Kolejny mecz i kolejne sędziowskie kontrowersje na niekorzyść Widzewa.
Widzew przegrał w niedzielę z Lechem w Poznaniu 1:2. Ale ten mecz mógł się ułożyć zupełnie inaczej gdyby sędziowie podejmowali inne decyzje. Inne, to znaczy prawidłowe. Bo znów skrzywdzili Widzew.
Kilka dni temu błędy arbitrów, które wypaczyły wynik meczów łodzian, opisał w rozmowie z Łódzkim Sportem Sławomir Gula, wychowanek Widzewa i mistrz Polski z nim.
– Weźmy brak karnego dla Widzew z Wisłą Płock. Trenerzy uczyli mnie, że jak wyprzedzisz z piłką rywala, to wejdź przed niego i to niech on się martwi. To był ewidentny faul. Nie ma dla mnie w ogóle dyskusji, czy potrzeby dodatkowej weryfikacji. Karny na 100 procent.
Potem mecz z Cracovią i absurdalne odwołanie gola Frana Alvareza. Ktoś powie, że potem Cracovia strzeliłaby gola i byłby remis, i to oczywiście możliwe. Ale ja uważam, że to Widzew byłby znacznie bliżej wygranej. Na wyjeździe gra się łatwiej, gdy prowadzisz. I skończyło się tak, że nie było ani trzech, ani nawet jednego punktu.
Wreszcie ostatnie spotkanie z Pogonią i aż dwa kluczowe błędy sędziów. Myślę, że Sebastian Bergier mógł dostać tylko żółtą kartkę. Atakował piłkę, rywal był szybszy, schylił nisko głowę. OK. Ale to był przypadek w walce o piłkę. To się zdarza.
Trzeba też wspomnieć, że błąd sędziowie popełnili też w meczu z GKS-em Katowice, który poprzedzał te spotkania wymienione przez Gulę. Wtedy jednak Widzew zdołał wygrać mimo tego, że skrzywdzili go arbitrzy.
Teraz był mecz z Lechem i aż dwie kontrowersje, znów na niekorzyść Widzewa.
Najpierw Patryk Gryckiewicz nie uznał gola, jakiego strzelił Bartłomiej Pawłowski. Kapitan Widzewa dobijał uderzenie Juljana Shehu. Łodzianie wyszli na prowadzenie 1:0, ale VAR cofnął decyzję o golu. Zdaniem arbitrów Albańczyk był na pozycji spalonej w momencie, gdy na bramkę Bartosza Mrozka uderzał z kolei Angel Baena. Gołym okiem na ekranie nie dało się tego dostrzec. I Canal+ Sport nie pokazał powtórki, która by potwierdzała, że bramka została zdobyta nieprawidłowo. Komentatorzy mówili podczas transmisji, że zdaniem sędziów był siedmiocentymetrowy spalony. Ale nie wiadomo, jak zostało to wyliczone.
Suchej nitki na sędziach i tej decyzji nie zostawił Adam Lyczmański, ekspert Canal+ Sport. – Mam problem z oceną tej sytuacji, nie widzę jednoznacznie, czy był spalony, czy nie. Wolałbym, by takie sytuacje były puszczane. Według mnie nie jest to ofsajd. Linie są narysowane enigmatycznie, nic z tego nie wynika. Ja kompletnie nic nie widzę. To ogromna kontrowersja. Gdyby ten gol został uznany, to nikt by się nie zająknął, czy był spalony – stwierdził.
Lyczmański mówił też o sytuacji po drugiej stronie, gdy pięścią piłkę wybijał Maciej Kikolski. W ostatniej fazie dotknął (uderzył) też głowy rywala. Były sędzia ocenił, że interwencja była prawidłowa, faulu nie było.
Ekspert stacji mówił też o karnym dla Widzewa, kiedy Joao Moutinho odepchnął Shehu. Albańczyk chciał uderzyć piłkę głową. – To było infantylne zachowanie – ocenił interwencję piłkarza Lecha.
Zdaniem Lyczmańskiego karny był ewidentny, ale Moutinho powinien też zobaczyć kartkę, bo gdyby nie to odepchnięcie, to widzewiak miałby piłkę na głowę na wprost bramki. Ale lechita kartki nie dostał, a byłoby to już drugie takie upomnienie i Moutinho musiałby zejść z boiska. A była 50. minuta meczu.
Sędzią VAR w tym spotkaniu był Daniel Stefański. W Widzewie dobrze go znają. To on był na VAR-ze w meczu Pucharu Polski z Wisłą Kraków. Arbitrzy uznali wtedy gola dla Wisły, który został zdobyty nieprawidłowo, co potwierdził nawet PZPN. Stefański i sędzia Damian Kos wypaczyli więc wtedy wynik.