Widzewiacy zagrają w stolicy z Legią. Nie wygrali tam od 1997 roku. Czy w tym roku jest szansa na przełamanie?
To spotkanie z gatunku tych, na które kibice czekają najbardziej. Legia gra z Widzewem. Klasyk polskiej piłki, który w latach 90. elektryzował cały kraj, dziś walczy o odzyskanie dawnego blasku. I właściwie by ten blask odzyskać, potrzebuje jedynie…silnego Widzewa. Otoczka wokół tej rywalizacji w ostatnich latach jest kapitalna. Media poświęcają jej sporo czasu, a bilety na bitwę łódzko-warszawską sprzedają się błyskawicznie. Wciąż jednak jest to mecz silnej stołecznej drużyny z klubem, który małymi kroczkami próbuje wrócić do ligowej czołówki. W marcowym meczu w Sercu Łodzi, widzewiakom w końcu udało pokonać się “Wojskowych”. Jedynego gola zdobył wtedy Fran Alvarez w doliczonym czasie gry. To była pierwsza porażka Legii z czerwono-biało-czerwonymi od 2000 roku. Trzeba przyznać, że trochę podgrzała amtosfere współczesnej rywalizacji, bo w końcu widzewiacy nie byli “chlopcami do bicia” jak bywało zazwyczaj w poprzednich latach.
Wciąż łodzianom brakuje jednak wygranej przy Ł3. Blisko było w lutym 2023 roku. RTS zajmował trzecią pozycję w tabeli i przed klasykiem dużo mówiło się o tym, że zespół Janusza Niedźwiedzia może zaskoczyć faworyzowanych gospodarzy. I zaskoczył, bo mecz skończył się podziałem punktów, choć beniaminek z Łodzi w ostatniej akcji meczu miał szansę na trzeciego gola. Kilka miesięcy później, Niedźwiedź poprowadził Widzew w Warszawie w swoim ostatnim meczu w roli szkoleniowca RTS-u. Wtedy niespodzianki już nie było i Legia wygrała 3:1. Należy jednak przypomnieć piękna akcję Jordiego Sancheza na 1:1, oraz sytuację z początku drugiej połowy, gdy przy remisowym rezultacie Hiszpan był bardzo blisko by wyprowadzić swój zespół na prowadzenie.
Podpieczeni Daniela Myśliwca mają ciężki okres. Porażka z Koroną, porażka z Górnikiem. Do tego szalone zwycięstwo w Lublinie i wstydliwy awans w Pucharze Polski po serii rzutów karnych w Zielonej Górze. Coś w Widzewie przestało ostatnio funkcjonować jak należy i rolą Myśliwca i jego sztabu jest zdiagnozowanie problemu. Szkoleniowiec łodzian musi też w niedzielę pokazać, że ma pomysł na ten mecz. Bez niego, nawet przy największym zaangażowaniu drużyny, Widzew nie zdobędzie choćby punktu. Biorąc pod uwagę najnowszą historię rywalizacji z Legią, wygrana w stolicy brzmi jak sci-fi. Nie ma jednak co robić z legionistów Realu Madryt, bo co roku przy Łazienkowskiej wygrywają słabsze drużyny.
Bez wątpienia widzewiakom potrzebny też jest dobry dzień jego liderów. Rafał Gikiewicz, Mateusz Żyro, Sebastian Kerk czy Fran Alvarez. To są zawodnicy stanowiący trzon zespołu i ich niedzielna dyspozycja ma duże znaczenie. W kontekście potencjalnej wygranej trzeba się skupić właśnie na Kerku. Jesli Niemiec zagra w Warszawie (a wiele na to wskazuje) to będzie jego pierwszy klasyk. W poprzednich dwóch nie pojawił się na boisku (wiosną zabrakło go w kadrze z powodu kontuzji). I właśnie ktoś taki jak Sebastian, potrzebny jest Myśliwcowi. On i jego magic touch. Pomocnik, na którego formę czekano w Łodzi rok, ma niesamowicie ułożoną lewą nogę. Obok Lukasa Podolskiego to prawdopodobnie najlepszy lewonożny gracz Ekstraklasy. Jego skuteczne dośrodkowania mogą całkowicie zmienić przebieg meczu. Tak było w Lublinie, gdzie Widzew przegrywał 0:2, ale dwa rzuty różne w wykonaniu Kerka dały czerwono-biało-czerwonym dwa gole. Dośrodkowania Kerka to jedno, ale ich wykończenie to osobna kwestia. Jeśli w napadzie zagra Imad Rondić, mogą być z tym małe problemy. Bośniak zmarnował już niejedno kapitalne dogranie Niemca na jego głowę. Oby skuteczność przyszła w Warszawie.