Kapitan Widzewa Łódź w drugiej części wywiadu zdradza, jakie były, a jakie są jego piłkarskie marzenia i porównuje fanów Widzewa do kibiców klubu z europejskiego topu. Patryk Stępiński mówi też otwarcie, czy są jakiekolwiek okoliczności, w których założyłby koszulkę lokalnego rywala.
WARTO PRZECZYTAĆ>>>PIERWSZA CZĘŚĆ ROZMOWY Z PATRYKIEM STĘPIŃSKIM
Piotr Grymm: Czy śledzisz inne ligi, czy nie masz na to czasu, ani ochoty?
Patryk Stępiński: Mecze zaczynają się od piątku i trwają do poniedziałku. Oczywiście oglądam ekstraklasę, zwłaszcza zespoły, z którymi będziemy się w najbliższej przyszłości mierzyć, ale czasem potrzebuje od tej ekstraklasy odpocząć i tak było w ten weekend. W niedzielę o 12:30 obejrzałem sobie spotkanie Spezia – Napoli, ponieważ dużo naszych reprezentantów mogło wystąpić w tym spotkaniu. Później obejrzałem sobie jeszcze kawałek spotkania Tottenham – Manchester City. Ale nie ma u mnie takiej powtarzalności, że siadam w każdy weekend i oglądam wszystko od początku do końca. Czasami nie oglądam żadnego innego meczu, bo mam jakieś inne zajęcia, albo chcę od piłki odpocząć. Są też takie weekendy, gdzie codziennie sobie usiądę i minimum ten jeden mecz obejrzę.
A w młodości, oprócz Widzewowi, kibicowałeś innej drużynie z piłkarskiego topu, np. Realowi, Barcelonie, Manchesterowi United?
Nie miałem tak nigdy, że jednemu zespołowi kibicowałem, co by się nie działo. Ja od dziecka miałem tak, że lubiłem oglądać drużyny, w których występują Polacy. Nie ograniczam się tylko do piłki, bo lubię też oglądać inne dyscypliny sportowe. Głównie jednak oglądam zespoły, w których grają polscy zawodnicy. Każde dobre występy Polaków za granicą przecierają szlaki młodszym zawodnikom i uważam, że powinniśmy sobie kibicować. Dużo zrobił w tym temacie Robert Lewandowski, który pokazał, że można grać w najlepszych klubach świata będąc Polakiem.
Już ci mówię, dlaczego zapytałem cię o inne ligi i kluby. Chciałem dowiedzieć się, czy potrafiłbyś porównać kibiców Widzewa, którzy zawsze was wspierają, do fanów, któregoś z zagranicznych zespołów?
Jeśli pomyślę o komplecie na trybunach na każdym meczu i trudność z dostaniem biletu na mecz, to Borussia Dortmund przychodzi mi na myśl. Tam bodajże jest ta jedna trybuna, gdzie nawet nie ma krzesełek, ponieważ wszyscy ludzie stoją i przez cały mecz dopingują. Kiedyś rozmawiałem z jedną osobą, która chciała jechać do Dortmundu na mecz i powiedziała mi, że na takie topowe spotkania jak Liga Mistrzów, czy rywalizacja z topowym zespołem w Bundeslidze, nie ma możliwości się dostać bez znajomości lub osoby, która jest tam na miejscu. Dlatego jeśli mam porównać do Widzewa zespół pod względem kibiców, to wybrałbym Borussię Dortmund.
Mój typ to był Liverpool. Kibice Widzewa zawsze swoim zaangażowaniem i wsparciem dla zawodników kojarzyli mi się właśnie z fanami Liverpoolu.
Tak, zgadza się. Jeśli chodzi nawet o napis, który tu mamy, to jest on zrobiony bodajże gdzieś na bazie tego napisu, który jest gdzieś na stadionie Liverpoolu. Jeśli chodzi o barwy to też w obu przypadkach dominuje kolor czerwony. Liverpool jest klubem, który można nawet bardziej niż Borussię Dortmund, porównać do Widzewa.
Podczas zimowej przerwy najgłośniej było o Jordim Sanchezie i Henrichu Ravasie, jeśli chodzi o zmianę przynależności klubowej. Jak było w twoim przypadku? Czy ty też dostawałeś sygnały, że jakieś kluby chętnie by cię u siebie widziały?
Ja aktualnie współpracuje z osobami, z którymi ustaliłem sobie, że nie ma tematu dopóki nie pojawi się konkretna oferta. Zawodnicy nie lubią sytuacji, w których są pogłoski, jakieś zapytania bez konkretów. Dopóki kluby się między sobą nie dogadają, a piłkarz nie ma do ustalenia już tylko indywidualnego kontraktu, to razem z innymi zawodnikami mówimy sobie, że nie ma żadnego tematu. Przykładowo ktoś z Widzewa mógłby dzisiaj zadzwonić do jakiegoś klubu i zapytać o dostępność któregoś z piłkarzy. Od razu pojawiłoby się mnóstwo domysłów, że Widzew chce kogoś pozyskać. Czasami po prostu jest tak, że kluby sondują jaka jest cena za kogoś, jaki jest jego charakter, ale to nie oznacza od razu, że klub jest zdecydowany, aby tego piłkarza sprowadzić. Do mnie w tym zimowym okienku żadne konkrety nie docierały, że ktoś chce mnie do siebie ściągnąć. Dla mnie dopóki konkretna oferta nie leży w klubie na stole, to nie ma o czym mówić i dalej będę tak na to patrzył. Z ludźmi, którzy mają mi pomagać w tych kwestiach pozaboiskowych też jestem tak umówiony.
Domyślam się, że plotki transferowe do was jednak docierają. Wywołuje to jakieś zamieszanie w szatni, czy tak jak powiedziałeś, dopóki nie ma konkretów, to w ogóle o tym między sobą nie rozmawiacie?
Wiadomo, że jak jakiś portal napisze, że jest zainteresowanie danym zawodnikiem, to coś może być na rzeczy. Zwłaszcza w naszym przypadku, gdzie jesteśmy po dobrej rundzie jesiennej. W szatni rozmawiamy między sobą, czasami się śmiejemy i podszczypujemy kogoś. Teraz była taka sytuacja z Jordim, który miał delikatny problem zdrowotny i nie mógł wystąpić w ostatnim spotkaniu, to od razu nawet do mnie ludzie składali zapytania w stylu: „Gdzie jest Jordi? Co się dzieje z Jordim? Czy on odchodzi?”, bo dwa dni wcześniej gdzieś pojawił się artykuł, że nadal jest sporo zainteresowanie tym zawodnikiem. Jakieś delikatną niepewność może to budzić, bo wiadomo, że nie chcemy się osłabiać, a jak się pojawiają takie spekulacje, to chodzi o piłkarzy pierwszoplanowych, a nie o tych, którzy siedzą na ławce. Jako Widzew nie mamy jeszcze takiej pozycji, że możemy sobie z dowolnego klubu wybierać i decydować, kto do nas przyjdzie. Klub czasami musi się dostosować. Zawodnik musi chcieć tutaj przyjść, muszą się zgadzać pewne widełki finansowe. Na ten moment nie jest łatwo do Widzewa sprowadzić piłkarza i zastąpić go nim pierwszoplanowej postaci, która miałaby odejść.
Teraz mam trochę niewygodne pytanie, więc nie musisz na nie odpowiadać, jeśli nie masz ochoty, a ja to zrozumiem. Czy wyobrażasz sobie jakiekolwiek okoliczności, które mogłyby cię skłonić do przejścia do ŁKS-u?
To nie jest niewygodne pytanie (śmiech). Ja w środowisku widzewskim mam bardzo dużo przyjaciół i znajomych, którzy są związani tylko z Widzewem. Oczywiście to nie jest tak, że jak spotkam osobę, która nie jest jakimś zagorzałym fanatykiem ŁKS-u, ale mu kibicuje, to nie podam mu ręki. W środowisku moich rodziców, czy moich znajomych są ludzie, którzy kibicują Widzewowi i są ludzie, którzy kibicują ŁKS-owi i to nie jest tak, że takiej osobie się nie podaje ręki. Są osoby, które się przyjaźnią, które się kolegują. Jest temat dokuczania i uszczypliwości. Ja nikomu nie będę wybierał komu ma kibicować, to nie będzie się wiązało z tym, że ja nie będę z taką osobą rozmawiał. Ale jeśli chodzi o temat mojej ewentualnej gry w ŁKS-ie, to po prostu byłoby to niemożliwe. Ja bym nigdy nie chciał występować w ŁKS-ie i to nie jest żadną tajemnicą. Rozegrałem 100 ligowych meczów w Widzewie, jestem w tym klubie łącznie prawie 6 lat i mam zasady, którymi się kieruje. Myślę też, że to działa w dwie strony, bo nie wydaje mi się, żeby komuś z ŁKS-u przyszło do głowy, żeby mi złożyć jakąkolwiek ofertę. Chyba, że przygotowaliby podpuchę i wystosowaliby nagle jakieś kosmiczne warunki finansowe, żeby sprawdzić moje przywiązanie do Widzewa (śmiech). Całkowicie poważnie już, to takiego tematu nigdy nie było i nigdy nie będzie.
Domyślam się, że sam z siebie nigdy byś do ŁKS-u nie przeszedł, ale moje pytanie dotyczy bardziej aspektów rodzinnych. Rozmawiałem jakiś czas temu z Markiem Chojnackim, byłym piłkarzem ŁKS-u o ewentualnym przejściu Daniego Ramireza do Widzewa, który w przeszłości bronił barw właśnie ŁKS-u. Marek Chojnacki mówił wówczas, że za jego czasów piłkarze przechodzili z Widzewa do ŁKS-u lub z ŁKS-u do Widzewa, bo chcieli np. więcej grać, ale nie chcieli przy tym opuszczać miasta, w którym mieszkają. I chciałem wiedzieć, czy rozpatrywałeś takie okoliczności, w których hipotetycznie oczywiście nie możesz grać w Widzewie, ale twoja rodzina chce zostać w Łodzi.
Moja wcześniejsza wypowiedź dotyczyła tylko i wyłącznie mojej osoby. Ja nie będę nikomu mówił, co ma robić, jeśli nie jestem w jego sytuacji. Mówię tutaj z perspektywy osoby, która się urodziła w Łodzi, której większość, albo wszyscy znajomi kibicują Widzewowi. Poznałem wielu ludzi, którzy są w tym środowisku od lat 70-tych, 80-tych i mam z nimi bardzo dobry kontakt. Ja w ŁKS-ie na pewno nigdy bym nie zagrał, ale mówię to ze swojej perspektywy. Pewnie, że niektórzy mogą mieć taką sytuację, że mają chore dziecko, czy kogoś innego z rodziny i sytuacja finansowa skłoni ich do przejścia do lokalnego rywala, bo rodzina nie będzie chciała, albo nie będzie mogła opuścić miasta. Ale ja za takie osoby się nie wypowiadam. Mówię tylko i wyłącznie za siebie i nie będę nikogo oceniał, nie znając tematu. Dzisiaj są przypadki takie jak np. Hakan Çalhanoğlu, który grał w Milanie, a teraz gra w Interze. Ale to są osoby, które się w tym mieście nie wychowywały. Ja grając na stadionie Widzewa widzę na trybunach tydzień w tydzień te same osoby, moich znajomych, znajomych rodziców. Ja ze swojej perspektywy mogę mieć zupełnie inne spojrzenie, niż osoba, która tu przyjeżdża z innego miasta i nie zamierza dalej żyć w Łodzi po zakończeniu swojej przygody piłkarskiej.
Co było twoim marzeniem piłkarskim, gdy byłeś młodym chłopakiem, a jakie marzenia piłkarskie masz teraz? Czy w ogóle masz teraz piłkarskie marzenie?
Kiedy byłem młodym chłopakiem i przychodziłem na mecze Widzewa, to moim marzeniem było zagrać w pierwszym zespole tego klubu. Wtedy nie zastanawiałem się, czy to będzie jeden mecz, czy 50, czy 100. Przychodząc przed laty na stadion Widzewa postawiłem sobie cel, że chce przynajmniej ten jeden mecz zagrać. Dość szybko udało mi się to zrealizować. W późniejszych czasach myślałem o tym, żeby zagrać w zagranicznym klubie. Takiego transferu nie miałem, chociaż dwa razy byłem na testach. Raz w klubie z Championship. Byłem tam tydzień czasu, ale ostatecznie do tego klubu nie trafiłem.
Zdradzisz, co to był za klub?
Tak, to Huddersfield. Wtedy byłem tam przez tydzień w zespole U-23. Później raz też byłem w norweskim klubie, jeszcze jak byłem piłkarzem Wisły Płock. Wtedy dyrektor sportowy tego klubu mnie chciał i był zdecydowany, ale trener miał trochę inną wizję i też ostatecznie do tego klubu nie przeszedłem.
Żałujesz, że nie udało się wtedy zagrać w żadnym z tych zagranicznych klubów?
Nie, nie żałuję. Jak to w życiu piłkarskim decydują wybory, albo łut szczęścia. Zawodnicy, którzy wyjeżdżają za granicę znaleźli się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Ktoś przyjechał, zobaczył i zaproponował im wyjazd. Także drugim moim marzeniem było wyjechanie za granicę. Nie ukrywam, że jeśli byłaby jeszcze kiedyś odpowiednia oferta dla klubu i dla mnie, to chciałbym spróbować swoich sił. Wiadomo, że to nie będą ligi TOP5, ale chciałbym po prostu zobaczyć, jak to z perspektywy zawodnika wygląda w innym kraju. Jeśli chodzi o krajowe podwórko, to jak najwyższe miejsce w lidze z Widzewem. Nie mówię, że to będzie w tym sezonie, albo w następnym, ale chciałbym z zespołem Widzewa zająć miejsce w TOP4 lub wygrać Puchar Polski, żeby sprawdzić się w Europie na tle zagranicznych rywali już nie tylko w sparingach.
CZYTAJ TAKŻE>>>Brak naturalnej nawierzchni dużym problemem Widzewa?
PKO EkstraklasaRozmowa TygodniaRozmowa Tygodnia ŁSWidzew Łódź