ŁKS wyjeżdża z Lubelszczyzny z jednym punktem – ełkaesiacy mogą czuć duży niedosyt, ale z drugiej strony mieli okresy niezłej gry i stworzyli sporo sytuacji bramkowych. Nie zachwycili, ale na pewno nie wyglądali gorzej niż w niedawnym wygranym meczu z Chojniczanką. Bohaterem wtorkowego spotkania został Aleksander Bobek, który wybronił rzut karny. Jak zaprezentowali się pozostali ełkaesiacy?
Bezsprzecznie najlepszy piłkarz ŁKS-u we wtorkowym meczu. Pokazał klasę przy rzucie karnym – najpierw obronił strzał Gąski z piłki ustawionej na jedenastym metrze, a następnie kapitalnie rzucił się do dobitki. Jak się wkrótce okazało, była to interwencja nie tylko efektowna, ale i niezwykle ważna – również dzięki niej łodzianie wyjechali z Łęcznej z punktem. Bobek zaimponował jednak nie tylko spektakularną paradą z 61. minuty, ale i pewnością oraz spokojem, które utrzymywał przez cały mecz.
Przeszedł przez mecz bez większych błędów. W defensywie miał dużo pracy, w ofensywie – sporo okazji do dośrodkowań.
Z początku jeden z wyróżniających się punktów w drużynie ŁKS-u – szukał gry do przodu, włączał się w akcje ofensywne, był nawet bliski zdobycia bramki. W drugiej połowie nie był już tak pewny. W pamięci kibiców zapisał się zagraniem ręką, którym sprokurował rzut karny dla gospodarzy. Trudno jednak mieć do niego duże pretensje, bo został nastrzelony z niewielkiej odległości.
Solidny występ, nie zaliczył znaczących błędów.
To nie był spektakularny występ na miarę tych, do których przyzwyczaił nas jesienią. Widać, że wciąż szuka odpowiedniego rytmu po kontuzji.
Wpuszczając go na boisko, Kazimierz Moskal liczył zapewne przede wszystkim na jego ofensywne zrywy, rozruszanie lewej strony. Nie zawiódł się, bo od momentu wejścia na boisko Serba ciągnęło do bramki gospodarzy. Wielce prawdopodobne, że to on zamiast Tutyškinasa rozpocznie najbliższe spotkanie w podstawowym składzie.
Najbardziej “elektryczny” element środka pola ŁKS-u. Za dużo było sytuacji, w których irytował nieporadnością, niepotrzebnymi wejściami.
Chciał angażować się w grę ofensywną, miał udział w kilku akcjach łodzian, ale w jego grze za dużo było błędów i niedokładności.
Niezły strzał z dystansu, kilka dobrych zagrań, ale poza tym sytuacja podobna jak w przypadku Tutyškinasa – czekamy na jego powrót do rytmu meczowego po przerwie, bo przez długie minuty środek pola nie funkcjonował w ŁKS-ie tak, jak powinien.
Dosyć dyskretny występ. Na plus można zapisać mu udział w akcji, po której nieuznaną bramkę zdobył Pirulo.
Jeden z najsłabszych meczów Hiszpana w ostatnim czasie. Mylił się, niedokładnie dogrywał, tracił piłkę. To nie był Pirulo, jakiego znamy. Trudno dziwić się temu, że Kazimierz Moskal zdjął go z boiska przed końcem meczu.
Grał za krótko, żeby go ocenić.
Zaprezentował się przyzwoicie – szukał gry, miał niezłą sytuację bramkową. Po tym, co jego zmiennik zrobił w końcówce meczu, wiele wskazuje jednak na to, że Janczukowicz straci miejsce w wyjściowym składzie ŁKS-u.
Od momentu wejścia na boisko był aktywny, chętny do gry. Długo miał jednak problemy z dojściem do sytuacji strzeleckiej. Gdy okazja wreszcie się nadarzyła, zachował się w niej kapitalnie – przyjął piłkę plecami do bramki, zgrał ją klatką piersiową, błyskawicznie się obrócił, złożył do strzału i „z półobrotu” uderzył w dalszy róg bramki gospodarzy. Oby ta sytuacja go podbudowała, bo po świetnym finiszu rundy jesiennej w siedmiu kolejnych meczach pierwszoligowej wiosny nie był w stanie powiększyć swojego strzeleckiego dorobku.
Nie miał łatwego życia z obrońcami Górnika, dał ŁKS-owi mniej niż w wielu poprzednich meczach.
Wszedł na boisko razem z Juriciem i podobnie jak on szukał gry, ruszał do pressingu, dużo biegał. Dobrze pokazywał się zwłaszcza w końcówce, gdy ełkaesiacy często przebywali z piłką w pobliżu pola karnego gospodarzy.