Według definicji Słownika Języka Polskiego PWN to: złudzenie polegające na przekonaniu, że osoba, przedmiot lub sytuacja obserwowane po raz pierwszy były już kiedyś widziane.
Coś takiego odczuwam po meczu ŁKS-u z Ruchem Chorzów. Przypomniał mi się czas po poprzednim awansie, kiedy drużyna zamiast punktów zbierała komplementy i w konsekwencji spadła w hukiem. Wtedy podopieczni Kazimierza Moskala ładnie grali w piłkę, oddawali mnóstwo strzałów, lecz gole strzelali przeciwnicy i to oni zdobywali punkty. Beniaminek przegrał wówczas aż 25 spotkań, mimo że w wielu z nich, zwłaszcza w rundzie jesiennej, często prezentował się lepiej od rywali.
W jednym z poprzednich felietonów napisałem o nadziei, że trener Moskal wyciągnie wnioski z tamtej klęski. Po meczu z Legią Warszawa trudno o obiektywną ocenę, bo rywal finansowo gra przynajmniej o dwie ligi wyżej. Porażka była wkalkulowana.
W sportach drużynowych, a szczególnie w piłce nożnej, nie zawsze wygrywają faworyci, a takim wydawał się ŁKS, który awansował do ekstraklasy z pierwszego miejsca. W poprzednim sezonie pokonał Ruch u siebie, a na wyjeździe pechowo zremisował. Teraz został pokonany wyraźnie. Co z tego, że miał 60 proc. posiadania piłki, aż 17-krotnie strzelał na bramkę (gospodarze – 14). Miał o połowę więcej podań (463:304), dośrodkował 21 razy, podczas gdy chorzowianie o sześć mniej. Łódzcy piłkarze wykonali więcej sprintów, ale to Ruch strzelił dwa gole, zaś ŁKS – ZERO. Chorzowianie grali prościej, jednak prezentowali się dużo korzystniej, a wynik jest sprawiedliwy.
Kolejny raz okazało się, że w piłce nożnej wrażenie artystyczne nie ma żadnego znaczenia. Co z tego, że ełkaesiacy sprawiali wrażenie grających elegancko, stylowo, gdy wrócili do domu bez punktów. Oglądając mecz w Gliwicach od razu widać było zdecydowanie większe zaangażowanie gospodarzy (gościnnie występujących na stadionie Piasta).
Ekstraklasa boleśnie przywitała łódzkiego beniaminka. Trzy kolejne mecze ŁKS rozegra jednak w Łodzi (jeden to derby na Widzewie), co daje okazję do przełamania. Jeśli jednak piłkarze nie zrozumieją, że to, co dawało przewagę w pierwszej lidze, nie wystarczy w ekstraklasie, może być kiepsko i déjà vu stanie się jawą.