Nad ŁKS-em zebrały się czarne chmury. Oprócz problemów organizacyjnych, łodzianie po porażce z Odrą zanotowali niechlubną passę, czterech meczów bez wygranej.
Trener ŁKS-u nie ma łatwego życia. Dopiero co bezpowrotnie stracił Mikkela Rygaarda, a na dodatek kontuzji nabawili się kolejni, ważni piłkarze. Przez to, skład jaki desygnował na mecz z Odrą Opole był mocno eksperymentalny. W bramce zadebiutował Michał Kot, parę środkowych obrońców, podobnie jak w meczu z Miedzią Legnica, stworzyli Adam Marciniak i Mieszko Lorenc, jako defensywny pomocnik zagrał Oskar Koprowski, do środka wrócił Pirulo, na skrzydło Javi Moreno, a na pozycji numer dziewięć pojawił się wracający po kontuzji Stipe Jurić. Uff… długa to była wyliczanka, ale tak Vicuna tak kraje, jak mu piłkarzy staje… Bez Dawida Arndta, Macieja Dąbrowskiego, Adriana Klimczaka, Michała Trąbki i kilku innych zawodników łodzianie ruszyli po długo wyczekiwane zwycięstwo.
Zaczęło się od walki w środku boiska, z której zwycięsko wychodziła Odra. Opolanie po strzale głową Czaplińskiego byli bliscy zdobycia gola, ale piłka przeleciała nad bramką. Ełkaesiacy notowali dużo strat w bocznych sektorach boiska, a nastawiona ofensywnie Odra próbowała to wykorzystać, w porę interweniowali jednak Marciniak i Lorenc. W pierwszych minutach spotkania gospodarze grali tak, jak ŁKS grać chce. Wymieniali masę podań, wciągali obrońców łodzian tworząc korytarze dla napastników i cały czas zagrażali bramce gości.
Po faulu Macieja Wolskiego Odra egzekwowała rzut wolny. Dośrodkowanie Mikinicia głową strącił Trojak, a Mateusz Marzec umieścił futbolówkę w bramce debiutującego Kota. Sędzia długo konsultował się z VAR-em, ale gola ostatecznie uznał. Ocenę kontrowersyjnej sytuacji pozostawiamy czytelnikom, chociaż nawet jeżeli sędzia popełnił błąd, to zespołowi takiemu jak ŁKS nie przystoi pozwalać przeciwnikowi na taką swobodę pod bramką.
Stałe fragmenty gry nadal są zmorą ŁKS-u. W ten sposób łodzianie stracili przecież obie bramki w derbach Łodzi.
Dosłownie minutę później Mikinić mógł podwyższyć prowadzenie gospodarzy, ale świetną interwencją wykazał się Lorenc. Podrażnieni Rycerze Wiosny ruszyli do ataku i przenieśli ciężar gry na połowę przeciwnika i kiedy wydawało się, że ŁKS zaczyna grać na swoim standardowym, wysokim poziomie, Odra wyprowadziła zabójczą kontrę. Marzec ograł Marciniaka i wyszedł sam na sam z bramkarzem ŁKS-u i koncertowo zmarnował sytuację, bo po jego strzale piłka minęła bramkę.
Gra była rwana i nawet jeżeli piłkarze z Łodzi zaczynali zawiązywać zalążki jakiejkolwiek akcji ofensywnej to tracili piłkę. Znowu pojawiło się sporo frustracji i agresji, a brakowało najważniejszego – jakości. Odra rozgrywała piłkę niczym ŁKS z najlepszych meczów Kazimierza Moskala i Wojciecha Stawowego, a bezradni łodzianie biegali.
Po jednej z niewielu ofensywnych akcji ŁKS-u bliski szczęścia był Stipe Jurić. Chorwat dostał piłkę od Mateusza Bąkowicza, wpadł w pole karne i podobnie jak w meczu z Polkowicami trafił w bramkarza. Po 25. minutach spotkania Odra oddała sześć strzałów, na które ŁKS odpowiedział dwoma. Np. rozpaczliwym uderzeniem z dystansu próbował pokonać bramkarza Bartosz Szeliga. O takich strzałach mówi się, że są wyłącznie “do statystyk”.
Z upływem minut ŁKS się rozkręcał, a raczej trzeba powiedzieć, utrzymywał dłużej przy piłce, bo samo wymienianie krótkich podań nie dawało wiele. Za to Odra serią krótkich podań co rusz przenosiła się pod bramkę Kota. Po dośrodkowaniu Jakuba Szreka drugiego gola głową mógł zdobyć Marzec, ale trafił w słupek. ŁKS odpowiedział na to trójkową akcją Pirula, Juricia i Wolskiego. Niestety dośrodkowania ostatniego z wymienionych nikt nie zmienił na gola, a szkoda, bo między słupkami nie było wtedy bramkarza. Łodzianie poczynali sobie coraz śmielej Po jednym z rzutów rożnych świetny strzał Antonio Domingueza z niemałym wysiłkiem obronił Kuchta.
Niestety za dobre wrażenie artystyczne punktów jeszcze nie przyznają, a po szybkiej kontrze opolan, zakończonej błędem bramkarza ŁKS-u, Mateusz Marzec dopadł do wypuszczonej przez niego piłki i zdobył drugiego gola. Gospodarzom pomogła bierna postawa Marciniaka, który dawał się ogrywać i nie przeciął żadnego ze zmierzających w pole karne łodzian dośrodkowań. Ostatnie cztery minuty pierwszej połowy to totalna dominacja Odry. ŁKS był do tego stopnia przestraszony, że jego piłkarze nie byli w stanie poprawnie wyrzucić piłki z autu. Na przerwę gospodarze schodzili z dwubramkowym prowadzeniem.
Drugą połowę ŁKS zaczął od kompromitacji. Para stoperów i Bąkowicz nawet nie ruszyła do wpadającego w pole karne napastnika Odry, który strzałem głową po raz trzeci pokonał Kota. Łodzianie cały czas nie byli w stanie przejąć inicjatywy, a Odra dochodziła do coraz dogodniejszych sytuacji. Chwilę po trafieniu Czapliński wyszedł sam na sam i chybił.
Trener Vicuna już po dziesięciu minutach drugiej połowy uznał, że czas na zmiany i na boisko wpuścił Macieja Radaszkiewicza, Jana Kuźmę i Samuela Corrala. Dwóch napastników miało wzmocnić siłę ofensywną ŁKS-u. Przez godzinę łodzianie byli w stanie oddać jedynie cztery celne strzały, ale oprócz uderzenia Domingueza żaden z nich nie był groźny. O zaangażowaniu niektórych piłkarzy ŁKS-u niech powie obrazek, kiedy leżącego na murawie Corrala podnosił i motywował Radaszkiewicz. Niestety, wygląda na to, że przez problemy pozasportowe na al. Unii nie ma drużyny, a jedynie zbieranina zawodników.
Corral przez uszkodzone więzadło miał prawie rok przerwy od gry w piłkę, ale sposób w jaki przegrywał pojedynki fizyczne z obrońcami Odry był wręcz kuriozalny. Nawet znany z błyskotliwych zagrań Antonio Dominguez nie dawał kibicom łódzkiej drużyny radości, a jego niecelne dośrodkowania mogły powodować wyłącznie frustrację.
Wszystkie akcje ofensywne ŁKS-u były niegroźne, a Odra tylko czekała żeby przejąć piłkę i ruszyć z kontrą. Momentami wyglądało to tak jakby skrzydłowi łódzkiej drużyny urządzali między sobą konkurs, który więcej razy starci piłkę. W 70. minucie trener stwierdził, że dość tej nonszalancji i za Moreno wpuścił Piotra Gryszkiewicza.
Drużyna z Opola wyczuła, że defensywa gości nie wie co zrobić z piłką wrzuconą za linię obrony, więc mimo, że miała korzystny wynik, próbowała podwyższyć prowadzenie ekwilibrystycznymi zagraniami, którymi kiedyś rozpieszczał fanów ŁKS. Jedynym promykiem nadziei dla łódzkich kibiców mógł być występ Radaszkieiwcza, który walczył z obrońcami Odry ile tylko miał sił. Niestety, u kolegów nie miał wsparcia.
Za to Odra była cały czas zainteresowana zdobyciem czwartej bramki. Groźnym strzałem z dystansu próbował Sauczek, ale po raz kolejny przeleciała obok bramki Kota. Żeby poukładać trochę grę defensywą, albo wpuścić na boisko chociaż jednego zawodnika, który ma jakąkolwiek ambicję, Vicuna w miejsce Dominugeza wpuścił Damiana Nowackiego.
W 80. minucie spotkania ełkaesiacy rzut wolny pod bramką Odry wykonali tak słabo, że opolanie przejęli piłkę i przenieśli się w pole karne gości. Na szczęście Sauczek pogubił się podczas próby dryblingu i grę od bramki wznowił Kot.
Ostatnie dziesięć minut ŁKS pozorował grę w piłkę i starał się nie przeszkadzać Odrze. To już czwarty mecz z rzędu przegrany przez drużynę Vicuny, ale czy można winić trenera, skoro władze klubu nie informują go nawet, że może stracić kluczowych piłkarzy?
Odra Opole – ŁKS 3:0 (2:0)
1:0 – Marzec 9.
2:0 – Wróbel 41.
3:0 – Wróbel 49.
Odra Opole: Kuchta – Szrek, Kamiński, Petrak (77. Żak), Trojak, Pawlik (68. Niziołek), Mikinić (77. Sauczek), Wróbel (82. Piech), Kostrzycki , Marzec, Czapliński (77. Maćkowiak).
ŁKS: Kot – Bąkowicz, Lorenc, Marciniak, Szeliga – Koprowski(54. Kuźma), Dominguez (80. Nowacki), Pirulo – Wolski (54. Radaszkiewicz), Moreno (70. Gryszkiewicz), Jurić (54. Corral) .
Żółte kartki: Kamiński – Koprowski, Moreno