Ten mecz ŁKS-u miał wielu bohaterów. Praktycznie wszyscy zasłużyli na wysokie oceny.
Obronił rzut karny, zachował czyste konto. Czego chcieć więcej? Poświęcił się dla drużyny, bo został na boisku po tym jak boleśnie zderzył się ze słupkiem.
Jego odbiór zapoczątkował akcję na 1:0. W ataku był nie do zatrzymania. W obronie biegał na tyle dużo, że można mu wybaczyć drobne błędy.
Znowu słabszy z pary obrońców. To jego błędy sprawiły, że Bomba musiał się nagimnastykować.
Szczególnie imponująco wyprowadzał piłkę. Z każdym meczem coraz bardziej pewny siebie.
Grał już lepsze mecze w ŁKS-ie, ale zachował czyste konto, a zwycięzców się nie sądzi. Pod koniec brakowało mu sił.
Pewny punkt drugiej linii ŁKS, ale to nie on skradł szoł.
Bo zrobił to Michał Mokrzycki. Gol był tylko zwieńczeniem jego doskonałego występu. Grał jak profesor. Doskonale podawał, świetnie odbierał i biegał za trzech. Wykreował kolegom kilkanaście świetnych sytuacji. Szczególnie imponowały jego podania prostopadłe.
Najsłabszy na boisku, ale gdy brakowało umiejętności wykazywał sie nieustępliwością.
Po pięknym golu strzelonym w meczu z Wartą koniecznie chciał powtórzyć ten wyczyn. Chociaż nie udało się był świetny, tak jak reszta ofensywny ŁKS. Miał asystę przy pierwszym golu.
Drugi mecz z rzędu ze strzelonym golem. Ma tę rzadką umiejętność, że potrafi zmieścić piłkę w bramce w wydawałoby się niemożliwej sytuacji.
Nie było źle, ale w kluczowych momentach zabrakło najważniejszego, czyli wykończenia.
Pozytywny chaos znowu wpłynął pozytywnie na ŁKS. Przez to, że jest tak nieprzewidywalny więcej miejsca mają inni piłkarze.
Spokojny, znacznie bardziej opanowany niż Mihajlević.
Nareszcie ma gola. Oby to trafienie zbudowało go na nowo.