Wypowiedzi i argumentów obu stron przytaczać nie zamierzam, są od wczoraj wszędzie i to nie tylko w lokalnych, ale i krajowych mediach. Każdy, kto czyta ten felieton jest o jeden klik od strony głównej Łódzkiego Sportu, a tę wczoraj otwierały artykuły z następującymi tytułami:
„Właściciel Widzewa krytykuje MAKiS: „Film jest szkalowaniem klubu i prezesa”
„Łukasz Zjawiński na testach w Widzewie”
„Prezes MAKiS-u odpowiada na zarzuty Widzewa: „Nie rozsądzam, jaki to był transparent”
„Wiceprezes Widzewa o współpracy z MAKiS-em. Długa lista problemów”
„Prezes Widzewa: „Wchodzę na drogę sądową”
Przypomnijmy – to jest portal o tematyce sportowej. Tworzony przez ludzi, którzy zostali dziennikarzami sportowymi, by pisać o sporcie właśnie. Okoliczności zmusiły ich do grzebania w materii, w której zdecydowanie grzebać by się nie chcieli. Ja też chciałem dziś napisać o atmosferze meczu z Legią i perspektywach Widzewa w Ekstraklasie, a także podziękować Bartłomiejowi Pawłowskiemu oraz szefom klubu, że zgodzili się, by ich piłkarz był pierwszym, którego rozmowy podczas meczu podsłuchają widzowie Canal+. Ale rozmowy na wysokości klubowych lóż, a raczej brak tam jakiegokolwiek dialogu sprawiły, że sprawy sportowe są na dalekim planie.
Na Widzewie w dzień meczowy
Takie słyszy się rozmowy…
Konflikt trwa od dawna i nie służy ani Widzewowi, ani Łodzi, które Widzewem i atmosferą na jego stadionie powinno się chwalić. Prowadzi do absurdów takich jak film zmontowany przez MAKiS i będący przekroczeniem jakichkowiek granic. Prezes Mateusz Dróżdż nie jest może najłatwiejszym partnerem do rozmów, może zbyt ostro walczy o swoje i klubowe racje, ale oświadczenie prezesa MAKiS oraz niesławny film jest czymś, nad czym trudno przejść do porządku dziennego. I tu szefów Widzewa rozumiem, podobnie jak w sporze o lożę prezydencką i przestrzenie biurowe przy Piłsudskiego 138. Bo jak byście się czuli, gdybyście wynajęli salę na swoje wesele, a jej właściciel uznałby, że ma prawo do zajęcia na tej waszej imprezie głównego stołu, gdzie zasiądzie wraz ze swymi znajomymi? I jeszcze każe wam się daleko od tego stołu trzymać? Takie dylematy roztrząsa się na Widzewie zamiast rozmawiać o sportowej wartości Zjawińskiego.
„A to feler” –
Westchnął seler.
Żeby była jasność: obecność władz miasta na meczach powinna być w każdym klubie powodem do zadowolenia, dowodem wsparcia, a dla właścicieli doskonałym momentem do rozmów na temat dalszej pomocy dla klubu. Tak jest w cywilizowanym świecie. Z wielu powodów w Łodzi jest jednak inaczej. I to goście, jakimi są urzędnicy zawłaszczają sobie prawo do decydowania, komu gospodarz może podać rękę, jakby nie zauważając, że cierpi na tym wizerunek obu stron. Widzewa i Łodzi, Łodzi i Widzewa. Wartości samych w sobie.
Postronni obserwatorzy patrzą na to wszystko z uśmiechem zażenowania.
Naraz słychać głos fasoli:
„Gdzie się pani tu gramoli?!”
„Nie bądź dla mnie taka wielka” –
Odpowiada jej brukselka.
„Widzieliście, jaka krewka!” –
Zaperzyła się marchewka.
Przepychanki trwają a kolejne konferencje prasowe niczemu nie służą, podobnie jak powtarzanie: „Ani kroku wstecz”. To zaszło za daleko, kroki wstecz trzeba wykonać,, bo skończy się jak w cytowanym wierszu Jana Brzechwy (pokazującym też, dlaczego ja zdecydowanych sądów tu unikam):
„Niech rozsądzi nas kapusta!”
„Co, kapusta?! Głowa pusta?!”
A kapusta rzecze smutnie:
„Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”
Tą zupą będzie oczywiście strefa spadkowa w przypadku Widzewa i ostateczny brak szacunku jego kibiców dla władz swojego miasta. Co z kolei im też na dobre nie wyjdzie.
To naprawdę można jeszcze zatrzymać. Film MAKiS-u podpalił kilka mostów, ale nadal można kilka zbudować. Uszanować Tomasza Stamirowskiego i ludzi, którym inwestor powierzył klub. Bo co by było, gdyby ten – tu puszczamy wodze fantazji – uznał, że bez wsparcia władz Łodzi, mogąc jedynie z zazdrością patrzeć na to, co dzieje się w innych miastach szczęśliwych z powodu posiadania ekstraklasowego klubu, wycofuje się z finansowania Widzewa? Pozostawia go miastu, wraz z miejskim stadionem? Albo gdyby uznał, że czując się czasami jak intruz na własnym stadionie, mecze grać będzie na przykład w Bełchatowie? To mroczne wizje, dalekie od realiów, ale warto mieć świadomość konsekwencji swoich działań. Miasto samo o Widzew nie zadba. Takiego człowieka jak Tomasz Stamirowski też nie znajdzie.
To niby oczywiste, ale każdy konflikt da się zażegnać rozmową. Taką spokojną, rzeczową, twarzą w twarz. Bez przekrzykiwania się i wypominania przeszłych win. O przyjaźni, nawet szorstkiej, mowy tu już nie ma, ale może uda się wypracować choć odrobinę wzajemnego szacunku? Droga ku temu długa, ale i tak krótsza niż ta w przepaść. Albo, jeśli ktoś woli dosadniej, prosto do… Wiadomo gdzie, do zupy.
„A to feler” –
Westchnął seler.
Autor: Żelisław Żyżyński, dziennikarz Canal+Sport