Katastrofa, blamaż i kompromitacja totalna. Trudno znaleźć odpowiednie określenia tego, co wydarzyło się w piątkowy wieczór przy alei Unii. Dlaczego wczorajsza porażka ŁKS-u to coś więcej niż tylko kolejne stracone punkty?
– Faktów nie oszukamy, choć pierwsza połowa nie zwiastowała takiej katastrofy, bo byliśmy dobrze nastawieni i posiadaliśmy inicjatywę. To prawda, że niewiele z niej wynikało, ale nie byliśmy zespołem gorszym. Lecz w piłce liczą się konkrety. Czy to po bramkach kuriozalnych, czy też prezentach, Górnik zapracował sobie na to zwycięstwo – ocenił szkoleniowiec ŁKS-u, Piotr Stokowiec.
– Wiem, że im więcej tych słów krytyki, tym jestem narażony na większą krytykę. Mogę tylko przeprosić kibiców, bo to nie powinno się zdarzyć. Ja na pewno się nie poddam. To jest trudna sytuacja dla klubu, drużyny, i mnie, jako trenera. Bo jestem wściekły na to, w jaki sposób ta gra siadła po drugiej bramce. Zespół nie powinien tak reagować – ubolewał opiekun łodzian.
Poniżej przedstawiamy kilka powodów, dla których wczorajsza kompromitacja to coś więcej, niż tylko kolejne stracone punkty.
Podopieczni Jana Urbana od dłuższego czasu regularnie zawodzili. Jednakże mogło mieć na to wpływ coś, czego piłkarze ŁKS-u także doświadczali w niedalekiej przeszłości – brak pensji.
Nie było granka, bo zabrakło sianka? Źle się dzieje w Górniku
Od kilku tygodni lokalne media donosiły, jakoby w klubie brakowało środków na spłatę zobowiązań wobec piłkarzy. Nawet Lukas Podolski miał zaproponować pożyczkę, ale prezes klubu stanowczo się temu sprzeciwił. Niedawno o problemach zrobiło się głośniej w ogólnopolskich mediach – o problemie w kasie Górnika doniósł „Przegląd Sportowy”.
Finanse finansami, ale szkoleniowiec Górnika, Jan Urban, już niejednokrotnie udowadniał, że potrafi świetnie zarządzać w kryzysie. Abstrahując od kryzysu z wypłatami, o którym wiadomo bardziej nieoficjalnie, zabrzanie w ostatnim czasie miewali rozregulowane celowniki.
Dopiero przed tygodniem zdarzyło im się zdobyć więcej niż jednego gola. A przeciwko ŁKS-owi wypracowali całe 35% dotychczasowego dorobku bramkowego! Powiedzieć, że to skandal (a propos ŁKS-u), to nic nie powiedzieć. – Nie spodziewałem się takiego wyniku w meczu, gdzie obie drużyny mają problemy ze strzelaniem bramek – podsumował Jan Urban na pomeczowej konferencji.
Stracić pięć goli to nie wstyd. W obecnych rozgrywkach zdarzyło się to już wielokrotnie – choćby Pogoń niedawno wsadziła tyle Cracovii i Lechowi, wczoraj Korona poczęstowała „manitą” Puszczę, a jakiś czas temu Raków wpakował piątkę Ruchowi.
Niemniej jednak łodzianie wyszli na mecz siódemką nominalnych obrońców. Łodzianie wyszli na mecz ustawieniem, które miało zapewnić spokój w tyłach. Niestety dla nich tak się nie stało. O względnym spokoju można było mówić do około 40. minuty. Ale jak tracisz gola po „centrostrzale” to coś jest nie tak.
– Czas odsiać chłopców od mężczyzn. Można mieć słabsze umiejętności, ale nie wyobrażam sobie, żeby w kolejnym meczu wyglądało to ten sposób. Kończymy mecz z jedną żółtą kartką. I to za faul w ataku. Nie mówię o łapaniu głupich kartek. Mam na myśli coś innego – tłumaczył Stokowiec, dając jasno do zrozumienia, czego zabrakło w grze ŁKS-u.