Ostatnie ruchy kadrowe w łódzkich klubach są potwierdzeniem, że polska piłka nożna jest w wielkim kryzysie.
Luty był bardzo burzliwy w Widzewie i ŁKS-ie – ten pierwszy zmienił trenera i – niespodziewanie – dyrektora sportowego, drugi tylko trenera. Wszystkie roszady były konsekwencją bardzo słabych wyników. Nie będę ich przypominać, bo to nic przyjemnego.
Zacznę od Widzewa, który zaczął rundę wiosenną nawet nie źle, ale tragicznie. Mnie to akurat nie dziwiło (może poza rozmiarami klęsk), bo już w końcówce 2024 roku trudno było o optymizm, gdyż drużyna grała coraz gorzej. Dziwiła mnie tylko konsekwencja szefów klubu w braku reakcji. Nie podziękowali trenerowi, nie zrobili transferów. Równie konsekwentny był Daniel Myśliwiec, twardo, wręcz kurczowo, trzymający się taktyki ciągnącej Widzew na dno i tłumaczący, że choć jest bardzo źle, to przecież jest dobrze. Jestem przekonany, że w swoim rozumieniu futbolu były już trener Widzewa uważał, że wszystko idzie w dobrym kierunku i gdyby tylko ci niewdzięczni rywale nie przeszkadzali, wyniki byłyby znakomite. Tak przynajmniej tłumaczył po wiosennych porażkach.
Pół piłkarskiej Polski słyszało o konflikcie trenera z dyrektorem sportowych, czego efektem był brak wzmocnień, albo transfery nieakceptowane przez Myśliwca. Nie wiem, kto był bardziej winny, kto mniej, ale to nie mogło się udać. Domyślam się, że chyba dlatego błyskawicznie ogłoszono, że Wichniarek też poszedł w odstawkę.
Zmienił go Mindaugas Nikolicius, podobno świetny fachowiec z przeszłością w Heart of Midlothian, Żalgirisie Wilno, HNK Gorica i Hajduku Split. Na mnie ta wyliczanka wrażenia nie robi, ale nie o tym ma być…
Reklama
Większość krajów (poza Szkocją), w których pracował Litwin, w rankingu klubowym UEFA jest niżej od Polski. A każdy kibic choć trochę interesujący się sportem wie, że w ojczyźnie Nikoliciusa sportem nr 1 jest koszykówka, która miała takie gwiazdy jak Sabonis, Kurtinaitis, Chomiczius czy Marczulionis, porównywalne do Bońka, Smolarka, Młynarczyka i Żmudy. W rankingu FIFA litewska reprezentacji jest 142 (Polska – 35). Mam nadzieję, że nowy dyrektor sportowy Widzewa jest chlubnym wyjątkiem i pomoże drużynie Widzewa zrobić postęp, bo wyciągnięcie z obecnego kryzysu to już rola trenera. Czy Patryka Czubaka? Przekonamy się podobno za półtora tygodnia.
Widzew nie chciał być gorszy od ŁKS-u. Przyznam, że zatrudnienie Nikoliciusa nie było dla mnie aż takim szokiem, jak zastąpienie Jakuba Dziółki przez Ariela Galeano. Dla wyjaśnienia – Dziółki, tak jak Myśliwca, nie broni nic, a zwłaszcza wyniki; na zwolnienie w pełni zasłużył. Nowy szkoleniowiec ŁKS-u ma jednak dopiero 28 lat, to pochodzi z kraju, którego – tak jak Litwa – do piłkarskich potęg trudno zaliczyć (53. miejsce w rankingu FIFA). Na pewno ma w życiu szczęście i siłę przebicia o czym – na pierwszy rzut oka – świadczy jego CV, w którym River Plate (dwa mecze jako trener tymczasowy) i Gianninę w drugiej lidze greckiej. Czym urzekł decydentów w ŁKS-ie? Chyba młodością, bo na pewno nie sukcesami i doświadczeniem. Mam nadzieję, że ryzyko się opłaci, choć optymistą nie jestem. Chyba że jest to jakiś długoterminowy projekt, o którym na razie nie wiemy…
Żal mi tylko trenerów, którzy są w ŁKS-ie, którzy szkolą się, mają uprawnienia, a dostali od swoich szefów czerwoną kartkę. Bo skoro anonimowy Paragwajczyk bez żadnych sukcesów jest lepszy od człowieka, który rezerwy wprowadził z czwartej do drugiej ligi i pomógł pożegnać ekstraklasę z honorem, to na pewno nie jest to motywujące dla innych ludzi pracujących przy al. Unii.
Oba przypadki pokazują, jak nisko upadła polska piłka, skoro w klubach z kraju, który ma Lewandowskiego, zatrudnia się ludzi z piłkarskiej prowincji. A może to efekt tej cechy narodowej, według której na obcokrajowców patrzymy z nieuzasadnionym poczuciem niższości. Niektórzy nazywają to naszymi polskimi kompleksami, a naukowcy ich początek widzą jeszcze w czasach zaborów. Bo czy polskie w piłce znaczy gorsze od litewskiego i paragwajskiego? Wątpię i szczerze nad tym boleję.