Coraz mocniej przekonuję się, że jedną z naszych cech narodowych jest nieumiejętność cieszenia się z sukcesów. Widać to choćby po historii – najbardziej czcimy przegrane bitwy i powstania, a zwycięskie batalie czy chlubne wydarzenia, jakich było mnóstwo, może nie przechodzą bez echa, ale na pewno mówi się o nich mniej niż o narodowej martyrologii.
Dlaczego akurat teraz przypomniało mi się to? Bo przeglądałem Social Media po awansie reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy. Z wielu komentarzy przebijał wręcz żal, że niestety się udało. Wykpiwano styl, w jakim Biało-czerwoni pokonali Walię, obrażając trenera i zawodników. A już brak celnego strzału na walijską bramkę był frazą, która pojawiła się w trendach, bo tak często ją powtarzano.
Kolejny raz więc przypomnę, że w piłce nożnej nie liczy się liczba strzałów, celnych podań czy posiadania piłki, ale zwycięstwo – obojętnie, czy po golu samobójczym w pierwszej minucie, czy po rzutach karnych. Polacy w Cardiff zagrali poprawnie. Nie dali sobie strzelić gola, sami stworzyli kilka okazji, a po raz pierwszy od bardzo dawna w dogrywce biegali więcej i szybciej od przeciwników. A przecież w przeszłości było tak, że w drugim meczu w ciągu tygodnia polscy zawodnicy odstawali fizycznie od przeciwników. Teraz graliśmy przeciwko drużynie bazującej na fizyczności, waleczności, a mimo to Robert Lewandowski i jego koledzy nie pękli. Po raz pierwszy od dawna nie czułem zażenowania patrząc na grę Polaków, którzy nie ograniczali się do wybijania piłki, ale starali się ją rozgrywać. Raz wychodziło im to lepiej, raz gorzej, ale przynajmniej próbowali, zamiast stawiać przysłowiowy autobus przed polem karnym, tak krytykowany podczas katarskiego mundialu.
Trzeba sobie uświadomić, że nie mamy dziś piłkarzy, którzy są w stanie grać ładnie i skutecznie. Owszem, kilku gra w dobrych klubach, ale poza Lewandowskim nikt nie odgrywa pierwszoplanowej roli. Najlepszy zawodnik dwumeczu z Estonią i Walią – Nicola Zalewski – jest rezerwowym w Romie.
Wracając do polskiego hejtu, to znów mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że jedną z jego przyczyn jest trener. Gdyby tak jak w Walii reprezentacja zagrała pod wodzą Fernando Santosa, połowa z internetowych hejterów, nawet tych anonimowych, nie odważyłaby się wyśmiewać awansu. No bo wywalczyliśmy go pod wodzą trenerskiej gwiazdy. A tutaj drużynę wyciągnął z otchłani Polak, bez mistrzostwa Polski w karierze i jeszcze kontrowersyjny, bo nie schlebiający kibicom i mediom, nie bojący się mówić to, co myśli.
Dla mnie awans pod wodzą Michała Probierza jest tym bardziej cenny, gdyż okazało się, że Polak jednak potrafi. Potrafił sprawić, że Lewandowski nie machał rękami i nie krytykował kolegów na boisku, ale był prawdziwym kapitanem, pracującym dla drużyny. Że zapomnieliśmy o Grzegorzu Krychowiaku, jako “szóstce”, dla której nie ma alternatywy, a Paweł Dawidowicz znakomicie zastąpił Kamila Glika, nie tylko w destrukcji, ale w konstrukcji, co dzisiejszym futbolu jest podstawą.
Nie wiem, co będzie na Euro w Niemczech, ponieważ rywali mamy z najwyższej półki, a przy naszym potencjale, silnej drużyny nie da się zbudować w ciągu miesiąca czy dwóch. Najważniejsze, że będziemy w elicie, co powinno być motywacją dla piłkarzy, a przykłady Bartosza Slisza, Jakuba Piotrowskiego i Tarasa Romanczuka pokazują, że drzwi do reprezentacji nie są zamknięte na kłódkę.
Skoro zacząłem o hejcie, to zacytuję wpis człowieka, który z powodzeniem grał w piłkę, a dziś kibicuje Biało-czerwonym: “… zaczęło się polskie piekiełko… Malkontenci wystąp. Ja obgryzłem wszystkie paznokcie, ale jestem przeszczęśliwy” – napisał Tomasz Cebula, mistrz Polski z ŁKS-em.
Kontynuując, dziś odwaga mocno staniała, stąd w internecie tyle jadu, wyzwisk. Kiedyś, w początkach mojej dziennikarskiej pracy, żeby skrytykować dziennikarza, trenera czy piłkarza, trzeba było albo zadzwonić do redakcji, albo poczekać na zawodników i szkoleniowców po treningu i się wyżalić. Teraz jest Facebook, X, komentarze pod artykułami, gdzie pisząc – zazwyczaj – pod pseudonimem można wylać swoją frustrację i przez chwilę poczuć się mocnym. A gdy przypadkiem ktoś obrażony i opluty zdemaskuje hejtera, podkulić ogon, przepraszać i skasować konto…
PS. W powyższym felietonie jest dużo uogólnień, bo wielu kibiców zachowuje się znakomicie, wspierając reprezentację na dobre i na złe. Ale po wyeliminowaniu Walii hałaśliwa grupa ich po prostu zakrzyczała.