W 67. derbach Łodzi dużo było emocji, walki i dramaturgii. Nie można napisać, że remis nikogo nie krzywdzi, bo ŁKS był lepszą drużyną od Widzewa.
Po raz pierwszy od lat derby Łodzi mogli oglądać na stadionie kibice obu drużyn. Ci, którzy wspierali gospodarz, dali o sobie znać już po pięciu minutach rozpalając race. Dym był tak gęsty, że sędzia Szymon Marciniak musiał przerwać grę na cztery minuty.
Wcześniej Widzew wyprowadził kontrę, ale zmarnował ją Mateusz Michalski. Ale to ŁKS lepiej zaczął mecz. Był agresywniejszy, dokładniejszy i bardziej zdecydowany. Chwilami zamykał gospodarzy na ich połowie dzięki dobrej postawie drugiej linii. Widzewska pomoc, pozbawiona liderów pauzujących za kartki, była zagubiona.
Pierwszy raz Jakuba Wrąbla próbował zaskoczyć Adrian Klimczak, jednak strzelił w środek bramki. Druga próba ełkaesiaków była już skuteczna. Pirulo dogonił piłkę przy linii bocznej, później ograł Dominika Kuna i w swoim stylu strzelił lewa nogą. Piłka odbiła się jeszcze od Daniela Tanżyny, wypadła z rąk Wrąblowi i wtoczyła się do siatki.
Widzew zaczął grę od środka i błyskawicznie nadział się na kontrę. Maciej Radaszkiewicz wbiegł w pole karne, zagrał wzdłuż bramki, ale szybszy był Patryk Stępiński. Co się jednak odwlecze… W 28. minucie Patryk Mucha skiksował przed swoją bramką i zamiast wybić piłkę do przodu, kopnął ją poza linię końcową. Po rzucie rożnym Maciej Dąbrowski uderzeniem głową nie dał szans Wrąblowi.
To był niemal nokaut, bo gospodarze nie byli w stanie się pozbierać. Starali się atakować, jednak nie byli w stanie zbliżyć się pod bramkę ŁKS-u. Młody Dawid Arndt ograniczał się do wybijania piłkę, bo obrońcy byli pewni i zdecydowani. Przede wszystkim jednak ełkaesiacy byli szybsi, dlatego wygrywali większość pojedynków. Ich charakter był silniejszy.
Pirulo, Antonio Dominguez i Mikkel Rygaard całkowicie zdominowali środek pola. Zadania nie mieli trudnego, bo Tetteh i Mucha grali bardzo słabo. Dobrego dnia nie miał też Wrąbel, który zawiódł przy pierwszym golu, a w 43. minucie z wielkim trudem obronił (na raty) wcale nie jakiś bardzo groźny, choć mocny strzał Maksymiliana Rozwandowicza. Jako plus można mu zapisać wybicie piłki kopniętej przez Domingueza.
Gdy wydawało się, że ŁKS spokojnie doczeka do końca pierwszej połowy, Widzew niespodziewanie zmniejszył straty. Potwierdziło się powiedzenie, że do trzech razy sztuka… Michalski wcześniej dwa razy dośrodkował w pierwszego przeciwnika, ale za trzecim posłał piłkę prosto na głowę Stępińskiego i było 1:2.
Wynik był zasłużony, bo prowadziła drużyna lepsza, konkretniejsza i wiedząca, jak chce grać. W Widzewie było wiele słabych punktów, a najgorszy na boisku Tetteh został w przerwie w szatni.
W drugiej połowie gra się nieco wyrównała. Widzew częściej był przy piłce, ale bez efektów w postaci groźnych okazji. Najlepszą miał Karol Danielak, ale z 17 m kopnął niecelnie. Ełkaesiacy harowali na cały boisku, skutecznie uniemożliwiając przeprowadzanie akcji. Płacili za to zmęczeniem i kartkami. Ale nie dopuszczali przeciwników w pobliże swojego pola karnego.
Trener Janusz Niedźwiedź ściągnął z boiska obu środkowych pomocników, a ich miejsce zajęli Kun i Danielak. Kibu Vicuna też zrobił cztery zmiany, z czego jedną wymuszoną kontuzją Rozwandowicza. ŁKS starał się kontrolować wydarzenia na boisku, co przychodziło mu łatwo, bo wśród rywali brakowało jakości. Widzew starał się wstrzeliwać piłkę w pole karne, gdzie napastników wspierał Daniel Tanżyna.
Ale to nie on doprowadził do wyrównania, a Tomasz Dejewski. Znów zdecydował rzut wolny, krótko rozegrany: dośrodkował Danielak, a niepilnowany stoper z bliska wbił piłkę do siatki. To 17. zawodnik, który zdobył w tym sezonie gola dla Widzewa. Gospodarze wymęczyli remis, potwierdzając, że stałe fragmenty gry są ich wielką siłą.
Końcówka był brzydka i więcej w niej było polowania na nogi niż gry. Z boiska wyleciał Ricardinho za brutalny faul na Karasku. Widzew stworzył okazję, ale piłką przeleciała między nogami niepilnowanego Dejewskiego. W szóstej, ostatniej doliczonej minucie, ŁKS wyprowadził kontrę, po której Dominguez strzelił z 15 metrów, ale Wrąbel zdołał wybić piłkę, ratując swojej drużynie punkt. Punkt zdobyty równie szczęśliwie, jak trzy z Koroną Kielce. ŁKS zaś przekonał się, że suma szczęścia równa jest zeru, bo w poprzedniej kolejce niezasłużenie pokonał Arkę Gdynia, a teraz był lepszy, lecz tylko zremisował.
Widzew Łódź – ŁKS Łódź 2:2 (1:2)
0:1 – Pirulo 17.
0:2 – Dąbrowski 29.
1:2 – Stępiński 41.
2:2 – Dejewski 88.
Widzew: Wrąbel – Stępiński, Dejewski, Tanżyna – Kun(81. Karasek), Tetteh (46. Nunes), Mucha (76. Montini), Zieliński – Michalski, Guzdek, Danielak
ŁKS: Arndt – Szeliga, Dąbrowski, Koprowski, Klimczak – Rozwandowicz (72. Tosik) – Pirulo (80. Moreno), Dominguez, Rygaard (80. Monsalve), Wolski (66. Ricardinho) – Radaszkiewicz (72. Corral)
Żółte kartki: Karasek, Zieliński – Wolski, Koprowski, Rozwandowicz, Tosik, Szeliga
Czerwona kartka: Ricardinho
Widzów: 17.409