Jakub Dziółka po porażce z Miedzią Legnica został zwolniony z roli trenera ŁKS-u. Nie była to decyza szokująca, ponieważ zapowiadało się na nią już od dłuższego czasu. Jaka była przyczyna?
Jest to aspekt najbardziej oczywisty, ale jednocześnie najistotniejszy, jeśli chodzi o ocenę pracy trenera. A wyniki, które osiągał ŁKS już od kilku miesiący, były kompletnie niezadowalające. Po raz ostatni w lidze wygrał 26 października, na wyjeździe ze Stalą Rzeszów. Na zdobycie bramki na stadionie Króla czeka jeszcze dłużej, bo od 17 września i rywalizacji z Wisłą Kraków.
Generalnie, gdy weźmiemy pod uwagę siedem ostatnich kolejek Betclic 1. Ligi, to żadna z drużyn pomiędzy 15 a 21 serią gier nie zdobyła mniej punktów od ŁKS-u, który w tym czasie uciułał tylko trzy oczka, remisując trzy mecze. To rezultaty katastrofalne, a biorąc pod uwagę, jak słabo zespół rozpoczął sezon (jeden punkt w pierwszych czterech starciach), to tak naprawdę ełkaesiacy za kadencji Dziółki prezentowali się na miarę oczekiwań tylko od połowy sierpnia do końcówki października, czyli przez dwa i pół miesiąca. To zdecydowanie zbyt mało jak na klub o takich możliwościach, zwłaszcza że w składzie ŁKS-u są tacy gracze jak Bobek, Kupczak, Hinokio, Mokrzycki, Młynarczyk czy Arasa, których na pewno stać na coś więcej niż zaledwie 11. miejsce na zapleczu ekstraklasy.
Być może poprawa nadeszłaby w najbliższych meczach, bo w marcu ŁKS będzie się mierzył z czterema zespołami z dolnej części tabeli, ale nie ma się co dziwić, że działacze już teraz zdecydowali się na zmianę trenera. Jeśli bowiem zespół nie wygraliby kolejnych dwóch bądź trzech spotkań, to tak naprawdę nie byłoby już czego zbierać.
Poza wynikami najbardziej zastanawiające może być to, że ŁKS Dziółki tracił punkty cały czas w ten sam sposób. Ze Zniczem Pruszków, Legią Warszawa, Arką Gdynia, na wyjeździe z Wisłą Kraków i ostatnio przeciwko Miedzi Legnica – w każdym z tych spotkań ŁKS rozegrał niezłą pierwsza połową, ale wraz z zupływającym czasem grał coraz słabiej, co skutkowało zazwyczaj utratą goli w końcowych minutach meczu.
Zresztą z 24 wszystkich bramek straconych przez “Rycerzy Wiosny” w tym sezonie ligowym, aż dziewięć (38 proc.) padło pomiędzy 76. a 90. minutą meczu, co pokazuje, jak duże problemy z grą w końcówkach ma ŁKS. O ile jesienią mogliśmy to tłumaczyć wąską ławką rezerwowych, o tyle zimą ona została na tyle poszerzona, że teraz nie powinno to stanowić żadnego wytłumaczenia dla trenera.
Wydaje się, że główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że ŁKS pod wodzą trenera Dziółki miał grać wysokim pressingiem i agresywnie doskakwiać do rywali, nie pozwalając im na swobodne rozegranie akcji. I gdy w pierwszych połowach spotkań zawodnicy mieli siły na to, żeby realizować plan, to gra łodzian wyglądała nieźle. W drugich połowach piłkarze ŁKS-u zazwyczaj jednak opadali z sił, co skutecznie wykorzystywał przeciwnik.
To pokazuje, że ŁKS pod wodzą Dziółki nie miał planu B i zupełnie nie potrafił zarządzać spotkaniem. Bo nawet gdy ta początkowa dobra, agresywna gra przynosiła ŁKS-owi strzelonego gola (tak było na wyjeździe w Krakowie), to potem ełkaesiacy cofali się na własną połowę i tak naprawdę przez 75. minut czekali na to aż Wisła odwróci wynik i pokona ŁKS.
ŁKS przez cały okres Dziółki miał również problemy z o wdrabianiem strat. W tym sezonie ośmiokrotnie rywale wychodzili na prowadzenie i tylko raz ełkaesiacy zdobyli punkty w takim spotkaniu – w 10. kolejce przeciwko Bruk-Betowi termalice Nieciecza, gdy po 16. minutach przegrywali już 0:2, a potem zdobyli dwie bramki i zremisowali 2:2. Pozostałe siedem spotkań zakończyło się porażkami ŁKS-u, a ostatni mecz z Miedzią wymiernie pokazał, jak bardzo “Rycerze Wiosny” nie potrafią wracać do spotkań po utracie bramki.
Miedź powiem wyszła na prowadzenie w 82. minucie meczu, ale ŁKS – licząc także doliczony czas gry – miał jeszcze kilkanaście minut na to, żeby doprowadzić do wyrównania. Ełkaesiacy po stracie gola nie stworzyli sobie już ani jednej okazji do zdobycia bramki, jakby nie wierząc w to, że obraz tego meczu można jakkolwiek odmienić.
Co więcej, Dziółka nie potrafił reagować na to, co się dzieje na boisku. Np. jesienią gołym okiem dało soę dostrzec, że bycie środkowym pomocnikiem to rola, która nie pasuje do Pirulo i ogranicza boiskowy potencjał Hiszpana. Mimo to Dziółka uparcie przez całą rundę wystawiał go na tej pozycji, choć w odwodzie miał Mateusza Wysokińskiego, który w ostatnim czasie jest jednym z najlepszych piłkarzy ŁKS-u, a długo nawet nie mógł się podnieść z ławki rezerwowych, bo grał Pirulo.
Poza tym pierwszą wiosenną kolejkę na pozycji środkowego napastnika rozpoczął Andreu Arasa. Szybo okazała się jednak, że ta pozycja nie jest optymalnym wyborem dla Hiszpana, który lepiej czuje się na skrzydle, gdzie ma więcej czasu oraz swobody i nie jest aż tak ściśle pilnowany przez obrońców przeciwnika.
Po upływie godziny spotkania na placu gry zameldował sie więc Marko Mrvaljević, który został “dziewiątką”, a na bok został przesunięty Arasa. Zmiany w ustawieniu się sprawdziły – Mrvaljević strzelił gola, który dał punkt ŁKS-owi, a Arasa lepiej wyglądał na boku niż w centrum ataku.
Co się wydarzyło zatem w kolejnym meczu? Jako “dziewiątka”… po raz drugi z rzędu wyszedł Arasa, a Mrvaljevoć pojawił się na boisku w drugiej odsłonie. Tym razem nie zdołał zdobyć bramku, bo w końcowej fazie rywalizacji praktucznie nie otrzymywał podań od partnerów. Arasa natomiast znów sobie nie poradził jako jedyny napastnik i zmarnował kilka dogodnych okazji, które zapewne zostałyby wykorzystane przez Mrvaljevicia.
Dziółka mógł również lepiej wykorzystać potencjał Akademii ŁKS-u. W końcu jeśli chodzi o wyniki zespołu rezerw, to ŁKS jest najlepszy klubem w Polsce. Nawet takie marki jak Lech Poznań czy Legia Warszawą nie mają drugiej drużyny na poziomie 2. ligi, a właśnie czymś takim mogą się poszczycić łodzianie. Ponadto wciąż progres czyni klubowa infrastruktura, co sprawia, że warunki do trenowania młodych graczy w ŁKS-ie są naprawdę kapitalne.
Mimo to jedynym zawodnikiem wyciągniętym z rezerw przez trenera Dziółkę, który zadebiutował w pierwszej drużynie za jego kadencji, był bramkarz Łukasz Bomba. Oczywiście ŁKS zajmuje w klasyfikacji Pro Junior System wysokie, drugie miejsce, ustepując wyłącznie rewelacyjnej pod tym kątem Stali Rzeszów, ale taki wynik łodzianie zawdzięczają ligowym występom Bobka i Młynarczyka, którzy zostali przecież wprowadzeni do seniorskiego zespołu już przez poprzednich szkoleniowców.
Winnym aktualnego stanu rzeczy nie jest wyłącznie trener Dziółka. Naturalnie popełnił on sporo błędów, za co – słusznie – zapłacił posadą. To jednak nie przypadek, że następca Dziółki będzie dziewiątym szkoleniowcem zatrudnionym przez dwukrotnego mistrza Polski od maja 2020 roku. Winnym więc jest także Robert Graf, który nie trafił z wyborem trenera, a potem zwolnił go zbyt późno, co doprowadziło do tego, że ŁKS stracił tak naprawdę całą zimę, którą piłkarze mogli przeznaczyć na pracę z nową postacią na ławce trenerskiej.
Nadal sytuacja ŁKS-u w ligowej tabeli nie jest jeszcze tragiczna. Co jasne, nie jest też dobra, ale sześć punktów straty do strefy barażowej, biorąc pod uwagę 13 pozostałych kolejek do końca rozgrywek, to wynik, który wciąż jest możliwy do odrobienia. Żeby jednak tak się stało, to nowy trener będzie musiał rozpocząć swoją pracę przy al. Unii 2 od serii zwycięstw.
1 Comment
Bardzo dobrze w końcu ełkaesiacy zobaczyli co tak naprawdę dziółka robi.
Ja bym proponował żeby ełkaesiacy wzięli Kazimierza Moskala on gdy był w ŁKS Łódź zrobił bardzo dużo pod jego wodzą tego trenera i piłkarzy Łódzkiego klubu sportowego doprowadzili do awansu do ekstraklasy.
komentarz dał : Kibic Łódzkiego klubu sportowego 🤍❤️🤍