Za Widzewem już pięć kolejek w PKO Ekstraklasie. Na inaugurację przegrał z Pogonią Szczecin, później wygrał z Jagiellonią Białystok, przegrał z Lechią Gdańsk, zremisował ze Śląskiem Wrocław i teraz – w piątek – był gorszy od Legii Warszawa. 5. kolejka oczywiście dopiero się zaczęła, ale już wiadomo, że łódzka drużyna pozostanie w drugiej części tabeli, możliwe że do poniedziałku w niej spadnie.
Drużyna trenera Janusza Niedźwiedzia szczególnie na starcie sezonu była chwalona za ofensywny styl, który wielu zaskoczył zważywszy na to, że Widzew jest przecież absolutnym beniaminkiem, który na powrót do elity czekał aż 8 lat grając przez długi czas w niższych ligach.
Odważna gra, oprócz pochwal, dała trzy punkty w meczu z Jagiellonią. W innych były już tylko straty. Za dużo było błędów w defensywie – obrońcy są zwykle za daleko od atakujących rywali. Za dużo było też strat w środku pola. Doszły do tego niewykorzystane sytuacje i zbyt mało podań ze skrzydeł. Rywale zwykle prezentowali się dojrzalej i do tego mieli w składzie indywidualności, które robiły różnicę, jak Wahan Biczachczian w Pogoni, czy Flavio Paixao w Lechii.
Niestety ogólny obraz drużyny Widzewa nie jest dobry, a mała liczba punktów niestety to potwierdza.
CZYTAJ TEŻ: Zbigniew Boniek: „W Widzewie jest trochę za mało jakości”
Wygląda na to, że latem za słabo wzmocniono drużynę, a do tego nie ma właściwie żadnego pożytku z wyskautowanych zimą zawodników. Kristoffer Normann Hansen i Martin Kreuzriegler sprowadzani byli do zespołu już pod kątem ekstraklasy, a nawet nie wywalczyli miejsca w składzie. Nie można ich tłumaczyć aklimatyzacją, bo są już w Łodzi i Widzewie wystarczająco długo.
Piłkarze sprowadzeni latem, poza Jordi Sanchezem, też nie wznieśli drużyny na ekstraklasowy poziom. Obrońcy Bożidar Czorbadżijski i Mateusz Żyro, którzy przyszli ze Stali Mielec, dalej grają na poziomie Stali Mielec. W Widzewie wciąż najsolidniejszym defensorem pozostaje Patryk Stępiński.
Grający wyżej Dominik Kun i Karol Danielak, podstawowi zawodnicy z Fortuna 1. Lidze, odstają od nowej ligi, a w ataku numerem jeden na „dziewiątce” wciąż pozostaje Bartłomiej Pawłowski.
W piątek Widzew przegrał z Legią i była to porażka zasłużona. Gospodarze przespali pierwszą połowę. Zagrali bardzo bojaźliwie, a rywale szybko to dostrzegli i przejęli kontrolę nad grą. Już do przerwy było 0:2, bo obrońcy dali przeciwnikom bardzo dużo miejsca.
Po przerwie gra się poprawiła, widzewiacy odważniej zaatakowali, ale jedynego gola strzelili dopiero tuż przed końcem. Nie brakowało sędziowskich kontrowersji (zwłaszcza ręka Josue przed drugą bramką), ale prawda jest taka, że Widzew nie przegrał przez arbitrów, tylko przez siebie, przez słabą grę.
Do końca okresu transferowego pozostały jeszcze dwa tygodnie. Na szczęście prezes Mateusz Dróżdż zapowiada jeszcze wzmocnienia drużyny. Bez nich byłoby chyba trudno o utrzymanie. Cały czas ktoś powtarza, że za styl punktów nie przyznają, a i ten ostatnio jest gorszy, niż w pierwszych meczach sezonu. Rywale wiedzą o Widzewie coraz więcej i punktują go.
CZYTAJ TEŻ: Oceny piłkarzy Widzew po Legii. Za dużo graczy zawiodło
Nie wiadomo, na ilu nowych piłkarzy klub ma pieniądze, ale przydaliby się nowi gracze do każdej formacji – do obrony, na wahadało i do ataku. Jeśli tacy przyjdą, to będą oczywiście potrzebować czasu, by nauczyć się stylu drużyny (trener Janusz Niedźwiedź zawsze to podkreśla) i zgrać z nią. Jeśli w ogóle przyjdą, a jeśli tak, to czy naprawdę będą wzmocnieniem, bo transfery to loteria. Nawet wyskautowani zawodnicy, co widzimy po zaciągu norweskim, nie dają gwarancji, że pomogą drużynie.
Na razie Widzew musi opierać się na piłkarzach, których ma w kadrze, a ci – na co wskazują zdobyte punkty – niespecjalnie dają radę. W bardzo podobnym składzie ten zespół – po m.in. czterech porażkach w Sercu Łodzi na wiosnę – z trudem awansował. W PKO Ekstraklasie potrzeba znacznie silniejszej drużyny. Nawet, jeśli walczy się tylko o środek tabeli. Po pięciu kolejkach nowego sezonu i tylko 4 zdobytych punktach, widać to jak na dłoni.