ŁKS zremisował z wiceliderem Ekstraklasy, choć całą drugą połowę grał w osłabieniu, a na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry przegrywał 1:2. W tym meczu było wszystko – wielkie emocje, kontrowersje, a nawet czerwona kartka dla… Kazimierza Moskala.
ŁKS dobrze rozpoczął mecz i już w szóstej minucie stworzył pod bramką Jagiellonii groźną sytuację. Pirulo kapitalnie zwiódł rywali i przedarł się w pole karne, lecz fatalnie przestrzelił. „Jaga” odpowiedziała szybkim atakiem z dziesiątej minuty, po którym strzał Dominika Marczuka sparował Aleksander Bobek.
Po okresie wymiany ciosów pomiędzy oboma zespołami rywali zaskoczył ŁKS – w 23. minucie Kay Tejan ruszył w dynamicznym rajdzie na bramkę Alomerovicia i pokonał golkipera gości pewnym strzałem z lewej nogi. Pomimo tego, że ełkaesiacy wyszli na prowadzenie, mieli jednak problemy z uspokojeniem gry. Zbierali też niepotrzebne żółte kartki – Daniel Stefański napomniał kolejno Hotiego, Flisa i Prulo.
Następny moment zwrotny to sytuacja z 38. minuty, gdy Tejan, który był wcześniej bohaterem łodzian, sprowokował rzut karny za sprawą zagrania ręką. Jedenastkę na gola pewnie zamienił Pululu. To trafienie było zaledwie początkiem wyjątkowo gorącej końcówki pierwszej połowy. Najpierw sędzia zarządził kilkuminutową przerwę ze względu na zadymienie boiska po odpaleniu rac przez kibiców ŁKS-u. Następnie w polu karnym gospodarzy doszło do groźnie wyglądającej sytuacji – Nacho Monsalve trafił głową w biodro Engjella Hotiego. Na boisku musieli zostać wezwani ratownicy medyczni, a po kilku minutach Hiszpan opuścił je na noszach. Jego miejsce zajął Adrien Louveau.
Na boisku było coraz goręcej, a kolejne decyzje sędziego były kwitowane przez kibiców głośnymi gwizdami. Daniel Stefański rozdawał kartki na prawo i lewo, ale kiepsko radził sobie z zarządzaniem temperaturą spotkania. W jedenastej minucie doliczonego czasu gry Hoti obejrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę, pięć minut później na trybuny został z kolei odesłany… znany z olimpijskiego spokoju Kazimierz Moskal. Pierwsza połowa zakończyła się remisem.
W pierwszych minutach po wznowieniu gry liczebna przewaga Jagiellonii nie była widoczna aż tak, jak można byłoby się spodziewać – ŁKS był w stanie utrzymać się przy piłce, zagrać dłuższą akcję, wywrzeć presję na rywalach. Łodzianie zbyt często popełniali jednak proste błędy, które spowalniały ich grę – takie, jak pomyłka Adriena Louveau, który przez nieodpowiedzialne rozgrywanie piłki w błahej na pozór sytuacji sprowokował kontrę gości. Lub zagranie Piotra Głowackiego, który wybił futbolówkę z będącego w tej sytuacji na wagę złota rzutu wolnego wprost w ręce Alomerovicia.
Łodzianie bronili się mądrze: z oddaniem, z sercem, ale i z dyscypliną taktyczną, nie dopuszczając do wielu groźnych sytuacji pod bramką Bobka. Nic nie zapowiadało więc sytuacji z 77. minuty, gdy Afimico Pululu przyjął piłkę w polu karnym, wywalczył miejsce na oddanie strzału i pokonał bramkarza ŁKS-u.
Wydawało się już, że losy meczu są rozstrzygnięte. Podobnie, jak w pierwszej połowie, ostatnie minuty okazały się jednak niezwykle gorące. Najpierw, w 90. minucie Daniel Stefański podyktował rzut karny dla ŁKS-u. „Jedenastkę” bezbłędnie wykonał Ramirez. Kilkadziesiąt sekund później rozśpiewany Stadion Króla nagle umilkł – arbiter ponownie wskazał na “wapno”, ale tym razem przed bramką łodzian. Po przeciągającej się analizie VAR sędzia anulował jednak tę decyzję. Ełkaesiacy nie dali sobie już wydrzeć remisu z rąk – skutecznie utrzymywali grę z dala od własnej „szesnastki” i na koniec mogli cieszyć się ze zdobytego wbrew sporym przeciwnościom punktu.
ŁKS – Jagiellonia Białystok 1:2
23 Tejan
40 Pululu (K)
77. Pululu
90. Ramirez (K)
ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve (45+7 Louveau), Flis, Głowacki – Mokrzycki, Letniowski (79. Małachowski), Hoti – Pirulo (66. Śliwa), Tejan (79. Ramirez), Szeliga (66. Janczukowicz).
Jagiellonia: Alomerović – Sacek, Matysik, Dieguez, Wdowik, Marczuk (60. Hansen), Romanczuk (66. Kubicki), Nene, Imaz, Naranjo (82. Łaski), Pululu (82. Nguiamba).