Widzew Łódź przełamał wyjazdowy kompleks, wygrywając z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. Zwycięstwo było efektowne, mogło być jeszcze wyższe, a słabszych punktów w zespole było niewiele. Był za to jeden zawodnik ze złotym dotykiem – Fran Alvarez zaliczył klasycznego hat tricka w ciągu 13 minut.
Zaczął mecz znakomicie, broniąc strzał Jimeneza z bliska. Później wróciły demony, czego efektem był błąd przy pierwszym straconym golu. Ilić był zasłonięty, ale nie zareagował na strzał. Więcej pracy nie miał, widać jednak, że koledzy nie mają do niego dużego zaufania, bo zamiast podawać mu lub zostawić piłkę, wybijali ją.
PRZECZYTAJ: Trener Widzewa o tym, czego potrzeba drużynie
Jego wielkimi atutami są waleczność i siła fizyczna. Brakuje mu trochę umiejętności piłkarskich, ale na tle zespołu z Niecieczy był niczym profesor. A zadanie miał niełatwe, bowiem Akere nie zawsze pomaga…
Silny, pewny, nie przegrywający pojedynków jeden na jednego. Coraz lepiej współpracuje z Visusem – dzięki czemu obrona Widzewa nie gra już tak głęboko, jak pod nieobecność Cypryjczyka.
Ma być liderem widzewskiej obrony i w Niecieczy był nim. Ma ogromny atut, jakim jest umiejętność rozpoczynania akcji.
Doskonale poradził sobie z najgroźniejszym w Termalice Fassbenderem, który wypracował pierwszego gola (pilnował go wtedy Shehu), a w spotkaniu pucharowym mocno dał się widzewiakom we znaki. Pewny w defensywie, aktywny w ofensywie, a plus za asystę przy golu Bergiera.
Znów dostał szansę i wypadł poprawnie. Dlaczego tylko poprawnie: bo przy pierwszym straconym golu nie wiedzieć czemu cofnął się aż na linię pola bramkowego, a przy drugim pilnował powietrza, czyli stał i patrzył, jak rywal strzela na bramkę.
Po raz pierwszy od ostatniej kolejki poprzedniego sezonu zaczął oficjalny mecz w podstawowym składzie, ale szybko musiał zejść z rozbitą głową.
Doczekał się pierwszej asysty w Widzewie, a przy wyrównującym golu świetnie dośrodkował do Therkildsena. Rozegrał bardzo dobry mecz, co powinno uciszyć najzagorzalszych krytyków. Powinien być coraz lepszy, gdyż ma naprawdę duży potencjał.
Pierwsza szóstka w naszych ocenach w tym sezonie. Nie mogło być jednak inaczej, gdy zawodnik strzela hat-tricka, czwartego gola zabrał mu minimalny spalony, a poza tym haruje na całym boisku, przebiegając największy dystans nie tylko w swoim zespole, ale w meczu.
Doniesienia o błyskotliwości młodego Nigeryjczyka nie były przesadzone. Nękał rywali rajdami, zaliczył asystę, a w pierwszej połowie znakomicie podał do Alvareza, którego strzał obronił bramkarz. Bardzo dobry występ.
Nie był to wybitny występ, ale od napastnika wymaga się przede wszystkim strzelania goli. Bergier raz znalazł się w odpowiednim miejscu i wykorzystał okazję.
Dziwne zachowanie szkoleniowców, którzy pominęli go w wyjściowej jedenastce, bo był nie w pełni sił. Nie przeszkodziło im to wysłać go do gry po niespełna kwadransie. Zaczął źle, pozwalając na asystę przy straconym golu, lecz później każdy jego kontakt z piłką przynosił Widzewowi coś pozytywnego.
Niewiele brakowało, by zaliczył asystę, był jednak na minimalnym spalonym. Miło patrzeć na jego kulturę gry. Gdy jeszcze doda do tego konkrety…
Bardzo dobra zmiana. Wypadł nie gorzej niż jego poprzednik – Akere.
Lindon Selahi i Pape Meissa Ba– bez oceny, bo grali za krótko.