Tak było pół roku temu w Łodzi. Jak ŁKS poradzi sobie w piątek?
ŁKS w 32. kolejce PKO BP Ekstraklasy zmierzy się z Piastem Gliwice. Łodzianie nie mają już szans na utrzymanie, a spadek z ligi przypieczętowali porażką ze Śląskiem Wrocław. Ale może chociaż na koniec fatalnego sezonu dostarczą swoim kibicom trochę emocji? Tak jak pół roku temu, gdy w szalonych okolicznościach odrobili stratę trzech goli i ostatecznie zremisowali na stadionie Króla 3:3.
Fatalna pierwsza połowa
ŁKS nie grał dobrze w pierwszej połowie. Już w dziesiątej minucie wynik tego spotkania płaskim strzałem otworzył piłkarz Piasta, Damian Kądzior. Skrzydłowy miał mnóstwo na oddanie uderzenia, ponieważ był zupełnie niepilnowany w polu karnym rywala. Ełkaesiacy zachowali się karygodnie, pozostawiając rywalowi tyle przestrzeni we własnej szesnastce. Choć trzeba też dodać, że Łódzki Klub Sportowy miał odrobinę pecha w tej sytuacji, bo piłka zanim wpadła od bramki to odbiła się od Adama Marciniaka, czym zmyliła interweniującego Aleksandra Bobka. Co ciekawe, Kądzior tę bramkę zadedykował Serhiejowi Krykunowi, który leczył wówczas kontuzję – złamanie kości jarzmowej. Kibice ŁKS-u Krykuna mogą pamiętać z bramki zdobytej przeciwko ich klubowi w finale baraży o ekstraklasę. Gol ten dał Górnikowi Łęczna (którego piłkarzem był wtedy Krykun) awans na najwyższy szczebel rozgrywkowy, a fanów łodzian wprowadził w zrozumiałą rozpacz.
W dziewiętnastej minucie znowu ŁKS pogromił Kądzior. Tym razem wykonywał on rzut wolny. Skrzydłowy wrzucił piłkę do Ariela Mosóra, a ten strzałem głową zdobył drugą bramkę dla swojej drużyny. Ełkaesiacy po raz kolejny fatalnie zachowali we własnym polu karnym, pozwalając na oddanie uderzenia Mosórowi, który jak na obrońcę wcale nie imponuje wzrostem (1,84 m). 38 minuta to kolejna akcja i kolejny gol Piasta, który był rozpędzony i agresywnie szedł po kolejne bramki. Piastunki wyszły z błyskawiczny kontratakiem po rzucie rożnym wykonywanym przez ŁKS. Piłkę do okolic osiemnastego mera holował Arkadiusz Pyrka. W tym miejscu boczny obrońca zagrał na bok do Jorge Felixa, a ten dograł na piąty metr do Michaela Ameyawa. Były piłkarz Widzewa z bardzo bliskiej odległości się nie pomylił i Piast prowadził już 3:0. W tamtym momencie wydawało się, że już nic nie odbierze mu zwycięstwa w tym spotkaniu. Część kibiców ŁKS-u, która po tej bramce zaczęła opuszczać stadion, była najwyraźniej tego samego zdania.
NIE PRZEGAP: Na niego musi uważać ŁKS.
Kluczowy moment i powrót do meczu
Jednakże w drugiej minucie doliczonego czasu gry doszło do starcia, które odwróciło przebieg meczu o 180 stopni. Alexandros Katranis sfaulował Adriena Louveau w polu karnym pola Piasta. Grek za to przewinienie został wyrzucony z boiska, a ŁKS otrzymał rzut karny. Dani Ramirez zamienił jedenastkę gola i łodzianie przegrywali już tylko dwoma bramkami, a do tego grali w przewadze.
W przerwie na boisko został wprowadzony Kay Tejan. To o tyle istotne, że już 120 sekund po wejściu Holender mógł się cieszyć ze swojego trzeciego gola w tym sezonie. Tejan uprzedził Jakuba Czerwińskiego, a następnie balansem ciała oszukał drugiego obrońcę, Mosóra i silnym strzałem oddanym z lewej nogi pokonał bramkarza.
W 68. minucie piłkę na pole karne z rzutu rożnego wrzucił Michał Mokrzycki. W szesnastce zrobiło się spore zamieszanie, a to wykorzystał Piotr Janczukowicz, który niesygnalizowanym strzałem pokonał Franatiska Placha. ŁKS do końca meczu próbował strzelić czwartego gola. Blisko był m.in. Ramirez, ale ostatecznie gospodarzom nie udało się dokonać remontady idealnej i musieli zadowolić się zaledwie punktem.
Co ciekawe, ŁKS dokonał tego dnia rzeczy historycznej. Łodzianie to pierwsza i – jak na razie – jedyna drużyna gospodarzy, która w ekstraklasie w XXI wieku odrobiła stratę trzech bramek. Warto dodać, że piłkarze ŁKS-u zostali docenieni za tamten występ przez samą ekstraklasę – do jedenastki kolejki trafili zarówno Ramirez, jak i Janczukowicz.
Można zakładać, że większość kibiców ŁKS-u chciałaby, żeby ich ulubieńcy zagrali w najbliższym meczu z Piastem tak jak w drugiej połowie listopadowego starcia. Ełkaesiacy i tak już spadli, ale odważnym, ofensywnym występem w Gliwicach mogliby dać swoim rozgoryczonym fanom chociaż trochę emocji oraz radości w końcówce tego nieudanego sezonu. W podobnej sytuacji jest też Piast, któremu już ani grozi spadek, ani gra o coś więcej niż bezpieczny środek tabeli. To oznacza, że być może zawodnicy obu drużyn znowu stworzą na boisku piłkarskie show.