W przerwie między sezonami pojawiło się dużo spekulacji na temat Widzewa. Wiele z nich sugerowało, że łódzki klub może już w tym sezonie odegrać znaczącą rolę w polskiej Ekstraklasie. Również ja miałem taką nadzieję.
Głównie pisano o tym przez pryzmat zmian własnościowych, inwestycji Roberta Dobrzyckiego oraz licznych i obiecujących jakościowo transferów. Rozgrywki rozpoczęły się, ale dwie pierwsze kolejki nie dają jeszcze jednoznacznej odpowiedzi na temat możliwości drużyny. Jest za wcześnie. W pierwszej kolejce Widzew wygrał, ale na boisku zaprezentował się poniżej oczekiwań. W drugiej odwrotnie… Przegrał, głównie przez nonszalancję i indywidualne błędy, choć zaprezentował się dobrze. Czekamy na kolejne mecze. Dopiero one dostarczą nam więcej informacji na co stać nową drużynę.
Jedno już teraz wiemy. Widzew jeszcze nie dogonił czołówki pod względem wartości drużyny, o czym wspominał już Łódzki Sport. Nie było to łatwe, bo w ostatnich sezonach klub pod tym względem od najlepszych w naszej lidze zaczęła dzielić przepaść. Po sprzedaży do FC Koeln Imada Rondicia przez pewien czas Widzew znalazł się nawet na przedostatnim miejscu w tabeli uwzgledniającej wartość drużyny (8,65 mln euro). Wyprzedzając jedynie Puszczę Niepołomice. Późniejsze transfery nieznacznie poprawiły jego pozycję, ale i tak Widzew pozostał w gronie klubów odbiegających znacznie od czołówki.
Teraz sytuacja łódzkiego klubu się poprawiła, choć pewnie nie aż tak, jakby chcieli kibice Widzewa. Obecnie cała drużyna łódzkiego klubu według portalu Transfermarkt jest warta 16,63 mln euro. Do pierwszego Lecha brakuje wciąż dużo. Kadra poznańskiego klubu jest wyceniana na 49,5 mln euro. Przed Widzewem pod względem wartości kadry są też Raków Częstochowa, Legia Warszawa, Jagiellonia Białystok, Pogoń Szczecin i Cracovia. A tuż za Górnik Zabrze. Siódme miejsce w tej klasyfikacji daje już nadzieję na włączenie się do walki o europejskie puchary, ale pod warunkiem, że drużyna wzniesie się na wyżyny swoich możliwości. Wielu komentatorów, w tym również Zbigniew Boniek, nie stawia klubu w gronie faworytów do zajęcia czołowych miejsc. Mają ku temu podstawy, ale w piłce nic nie jest pewne.
Oczywiście, drużyna to z jednej strony piłkarze o określonej jakości i wartości, a z drugiej strony zespół. Mechanizm, który może dzięki doborowi zawodników, organizacji gry i sztabowi trenerskiemu funkcjonować lepiej niż to wynika ze wspomnianej wartości. Gdy tak będzie, wartość poszczególnych piłkarzy też będzie rosła. Na to muszą liczyć kibice. Inaczej o kwalifikacji do europejskich pucharów będzie trudno. Na dziś potencjalnie przewagę nad Widzewem ma w tym wyścigu kilku konkurentów.
O CZYM JESZCZE WARTO PAMIĘTAĆ PRZY ROZBUDOWIE STADIONU WIDZEWA
Obok wartości całej drużyny, dużo odpowiedzi na temat możliwości daje obecna wartość poszczególnych zawodników Widzewa. Najbardziej wartościowym piłkarzem według portalu Transfermarkt jest pozyskany przed tym sezonem Lindon Selahi. Jego wartość wyceniana jest na 2 mln euro, co daje dopiero 25-37 pozycję wśród piłkarzy Ekstraklasy (prawa do 13 zawodników są wyceniane na taką samą wartość). Kolejny jest Mariusz Fornalczyk z wartością 1,5 mln euro (40-59 miejsce), a dalej Tonio Teklic, Juljan Shehu i Samuel Akere 1,2 mln (60-70 miejsce) oraz Fran Alvarez z wartością 1 mln euro (71-88 miejsce). Wśród jedenastu najcenniejszych piłkarzy Widzewa siedmiu pojawiło się w klubie przed tym sezonem. Pod tym względem należy ocenić bardzo pozytywnie trwające okienko transferowe. Opisana tu hierarchia może się jeszcze zmienić. Na przykład łączony z Widzewem Cypryjczyk Stelios Andreou, środkowy obrońca Royal Charleroi S.C., jest wart 3,5 mln euro. Nawet z tego powodu może nie być łatwo go pozyskać.
Na koniec odniosę się jeszcze do bramkarzy Widzewa. Obecnie Rafał Gikiewicz jest wyceniany przez Transfermarkt na 250 tys. euro. Wpływ na to oczywiście ma jego wiek. 37-letni bramkarz był najwyżej wyceniany w 2020 roku (1,5 mln euro). Wyżej wyceniany jest Maciej Kikolski, który z wartością 700 tysięcy euro zajmuje dziesiątą pozycję w drużynie. Wśród polskich bramkarzy dziewiętnastą, a jeśli uwzględni się tych grających w polskiej Ekstraklasie zajmuje 6-8 miejsce (wspólnie z Rafałem Mamlą z Jagiellonii Białystok oraz Valentinem Cojocaru z Pogoni Szczecin). To dużo wyższa pozycja niż Rafała Gikiewicza, który jest ex aequo dopiero 25-31. Kierując się wyceną, pierwszym bramkarzem Widzewa powinien być Maciej Kikolski. Oczywiście o tym, kto nim jest, ostatecznie decyduje sztab trenerski i to on również ponosi konsekwencje podjętych wyborów.
Ocena wartości drużyny na tle konkurentów stanowi punkt wyjścia do szacowania jej możliwości. Teraz musimy wierzyć, że zagra ona powyżej nich. To już zadanie trenera. W przerwie między sezonami udało się podnieść jej jakość i wartość, natomiast nie na tyle by stawiać Widzew w gronie faworytów do miejsc, które gwarantują udział w europejskich pucharach. Czasem, jak Jagiellonii Białystok w mistrzowskim sezonie, udaje się przewagę rywali niespodziewanie zniwelować. Powinniśmy temu kibicować. Nie czujmy się jednak zawiedzeni, gdyby się nie udało.