Pamiętacie legendarny mecz na Łazienkowskiej, w którym Widzew wygrał z Legią 3:2? To było ostatnie spotkanie, które łódzki zespół wygrał z rywalem ze stolicy na jego stadionie! Czy teraz może nastąpić przełom?
Jeśli nie pamiętacie, albo jeszcze nie było Was na świecie, bo to już przecież prawie 26 lat, to był to legendarny mecz, uznany przez wielu za najlepszy w historii polskiej ligi.
Oba zespoły walczyły wtedy o mistrzostwo Polski. Wygrywający sięgał po tytuł. Do 87. minuty Legia prowadziła 2:0 i kibice na Łazienkowskiej i w całej Warszawie, planowali już, gdzie będą świętować. Ale Widzew trenera Franciszka Smudy grał do końca i wygrał 3:2 po golach Sławomira Majaka, Dariusza Gęsiora i Andrzeja Michalczuka. Mistrzostwo zdobył Widzew.
To jest ta wspaniała chwila, którą do dzisiaj wspominają fani czerwono-biało-czerwonych. Potem było już gorzej, a właściwie to fatalnie. Widzew wygrał z Legią już tylko dwa mecze, oba po 3:2 na swoim stadionie. W stolicy już ani razu, tylko raz udało mu się wywieźć punkt. Przegrał aż jedenaście spotkań. Bilans do legendarnego meczu w 1997 roku to więc 0-1-11. Legia wygrała też dziewięć ostatnich pojedynków u siebie z Widzewem.
– Nie patrzyłbym na to w ogóle – mówi Sławomir Gula, który z łódzką drużyną zdobywał mistrzostwo Polski w 1996 roku. – Każda seria kiedyś się przecież kończy. Legia też przez wiele lat nie potrafiła wygrać na Widzewie, a w końcu wygrała i tak jest do dzisiaj, zwycięża przecież seryjnie. Żadna seria nie jest na zawsze i w piątek może wygrać Widzewa i może zacząć swoją serię zwycięstw z Legią.
CZYTAJ TAKŻE: Widzew z największą frekwencją w Polsce!
Z całą pewnością jednak, zespół z Warszawy, to drużyna, która nie leży Widzewowi. – Może chodzić o presję. Mecze tych drużyn zawsze wywołują większe emocje, atmosfera przed nimi zawsze jest bardziej podniosła – uważa były piłkarz. – Podobnie było jesienią. Widzew był beniaminkiem, znów po tylu latach przyjechała „ta Legia” i widać to było po piłkarzach. Ale tylko w pierwszej połowie. Później widzewiacy zaczęli grać „swoje” i było już znacznie lepiej. Ten mecz wcale nie musiał być przegrany, szczególnie, że była tam kontrowersja ze spalonym Bartkiem Pawłowskim. I uważam, że w piątek Widzew powinien grać, tak jak gra, odciąć się od tego, że to mecz z Legią. Łodzianie już przeżyli ten pierwszy raz jesienią, więc nie ma powodów do dodatkowych emocji.
Oczywiście murowanym faworytem piątkowego spotkania będą gospodarze. Nie tylko ze względu na statystyki. Legia jest wiceliderem, ma 42 punkty. Widzew z kolei jest czwarty z 35 punktami. Czy ma szansę z silniejszym rywalem? – Oczywiście, szanse są zawsze. Musi tyko poprawić dwie rzeczy: jakość gry defensywnej i skuteczność. Drobnostki – śmieje się Gula. – W obronie Widzew nie może sobie samemu robić „kuku”. W każdym meczu chce ładnie klepać piłkę, wychodzić płynnie z obrony do ataku. Ale czasem trzeba piłkę wybić, z dużego palca w trybuny. W spotkaniu ze Śląskiem prawie stracił gol, ale niemal w każdym jest niebezpiecznie. W meczu z Pogonią po podaniu do boku piłkę źle przyjął Fabio Nunes. Gdyby była laga do przodu, to nie byłoby pierwszego gola dla rywali. Owszem, takie granie wygląda ładnie, ale nie zawsze to popłaca. Legia ma z przodu dużo jakości i z nią nie można sobie na takie błędy pozwolić.
Mistrz Polski z Widzewem mówi też o ofensywnie. – Drużyna stwarza okazje, a powinna jeszcze więcej, ale brakuje ostatniego podania. Do szesnastki jest bardzo fajnie, akcje się zazębiają, piłka chodzi. Ale w tym najważniejszym momencie podania albo są za mocne, ale za lekkie, albo ktoś nie wbiegnie w tempo. Da się jednak nad tym pracować i to poprawić – uważa.
Liderem PKO Ekstraklasy jest Raków Częstochowa i chyba trudno będzie dogonić zespół Marka Papszuna. Na wicemistrzostwo największe szanse mają Legia i trzeci Lech Poznań. Czy Widzew powinien się z nimi bić o drugie miejsce? – Powinien myśleć o utrzymaniu, zdobyć jeszcze te kilka punktów i mieć spokój – twierdzi Gula. – Liga jest wyrównana, jeszcze się może sporo wydarzyć. Seria kilku meczów bez punktu może spowodować, że Widzew dołączy do tzw. zespołów środka. Gdyby skończył ligę na tym miejscu, na którym jest obecnie, to byłby duży sukces, to nawet lokata ponad stan. Miejsce w pierwszej ósemce byłoby dobre. Nawet super, zważywszy na to, że dzisiejsza gra zespołu, w porównaniu do tej sprzed roku, to jak dzień do nocy.