Mateusz Dróżdż kilkanaście dni temu został prezesem Cracovii i szybko zaczął tam wprowadzać swoje porządki, wykorzystując doświadczenie zebrane m.in. w Widzewie.
Odejście Mateusza Dróżdża z Widzewa było dość zaskakujące, choć nie jest tajemnicą, że Dróżdż miał inne spojrzenie na wiele spraw i inne priorytety niż właściciel klubu.
– Nie było ostrych tarć, ale po prostu coraz bardziej zaczęliśmy rozjeżdżać się w swoich zdaniach. Podam przykład. Gdy w Cracovii mówię, że potrzebujemy skautingu w akademii i dyrektora marketingu, to jest całkowite zrozumienie sytuacji i akceptacja planów. W Widzewie byłoby pytanie “a może lepiej te pieniądze ukierunkować na pierwszą drużynę, bo ona jest najważniejsza” – skomentował Dróżdż w rozmowie z dziennikarzami Goal.pl.
I dodał: – Chciałem trafić do normalnego klubu i wygląda na to, że to się spełniło. Jeśli uda się poukładać Cracovię organizacyjnie i zrobić sukces sportowy, to mógłby być mój ostatni klub w piłce.
Trzeba przyznać, że za rządów Mateusza Dróżdża Widzew rozwinął się nie tylko sportowo, ale także organizacyjnie. W klubie położono nacisk na uporządkowanie wielu spraw formalnych, zatrudniono nowe osoby. Innymi słowy – Widzew przeszedł swego rodzaju transformację. Może nie w korporację, ale małą firmę.
Mimo to, Dróżdż uważa, że sukces sportowy przy Piłsudskiego, choć tak bardzo przez wszystkich wyczekiwany, przyszedł za szybko, ponieważ Widzew nie był na niego przygotowany.
– Gdyby Cracovia zrobiła sukces sportowy zbyt szybko przy obecnych strukturach, to rozsadziłoby nas. Podam przykład – świetnie, że Widzew awansował, ale moim zdaniem doszło do tego o rok za szybko pod kątem organizacyjnym. Pewnych rzeczy kibic nie widzi, ale tych szczebelków zarządzania nie przeskoczysz w sposób magiczny – ocenił prezes Cracovii.
CZYTAJ TAKŻE >>> Dyrektor sportowy Widzewa: „Nie będę odpowiadał na zaczepki w mediach społecznościowych”