Dwóch goli nie uznali Lechowi Poznań sędziowie na czele z Szymonem Marciniakiem. Druga sytuacja budzi kontrowersje. Jest jednak głos eksperta.
Po bardzo emocjonującym meczu Widzew pokonał Lecha 2:1. W 79. minucie Dino Hotić strzałem głową pokonał Rafała Gikiewicza. To było piękne mierzone uderzenie poza zasięgiem rąk bramkarza łodzian. Radość lechitów i ich kibiców była ogromna, bo w tym momencie goście odrobili dwubramkową przewagę. Na pewno liczyli też na to, że jeszcze mogą wygrać w Sercu Łodzi. Lech napierał, a widzewiacy nie potrafili oddalić gry od swojej bramki.
CZYTAJ TEŻ: Święto Łodzi, święto piłki, święto Widzewa
Ale jeszcze jest VAR. Sędziowie, na czele z Danielem Stefańskim, sprawdzili, czy gol Hoticia był prawidłowy. Na ich opinie czekał Szymon Marciniak. W końcu jeden z najlepszych arbitrów na świecie, bez podchodzenia do monitora, pobiegł w stronę bramki Widzewa i wskazał pozycję spaloną. – Anulowanie bramki Lecha cieszyło mnie niemal równie mocno, co strzelenie gola – przyznał po meczu Jakub Sypek, zdobywca pierwszej bramki.
Piłkarze Lecha oczywiście byli wściekli. Na pewno nie przeszło im długo po meczu, bo na pierwszy rzut oka trudno dopatrzyć się pozycji spalonej Mikaela Ishaka, znów mowa o centymetrach.
To właśnie on miał “spalić” chwilę przed golem, a nie strzelec Hotić. Powtórki z narysowaną linią nie przekonują, że Szwed był na pozycji spalonej. Linia narysowana jest od jego ręki, a przecież od ręki się jej nie rysuje. Sporo osób w mediach społecznościowych wyraża zdziwienie.
Linia rysowana od ręki? pic.twitter.com/Rgy4kNea7k
— Krzysztof Marciniak (@Marciniak_k) July 27, 2024
Już w niedzielę do sprawy odniósł się Kanale Sportowym Rafał Gikiewicz. – Nikt Lecha nie okradł. Ten spalony był – stwierdził i dodał, że Marciniak wytłumaczył piłkarzom tę sytuację, m.in. po meczu bramkarzowi Lecha Bartoszowi Mrozkowi. Niestety nie wytłumaczył tego widzom i stąd takie kontrowersje. – Uważam, że sędzia powinien mieć normalnie w uchu słuchawkę i mikrofon. Jeżeli on by to wszystkim widzom przed telewizorami wytłumaczył, nie byłoby żadnej dyskusji. Ten spalony był, tylko został źle pokazany.
Do tej sytuacji w Kanale Sportowym odniósł się także Paweł Gil, były sędzia, instruktor VAR w UEFA. – Na obrazie pokazanym w telewizji, czerwona linia, ta od barku do ziemi, nie jest wyraźnie widoczna. Spowodowało to pewne wątpliwości dla podjętych decyzji. Po zakończonych zawodach dokonaliśmy sprawdzenia analizy VAR oraz jeszcze raz narysowaliśmy tę linię. Jednoznacznie stwierdzam, że VAR postąpił zgodnie z wytycznymi, a wykonane przez nas linie dały taki sam rezultat, jak te wykonane podczas meczu. Dlatego podkreślam, że ostateczna decyzja odnośnie anulowania bramki była prawidłowa. Nie ma tutaj żadnych wątpliwości – stwierdził z całą stanowczością.
To drugi z nieuznanych goli dla Lecha w tym meczu. W 31. min piłka wpadła do siatki, ale arbitrzy uznali, że Ishak faulował Gikiewicza i tutaj rzeczywiście chyba mieli rację.
Drugi gol budzi kontrowersje, ale to nic nowego. Dobrze wie o tym Widzew, któremu w poprzednim sezonie nie uznawano podobnych goli. Jeszcze gorzej było w Krakowie w rozgrywkach Fortuna Pucharu Polski. Nieprawidłowa zdobyta bramka wyrzuciła łodzian z rozgrywek. Nawet PZPN uznał wtedy, że gol nie powinien być uznany, a Widzew domagał się nawet powtórzenia meczu. Nic jednak nie wskórał.
W przeszłości kibice czerwono-biało-czerwonych mieli też pretensje do Marciniaka, który podejmował ich zdaniem krzywdzące dla Widzewa decyzje. Tak było np. w jednym z meczów z Legią Warszawa.