
Tydzień temu Andi Zeqiri był najgorszym letnim transferem Widzewa. Chciałem napisać, że go hejtowano, ale nie – jego już nawet hejterzy nie zauważali. W ciągu pięciu dni strzelił dwa gole i już czytam, że wart jest tych 1,7 miliona euro, jakie zapłacił Widzew.
Kibicowanie to wielkie emocje i zmiany nastrojów. Gdy drużyna wygrywa, jest euforia, gdy przegrywa, zwłaszcza w tak fatalnym stylu, jak do niedawna Widzew, nawet nie smutek, ale gigantyczne rozczarowanie i złość. Widzew jest tego wzorem: jego fani są spragnieni sukcesów, nawiązania do pięknych lat 90., a dostają ciężkostrawne, a często niestrawne danie. Dlatego po sukcesach, nawet pojedynczych, poziom optymizmu gwałtownie się podnosi i wylewa.
Budowa drużyny to proces, często długi i obfitujący we wpadki. Widzew przez ostatnie lata postawił na ewolucję. Tomasz Stamirowski, poprzedni właściciel, dbał przede wszystkim o to, by wydatki nie przewyższał przychodów. Nie wszystkim się to podobało, bo kibice chcieli sukcesów. Przyznam, że sam często miałem zastrzeżenia, bo uważałem i wciąż uważam, że zamiast kilku milionów oszczędności, można było sprowadzić dwóch czy trzech wartościowych zawodników. Ale jak mówią moi ulubieni Czesi: to se ne vrati.
PRZECZYTAJ: NAPASTNIK WIDZEWA CHCE BYĆ KRÓLEM, 30 LAT PO LEGENDZIE
Ostrożność Stamirowskiego & Co wyszła klubowi na korzyść, bo gdyby nie pilnowanie budżetu, prawdopodobnie nie byłoby w Widzewie Roberta Dobrzyckiego i Zeqiriego. Nowy właściciel podkreślał, że oprócz kibicowskiego serca, to kupienia klubu zachęciła go jego kondycja finansowa. Nie musiał spłacać nawet złotówki starych zobowiązań, a zastał w kasie kilkanaście milionów.

Ma być jednak nie o zmianie właściciela, ale o bohaterze ostatnich dni, czy Zeqirim. Dobrze, że Szwajcar nie zna polskiego, bo wpadłby zapewne w depresję czytając i słysząc o sobie jako największym rozczarowaniu transferowym. Trudno się jednak dziwić krytyce, skoro określenie, że grał słabo byłoby dla niego komplementem. On po prostu nie grał wcale, nawet jak pojawiał się na boisku. Nic dziwnego, że wypominano mu, za ile został kupiony i ile zarabia (podobno najwięcej w ekstraklasie)
Ale z doświadczenia wiem, że nie wszyscy wchodzą do drużyny z drzwiami, jak to zrobił Sebastian Bergier. A że trenerzy upierali się na grę z jednym napastnikiem, Zeqiri siedział sfrustrowany w rezerwie, a gdy już dostawał kilkanaście minut, to zwykle nie było czego ratować. W jego umiejętności wierzył selekcjoner reprezentacji Szwajcarii, 17. w rankingu FIFA i pewnej gry na Mundialu (Polska jest 31.), powołując go na wszystkie mecze eliminacyjne.
Aż niespodziewanie trener Igor Jovicević zmienił taktykę i okazało się, że dwoma napastnikami Widzew gra dużo lepiej niż z jednym, a Zeqiri i Bergier znakomicie się uzupełniają. Szwajcar jest lepszy piłkarsko i taktycznie, Polak – silniejszy i skuteczniejszy. W spotkaniach z Piastem Gliwice i Pogonią Szczecin widać było jedną znaczącą różnicę – wybijana daleko piłka nie odbijała się jak od ściany i nie wracała pod pole karne Widzewa, ale jego zawodnicy potrafili się przy niej utrzymywać na połowie rywali, odciążając defensywę i stwarzając dobre okazje.
PRZECZYTAJ: Widzewiacy na Mundialach. Pierwszy był Boniek, kolejnym będzie Zeqiri?
Widać, że Zeqiri potrzebował więcej czas na adaptację i przede wszystkim na nadrobienie zaległości treningowych, z którymi przyleciał do Polski. Marek Koniarek, prawdziwa legenda Widzewa, w pierwszym sezonie w Łodzi strzelił zaledwie pięć goli, a przecież trafił zimą do zespołu mającego grać o najwyższe cele. Dla przypomnienia – w kolejnym, już całym, 23 razy pokonał bramkarzy rywali.
Wniosek z tego jest taki, że nikogo nie powinno się skreślać tak szybko, jak większość sympatyków Widzewa skreśliła Zeqiriego. Bo pamiętam sytuację odwrotną – po letnich sparingach trener Franciszek Smuda mówił do swojego asystenta Kazimierza Kmiecika, że będzie miał w drużynie kolejnego króla strzelców (po Tomaszu Frankowskim i Macieju Żórawskim), a miał nim być Miodrag Andjelković. Serb gola zdobył jednego!