Trener tymczasowy – termin kojarzący mi się, nie wiem czemu, z kołem zapasowym. Przedmiot leżący gdzieś w kącie, czekający na awaryjną sytuację i wspierający w kryzysowym czasie kierowcę, gdy podstawowe elementy zawodzą. W świecie aut raczej nie zdarzająca się sytuacja, by zapasowe koło zaczęło pełnić funkcję podstawowego. A w środowisku piłkarskim? Co powinien zrobić, a czego ma się wystrzegać, trener obejmujący nagle, w trwodze, stery drużyny?
Zazwyczaj asystenci, drudzy trenerzy w swej codziennej pracy przyjmują jedną z dwóch postaw. Gdy czują sympatię głównodowodzącego trenera, całują go w sygnet, liżą po dłoniach, znałem kilku takich, co rozumieli to prawie dosłownie i chodzili jak cień za szefem, powtarzali każdy jego gest, łącznie z drapaniem się po plecach i poprawianiem grzywki. W przypadku takiej sytuacji stają raczej w opozycji do drużyny i potakują, potwierdzają każdą, nawet idiotyczną teorię pierwszego trenera, krytykując piłkarzy niespełniających oczekiwań szefa.
Jest z nimi blisko, pociesza po przegranych meczach, poklepuje po plecach, wspiera, przymyka oko na dostrzeżone wyskoki, staje się bliskim kumplem drużyny. Zna jej tajemnice i doskonale odczytuje wszelkie zmiany nastrojów ekipy. Czasem skutecznie i zawzięcie podpiłowuje krzesło jedynki.
Ale istnieje jeszcze trzecia postawa, makiaweliczna, gdy szef wysyła swego asystenta jako szpiega, by ten wykradał wewnętrzne tajemnice drużyny i donosił głównodowodzącemu. Rola ta jest jednym z największych wyzwań asystenta i tylko nieliczne, wybitne jednostki sobie z nią radzą. Oczywiście to działanie na krótką metę, bo zespół bardzo szybko orientuje się w sytuacji i uszczelnia szeregi, rugując intruza poza nawias.
W zależności od tego, jaki był niedawny asystent, drużyna inaczej reaguje na przejęcie przez niego sterów i to niekoniecznie tak, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Oczywiście oprócz tych wymienionych postaw, wpływ na reakcję ekipy mają jeszcze inne cechy byłego asystenta: wiedza merytoryczna, pewność siebie, warsztat, poziom wazeliniarstwa i krasomówstwa. Decydująca jest jednak głównie rola, jaką wcześniej przyjął względem piłkarzy.
Wydawałoby się, że drużyna najlepiej zareaguje, gdy asystent był tym lubianym, miłym kumplem.
To paradoksalne, ale wielokroć widziałem taką sytuację. Drużyna wtedy wygląda piłkarsko bardzo dobrze w meczu, ale przytrafia jej się kilka błędów, które decydują o porażce.
W przypadku, gdy pierwszym trenerem zostaje tzw. pierścienio-cmokacz efektem jest brak respektu, pojawiają się samowolne decyzje, braki w konsekwencji działań drużyny i lekceważenie systematycznego podejścia do treningu. Wkrada się rozluźnienie, a nawet totalne bezhołowie, które jeszcze powiększa się, gdy były asystent w poprzednim wcieleniu szpiegował piłkarzy.
Nasuwa się więc pytanie co jest przyczyną tych nielicznych sytuacji, gdy były asystent raptem sprawia, że zespół zaczyna kapitalnie grać w piłkę i osiąga sukcesy?
Nie wiem! ☺