanousek i tylko cud, a raczej Henrich Ravas, uratował Widzew przed stratą gola. Słowak wygrał pojedynek sam na sam z Samuelem Corralem.
Błędy – przynajmniej dwa – popełnił też Kreuzriegler. Po jednym z nich Pirulo był bliski zdobycia gola, ale strzelił źle. – Martin zachował się nie tyle ryzykownie, co zabrakło mu odpowiedzialności – ocenia trener Janusz Niedźwiedź. – Tak chcemy grać i wychodzimy często z opresji wyprowadzając piłkę. Czasem jednak, gdy sytuacja tego wymaga, warto zagrać dłuższe podanie w kierunku napastnika. Także po to budujemy grę od tyłu, by przyciągnąć przeciwnika i znaleźć miejsce za ich plecami. Martin to doświadczony piłkarz i dobrze wie, jak to wygląda.
Tłumacząc na język podwórkowy, trener Widzewa sugeruje, że czasem trzeba dać długą lagę do przodu.
Niedźwiedź bronił też jednak Kreuzrieglera. Przypomniał sytuację z końcówki meczu. – Dobrze przeczytał grę i uprzedził przeciwnika. Pomógł nam swoją reakcję – przypomniał.
Kreuzriegler nie musi się martwić o miejsce w składzie, bo nie ma za bardzo konkurencji. Inna sprawa, że to była raczej jednorazowa wpadka. Oby tak właśnie było.