ŁKS-owi przez całą rundę jesienną brakowało rozgrywającego, który poprowadziłby drużynę do zwycięstw. Wydaje się, że kimś takim jest Koki Hinokio, który bardzo dobrymi występami przyczynił się do ostatnich dwóch wygranych.
Jednym z największych problemów ŁKS-u w trakcie rundy jesiennej był brak klasycznego rozgrywającego – dyrygenta, lidera środka pola, który regularnie tworzyłby dogodne sytuacje partnerom. Kimś takim miał się stać Pirulo, ale zupełnie sobie nie radził, gdy musiał grać jako środkowy pomocnik. Michał Mokrzycki starał się odgrywać tę rolę, co w pewnych momentach wychodziło mu nieźle (cztery asysty), ale to zawodnik, który nie ma wystarczająco dużo inklinacji ofensywnych.
DERBY ŁODZI W EKSTRAKLASIE? ŁKS CZEKA DUŻO PRACY
Dlatego jednym z głównych celów transferowych było pozyskanie pomocnika, takiego, jakimi byli choćby Dani Ramirez czy Michał Trąbkia. Wybór ostatecznie padł na Kokiego Hinokio. Japończyk przed transferem do ŁKS-u przez cztery sezony występował w ekstraklasie, rozgrywając w Polsce ponad 100 spotkań. Obawy mogły jedynie budzić warunki fizyczne 23-latka (165 cm wzrostu), a także to, że mimo regularnych występów, w poprzednich klubach notował stosunkowo niewiele goli czy asyst.
Tak też jest i w ŁKS-ie, bo nadal Hinokio czeka na debiutanckie trafienie, natomiast ocenianie występów Japończyka wyłącznie przez ten pryzmat byłoby niesprawiedliwe. Bowiem wpływ Hinokio na grę ŁKS-u jest widoczny. Japończyk notuje sporo kontaktów z piłką (77 w ostatnim spotkaniu z Chrobrym Głogów) i podaje z dużą celnością (średnio na poziomie 88 proc.), rzadko tracąc piłkę. Nie boi się brać odpowiedzialności na siebie, tylko jako doświadczony zawodnik chce się mierzyć z oczekiwaniami fanów i na razie wychodzi mu to bardzo dobrze. Często ustawia się głęboko, żeby móc rozpoczynać akcje ŁKS-u z własnej połowy. Co więcej, wygrywa sporo pojedynków (średnio siedem na mecz), ale nie ucieka od gry w defensywie, o czym świadczy to, że w jednym spotkaniu średnio odbiera ponad dziewięć piłek.
Warto również pamiętać o tym, że gol wyrównujący w rywalizacji z Chrobrym Głogów wziął się przede wszystkim z indywidualnej akcji przeprowadzonej przez Hinokia. Niepilnowany, przyjął piłkę przed polem karnym i świetnym dryblingiem zrobił zamieszanie w polu karnym, które poskutkowało bramką zdobytą przez Pirulo. Kibice wybrali go na najlepszego zawodnika ŁKS-u w tym meczu.
Oczywiście o tym, czy przyjście Hinokio przełoży się na dłuższą metę na wyniki ŁKS-u, przekonamy się dopiero w nadchodzących tygodniach. Niemniej już teraz jednej rzeczy możemy być niemal pewni: nawet jeśli ŁKS-owi na koniec sezonu nie uda się zakwalifikować do baraży o ekstraklasę, to raczej nie będzie to wina Hinokia, który na razie radzi sobie najlepiej spośród pięciu piłkarzy ściągniętych do Łodzi tej zimy.