W Widzewie, ŁKS-ie, PGE Skrze Bełchatów. Niedopowiedzenia potrafią zniszczyć renomę ludzi, którzy na swoje nazwisko pracowali latami.
Jest taki dowcip. Spotyka się dwóch mężczyzn. Jeden mówi do drugiego:
– Nie możesz już przychodzić do nas w gości, po twojej ostatniej wizycie zginęło nam 200 złotych.
– Chyba nie myślisz, że to ja? – pyta oburzony oskarżony.
– No nie, bo pieniądze znalazły się następnego dnia. Ale niesmak pozostał – odpowiada.
No właśnie. Niesmak pozostał. Okazuje się, że gdy w sporcie chce się podważyć autorytet drugiej osoby wystarczy sprytnie przemycić jakieś oskarżenie, często niemające pokrycia z rzeczywistością, a smród za oskarżonym będzie ciągnął się jeszcze długi czas. Przekonali się o tym boleśnie członkowie Stowarzyszenia RTS, Tomasz Salski, właściciel ŁKS-u i Konrad Piechocki, wieloletni prezes i architekt sukcesów PGE Skry Bełchatów.
Były już prezes Widzewa, Mateusz Dróżdż znany był z tego, że uwielbiał wydawać oświadczenia. Nie zawsze dotyczące bieżącej sytuacji, albo stawianych mu zarzutów. Dzięki jego pasji do pisania, poczytać mogliśmy o działaniach na szkodę klubu, których dopuścili się mityczni „reaktywujący klub po 2015 roku”. Nie padły konkretne przewinienia, ani nazwiska. Nie padła nawet nazwa podmiotu, czyli Stowarzyszenie RTS. Mimo tego, ugodzono w ludzi, którzy chcąc nie chcąc musieli odpowiedzieć. Z klasą wybrnął prof. Leszek Bohdanowicz, który krótko oświadczył na Twitterze: „Nie byłem odbiorcą żadnej faktury wystawionej przez Widzew Łódź SA, nigdy nie pobierałem żadnych świadczeń pieniężnych od klubu i nie mam żadnej wiedzy o istnieniu fikcyjnych faktur „. Ale niesmak pozostał.
„Salski miał wyrok i wyrzucili go z PZPN’ – pisali i mówili ludzie, którym nie jest po drodze z obecnym szefem ŁKS-u. I rzeczywiście, pod koniec 2022 roku, Tomasz Salski zrezygnował z pracy w Komisji Rewizyjnej PZPN. Wyrok też miał, ale w sprawie gospodarczej, a ukarano grzywną. Sprawa miała miejsce w 2018 roku, w 2021 wyrok się uprawomocnił. Właściciel ŁKS-u sam przyznawał, że jego decyzja o rezygnacji nie miała nic wspólnego z decyzją sądu. Trudno mu nie wierzyć, skoro podjął ją rok po tym jak został ukarany. Ale niesmak pozostał.
– Wyrok to moja prywatna sprawa. Nie dotyczy klubu. To stara sprawa sprzed półtora roku. Nie rzutowała na decyzje dotyczące mojego zaangażowania w ŁKS. Nie mogę jej dalej komentować, ale ona jeszcze nie jest zakończona. Niewyczarpana jest cała ścieżka prawna po mojej strony. Więcej, nie będę tego komentował. To nie dotyczy sportu i ŁKS-u – mówił na łamach naszego portalu Salski.
Konrad Piechocki przez ćwierć wieku rządził PGE Skrą Bełchatów. Poprowadził klub do dziewięciu mistrzostw Polski, wychował trenerów, którzy z reprezentacją naszego kraju sięgali po mistrzostwo świata, pomógł stworzyć legendę Mariusza Wlazłego i wielu innych, zasłużonych siatkarzy. Na początku kwietnia zrezygnował z funkcji prezesa, a jego miejsce zajął Piotr Bielarczyk, szef biura prawnego PGE, sponsora głównego Skry. Jak Piechocki sam przyznał nie miał wyboru, bo istnienie najbardziej utytułowanej drużyny siatkarskiej w Polsce było zagrożone.
Na pierwszej konferencji nowy prezes miał mówić o finansach klubu i rokowaniach na przyszłość, ale najwięcej czasu poświęcił swojemu poprzednikowi. Usłyszeliśmy, że Piechocki sam przyznał sobie wysoką nagrodę pieniężną za poprzedni sezon i jak szalony zaciągał nowe zobowiązania, których nie konsultował z radą. Ale to nie wszystko, bo według nowego prezesa, Piechocki być może popełnił przestępstwo… Tego jeszcze nie wiemy, bo „dokumenty są analizowane”.
– Każda umowa, każdy dokument jest analizowany przez prawników. Jeśli będą jakieś działania niezgodne z prawem to wyciągniemy konsekwencje – powiedział Bielarczyk.
Jakie konsekwencje i za co? Tego prawdopodobnie się nie dowiemy. Przede wszystkim, prezes spółki nie może przyznać sobie nagrody pieniężnej. Decyzję o gratyfikacji finansowej podjąć musi rada nadzorcza, która jak się dowiedzieliśmy nagrodziła Piechockiego ponad rok temu Na czele organu stał wtedy Ryszard Czarnecki, poseł partii rządzącej, która blisko współpracuje z PGE, spółką skarbu państwa. Piechockiego i Czarneckiego w Skrze już nie ma. Ale niesmak pozostał.
Niedopowiedzenia rodzą plotki, a plotki po czasie zamieniają się w opinie. Wizerunek budowany przez lata, można zburzyć jednym, sprytnie sformułowanym zdaniem. Pomniki uginają się pod niedopowiedzeniami i chociaż bohaterowie tego tekstu nie są krystaliczni, to na pewno nie zasłużyli na to co ich spotkało.