Sezon 25/26 miał być dla Widzewa przełomowy. Łodzianie mieli włączyć się do walki o najwyższe cele, ale…
Przed startem rozgrywek widzewiacy mieli wielkie apetyty. To w pełni zrozumiałe, bo w klubie pojawiły się gigantyczne pieniądze. RTS z drużyny, która była budowana “za drobne” stał się finansowym gigantem, który nie miał problemu z przebiciem ligowych konkurentów w licytacji o konkretnego piłkarza.
“Widzew przebił nas dwukrotnie. Nie było w ogóle dyskusji. Spytałem piłkarza czy to oferta z Serie A, a on odpowiedział że z Widzewa” powiedział w rozmowie z Przemysławem Langierem Mateusz Drożdż, były prezes Widzewa, a obecnie prezes Cracovii.
W teorii wszystko wokół nowego Widzewa działo się tak jak powinno. Nowy dyrektor sportowy i trener pojawili się przy Piłsudskiego już w marcu, mieli masę czasu by odpowiednio przygotować się do nowej kampanii. Transfery były wykonywane w naprawdę niezłym tempie, wszystko to miało ręce i nogi. I wtedy zaczął się sezon…
Z początku nie było jeszcze tak źle, bo RTS punktował, ale trzy ostatnie spotkania zakończyły się porażkami łodzian. Czego brakuje widzewiakom? Na pewno szczęścia, bo to, że niemal w każdym meczu czerwono-biało-czerwoni cierpią przez decyzję sędziowskie nie jest normalne. Tak było w meczach z GKS-em Katowice, Wisłą Płock, Cracovią, Pogonią Szczecin i w niedzielę z Lechem Poznań. Do tego trzeba dołożyć długie kontuzje Samuela Kozlovskiego i Petera Therkildsena, czy np. czerwoną kartkę dla Sebastiana Bergiera i zawieszenie go na dwa mecze. Trzeba przyznać, że łodzianie łatwo nie mają. Tyle tylko, że prócz tych zdarzeń losowych, na słaby wynik zespołu składają się też inne czynniki.
Jednym z nich jest to, że drużynę przez 6 kolejek prowadził szkoleniowiec, wobec pracy, którego zastrzeżenia były już w poprzednim sezonie. I tak jak powiedział Mindaguas Nikolicius, Zeljko Sopić nie jest pewnie złym trenerem, ale w Widzewie po prostu coś nie zagrało. I w porządku, takie sytuacje się zdarzają. Problem polega na tym, że zamiast przyznać się do błędu przed startem sezonu i rozpocząć go z nowym szkoleniowcem, przy Piłsudskiego brnęli w wersję z chorwackim trenerem po to, żeby finalnie zwolnić go po kilku kolejkach i zastąpić asystentem Patrykiem Czubakiem.
To po prostu pachnie działaniem bez pomysłu i nie pasuje do tego projektu, który ma być podwalinami pod trzeci Wielki Widzew. Teraz łodzian czeka przerwą na kadrę, a po niej mecz w Sercu Łodzi z Arką Gdynia. Jeśli podopieczni Czubaka nie wygrają, zacznie robić się gorąco. Jest za wcześnie by mówić, że ten zespół będzie walczyć o utrzymanie, bo równie dobrze drużyna może w końcu się otrząsnąć i zacząć regularnie punktować. Niemniej powody do obaw są w pełni uzasadnione.
1 Comment
ryba psuje się od głowy. kiedy pożegnamy prezesa?