Największym atutem dzisiejszego Widzewa są kibice, na meczach w Łodzi wypełniający stadion. Jestem przekonany, że widzewskiego fenomenu nie byłoby, gdyby nie historia klubu. Historia piękna i niepowtarzalna.
W polskim futbolu jest sześć klubów z większą liczbą tytułów mistrzowskich, ale żaden z nich nie wyrzucił z europejskich pucharów tylu gigantów co Widzew. To jak bajka o Kopciuszku, który mając naprzeciw potentatów zmieniał się w piękną królewnę.
Na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia Liverpool był jak dziś Real Madryt. Cztery razy wygrywał Puchar Europy Mistrzów Krajowych, odpowiednik dzisiejszej Ligi Mistrzów. 40 lat temu też był faworytem, ale wyrzuciła go z rozgrywek drużyna z Łodzi, która nie miała odpowiednio dużego stadionu, by prawdziwie poczuć się gospodarzem i musiał gościnnie grać na boisku lokalnego rywala. Mało tego, przed sezonem straciła swoją największą gwiazdę, czyli Zbigniewa Bońka, a także Władysława Żmudę, najlepszego polskiego obrońcę, dwukrotnego medalistę mistrzostw świata.
Wiem, czasy się zmieniły, a różnica dzieląca najlepszych w Europie od naszych klubów nie jest duża, jest gigantyczna. Ale w 1983 roku też trudno było mówić o równych szansach, bo na przykład widzewiacy grali w strojach składających się z wyrobów kilku firm (inne były koszulki, inne spodenki). Ale brzydkie kaczątko z Łodzi zmieniło się pięknego łabędzia najpierw przy al. Unii, pokonując faworyta 2:0, by w rewanżu przegrać 2:3. Na archiwalnych nagraniach, które można łatwo znaleźć w internecie, widać i słychać, jak kibice ze słynnej trybuny The Kop na Anfield zgotowali owację drużynie, która wyeliminowała ich zespół. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że było to jeden z największych sukcesów w historii polskiej klubowej piłki nożnej – nasz klub był wśród czterech najlepszych w Europie.
Ale do rzeczy… Ten felieton nie jest o wyeliminowaniu Liverpoolu, choć wspomnienia są piękne. Piszę o pamięci, bo bez sukcesów sprzed 40 czy 30 lat nie byłoby frekwencyjnego fenomenu. Znam ludzi, którzy w 1983 roku byli dziećmi i chodzili na stadion z rodzicami, dziesięć lat później już sami byli w Brondby, a później w Dortmundzie, Bukareszcie, a nawet Madrycie na Ligę Mistrzów, przeżywali słynny mecz na Łazienkowskiej 2/3. Przykładem jest choćby Karol Majewski, właściciel DiMedical, sponsora Widzewa.
Dzięki tym sukcesom Widzew ma kibiców w całej Polsce (spotkałem kiedyś fanów z leżącej na granicy z Czechami Lubawki, którzy są ponoć na każdym meczu w Łodzi). Do ubiegłego tygodnia miałem wrażenie, że historia klubu zaczęła się niedawno, niedługo przed powrotem do ekstraklasy. Wszystko, co było wcześniej, to prehistoria, mocno zakurzona, zepchnięta na margines, gdzieś do klubowego muzeum.
O byłych gwiazdach przypominano sobie raz na parę lat. Wspomniał o tym zresztą Wiesław Wraga, podczas konferencji zapowiadającej obchody 40-lecia sukcesu: “Kiedyś słyszałem, że nie żyjmy historią, a tym, co jest teraz”.
Doszło do tego, że bohaterowie rywalizacji z Liverpoolem niedawno mieli problemy z wejściem na stadion, a duży konflikt wybuchł, gdy jeden z nich chciał pokazać wnukowi wspaniałą atmosferę na meczu drużyny, której dziadek tworzył historię i poprosił o jeden bilet z puli, którą klub łaskawie przyznaje weteranom. Podobnie traktowani są ludzie, którzy po 2015 roku odbudowywali klub. Od jednego z nich, którego firma wspomogła Widzew setkami tysięcy złotych, usłyszałem, że po złagodzeniu konfliktu z miastem, stali się głównymi wrogami. A oni też są częścią historii klubu.
Tomasz Stamirowski przypomniał, że trzy filary obecnego Widzewa to: tradycja, charakter i ambicja. Na szczęście właściciel widzewskiej spółki wie, że pamięć o sukcesach tworzy tożsamość. “Bez tej przeszłości nie byłoby pełnego stadionu” – przypomniał o czymś, co powinni wiedzieć wszyscy ludzie, którzy uważają się za kibiców Widzewa. Mam nadzieję, że świętowanie 40-lecia awansu do półfinału Pucharu Europy sprawi, że władze klubu zrozumieją, że bez Wragi, Kamińskiego, Grębosza, Młynarczyka, Gapińskiego nie byłoby ich dzisiaj w tym miejscu i nikt nie łączyłby ich z jednym z najbardziej zasłużonym i najpopularniejszym klubem w historii polskiej piłki nożnej.