Zainteresowanie postacią Roberta Dobrzyckiego w mediach nie słabnie. Właściciel klubu udzielił kolejnego wywiadu, w którym nie zabrakło widzewskich wątków.
Robert Dobrzycki większościowym udziałowcem Widzewa jest od końcówki marca tego roku. Choć to biznesmen z najwyższej półki i w mediach – szczególnie tych skupionych wokół biznesu – nie był postacią anonimową, to od wejścia do klubu jako inwestor, zainteresowanie jego osobą jest ogromne. Teraz udzielił kolejnego, obszernego wywiadu. Po półtorarocznej przerwie gościł na kanale Biznes Klasa na YouTube. Prowadzący program, Łukasz Kijek skupił się na tematach związanych z głównym biznesmen Dobrzyckiego, ale nie zabrakło też tematu Widzewa. O czym mówił właściciel klubu z Piłsudskiego?
– Wiele razy słyszałem pytanie “po co to robię?”, ale i tak to zrobiłem. Odkąd pamietam oglądałem mecze, od lat 80. Widzew był w moim sercu. Zawsze byłem kibicem. Gdy zacząłem osiągać sukcesy w biznesie zacząłem się zbliżać do klubu. W pewnym momencie pojawiła się ta chwila, że uznałem, że chcę wejść do klubu na poważnie. Jakieś 5-8 lat temu to zaczęło być moim marzeniem.
Widzew latem wydał już ponad trzy miliony euro, ale kolejne transfery zwiększą tę sumę. Ale ile Dobrzyckiego kosztowała póki co cała inwestycja w RTS?
Na ten moment cała inwestycja kosztowała mnie 42 miliony złotych. Chodzi o zakup i doinwestowanie spółki, w tym transfery. Będzie jednak tak, że usłyszę, że trzeba dołożyć kolejne miliony i jestem na to przygotowany – powiedział.
I dodał:
– Nie mam postawionej granicy dotyczącej mojego wkładu. Traktuje to jako projekt długoterminowy. Chcę być w Widzewie na zawsze, żeby klub osiągał sukcesy. Chcemy znaleźć sposób jak klub, w którymś momencie może stanąć na własnych nogach. Chcemy podnieść wartość Widzewa. Po drodze trzeba będzie jednak dofinansowywać klub. Każdy ma swój “próg wypornościowy”, ale to kwestia perspektywy, tego co chce się osiągnąć. Nie patrzę na to jaki u mnie jest ten próg. Najważniejsze, żeby nie przepalać tych pieniędzy. Piłka to nie jest tradycyjny biznes, zwrot wartości nie jest celem samym w sobie. W Widzewie nie było żadnych trupów w szafie, to był klub prowadzony wzorowo.
Robert Dobrzycki mówi, że traktuje Widzewa jak projekt długofalowy. Cele, które stawia przed sobą dzielą się jednak zarówno na te krótko jak i długoterminowe. Jakie są one dokładnie?
– Pierwszym naszym celem było utrzymanie się w lidze. Drugi nasz cel to okienko transferowe, powoli go kończymy, zostały nam trzy transfery. Moim marzeniem jest, żeby ktoś za kilka lat spojrzał na tabelę Ekstraklasy i porównał ją z tą z poprzedniego sezonu i powiedział “No nie spodziewałem się”. Na wynik w piłce składa się jednak zbyt wiele czynników, by mówić teraz o tym, że celem jest mistrzostwo Polski. To narazie marzenie.
Właściciel Widzewa poruszył też temat rozbudowy stadionu.
– Mamy też cele infrastrukturalne np. budowa ośrodka szkoleniowego. Natomiast takim bardzo dużym celem, do którego solidnie się przygotowujemy jest projekt rozbudowy stadionu, który jest dla nas za mały. Potencjał jest dużo większy niż liczba miejsc. Dzień meczowy jest bardzo ważny pod względem przychodów. Celujemy w pojemność do 28-32 tysięcy miejsc. Póki co badamy ten temat, chcemy wiedzieć ile bedzie nas to kosztowało. Stadion jest miejski, więc musimy współpracować z miastem. Nie spodziewam się, żeby Łódź chciała sfinansować rozbudowę, więc chcemy zbudować taki case kapitałowy, który pozwoli nam pozyskać środki na to. Bierzemy pod uwagę kredyt. Bierzemy pod uwagę przejęcie stadionu, możemy też stworzyć z miastem spółkę i zarządzać nim wspólnie.
W rozmowie współwłaściciel Panattoni Europe mówił m. in. o tym, że przed wejściem w jakiś projekt oszacowuje ryzyko, które wiąże się z inwestycją. Jak sam przyznaje, w przypadku Widzewa przekalkulował, że potencjalny deficyt finansowy nie sprawia, by czuł się on niekomfortowo. A czy jest możliwość, że w przyszłości w klubie pojawi się np. inwestor zagraniczny?
– Na pewno jestem otwarty. Pytanie, jaka jest wartość takiego inwestora? Czy to tylko wkład finansowy czy np. know-how, które może podnieść wartość klubu, a ja zawsze będę o tym myśleć. Dla inwestorów arabskich, z którymi mam kontakt w biznesie, inwestycja w polską piłkę raczej odpada. Stać ich na najwyższy możliwy wolumen i rozpoznawalność globalną, a to dla nich bardzo ważne. Im bardziej zależy na promocji przez sport, niż zarabianiu na tym pieniędzy.
Całą rozmowę można obejrzeć poniżej.
1 Comment
“Nie spodziewam się, żeby Łódź chciała sfinansować rozbudowę”.
Też się nie spodziewam.
Natomiast wymagałbym, aby miasto wyjaśniło, dlaczego wydało dwa razy więcej pieniędzy (nie, to nie jest kwestia czasu budowy) na niszowy lokalny klubik, którego trybuny zarastają chwastami.